Layout by Raion

piątek, 8 stycznia 2016

Nobody's Hero



VICTOR LUCAS LE BURN
|| 27 latek || W miasteczku od urodzenia ||  
 || Czarownik || 
 Victor wycho­wał się w magicz­nej rodzi­nie, a jego dar jest prze­ka­zy­wany z poko­le­nia na poko­le­nie rosnąc coraz bar­dziej w siłę. Vic­ jest cho­dzącą zagadką. Nie lubi mówić o sobie, jest bar­dzo tajem­ni­czy i dziwny. Niczego nie robi bez­in­te­re­sow­nie. Po mie­ście poru­sza się zazwy­czaj w dłu­gim czar­nym płasz­czu z kap­tu­rem na gło­wie oraz skó­rza­nych ręka­wicz­kach, a wycho­dzi tylko w nocy. W dzień prak­ty­kuje swoją magię, uczy się nowych zaklęć, dosko­nali swoje ponad prze­ciętne umie­jęt­no­ści. Można rzec, że zna każ­dego w mia­steczku i umie przej­rzeć go na wylot. Jest dość cier­pliwy, jed­nak lepiej nie testo­wać jego gra­nicy wytrzy­ma­ło­ści. Sam jest panem swo­jego życia i poru­sza się wła­snymi ścież­kami, a ten kto mówi mu co ma robić lub za bardzo miesza się w jego sprawy zazwy­czaj nagle znika i słuch po nim ginie. Vic­tor nie ma zbyt wielu przy­ja­ciół. Mieszka ze swoim kotem i oswojonym nietoperzem. Pra­cuje jako bar­man na noc­nej zmia­nie w jed­nym z fran­cu­skich lokali. Bywa sar­ka­styczny, szczery i intry­gu­jący.

Siedzę w kinie mojego życia,  miejsca są zajęte.
Sam spoczywam na dostawionym krzesełku - przyszło zbyt wielu widzów.
Gaśnie światło - zaczyna się film.
Wracają wspomnienia, odżywają stare chwile,
jakieś obce ja zagląda mi w twarz.
Widzowie na sali pękają ze śmiechu.
Wracają dawne pytania o sens życia i śmierci.
Wtedy nie znałem na nie odpowiedzi - dziś ją znam.
Wciąż nie wiem po co żyję, mam tylko nadzieję, że umrę szybko.
Ten film pokazuje moją śmierć - nareszcie i ja mogę się uśmiechnąć,
lecz wtedy tysiąc oczu odwraca się od ekranu i spogląda na mnie z przerażeniem




Cześć!
Chodźcie na wątki!
Pokocha go ktoś? Najlepiej pan :D
Fc: Nolan Funk

121 komentarzy:

  1. [ Witam! Widzę, że koncepcja umierającej narzeczonej, jednak się nie sprawdziła ( przyznaję się, podglądałam ). Na wątek jestem jak najbardziej chętna, może nawet powiązanie. Miłość chyba raczej nie, ponieważ Olivia to niestety pani :D ]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam, witam :) Ja mam panią, która też ma kota, może na tym polu by się dogadali? I nietoperek uroczy ^^]

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć :)
    Nie wiem, co powiedzieć oprócz tego, że mi się bardzo podoba :)]
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  4. [ojej, kolejne ciacho do schrupania ^^ Uroczy i przystojny, musi miec powodzenie ;) Alem wpadlam sie przywitac jednoczesnie: hejo ;)
    ]

    Marion

    OdpowiedzUsuń
  5. [Oł, ładny on ;) Panowie są do siebie podobni pod względem podejścia do życia, więc zapraszam jak najbardziej do Josha ;)]

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  6. [Prawda, jacy czarownicy są fajni? <3 Victor jest cudowny. Standardowo, wąteczek? :D]

    Sebby

    OdpowiedzUsuń
  7. [To nad czym myślimy? <3 Aw, Victor jest uroczy. I ma nietoperza!]

    Sebby

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ja planuję wrócić z Colinem na Amsterdam jeszcze w tym tygodniu. Powolutku piszę dla niego notkę. A tymczasem... bawię się tutaj. :D Chcesz jakiś wątek lub powiązanie?]
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  9. [polecam sie - czy pan czarownik sprzedaje tez lecznicze mikstury? Marion by sie przydaly ;)]

    M.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Tak się zastanawiam... Niby Victor każdego zna, ale... wychodzi tylko nocą. Podczas gdy Lucien jest czynny za dnia, ale nie bywa w centrum miasta, a nocą nie wychodzi z domu. Tak się zastanawiam, kiedy mieliby się spotkać. Pozostaje tylko świt i zmierzch...]
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Coś mi w sumie przyszło do głowy jako powiązanie. Mogłoby być tak, że w jednej ze swoich wizji Lucien zobaczyłby czasującego Victora, któremu coś tam akurat nie wyszło i zrobił sobie drobną krzywdę. Nic mu jednak o tym nie powiedział. Dopiero następnym razem, gdy wizje sprowadziły na Luciena migrenę nie do opanowania, chłopak stwierdził, że pomoc czarownika może mu się przzydać i poszedł z tym do Victora. Co o tym sądzisz?]

      Usuń
  11. [Ach, Sebcia wszyscy chcą kochać, to słodkie. Okej, to mi pasuje. Tyle razy Ci powtarzałam i będę powtarzać, że masz genialne pomysły! <3 Czyli, że oni się przyjaznili już wcześniej, tak? To spoko, mam zacząć? <3]

    Sebby

    OdpowiedzUsuń
  12. Podobnie jak Victor, Lucien nie był szczególnie towarzystkim typem. Jednak ich dobrowolna samotność wynikała zupełnie z innych przyczyn i cech charakteru. Foix pewnie chętnie przebywałby wśród ludzi, gdyby nie musiał zaglądać w ich przyszłość wbrew własnej chęci czy potrzebie. Nie miał na to żadnego wpływu, a niekiedy nawet chorował. Z przerażeniem myślał o tym, co by się z nim stało, gdyby przebywał w jakimś przeludnionym budynku w trakcie trzęsienia ziemii lub innej klęski. Emocje innych lub tragizm sytuacji często wyzwalały wizje Luciena. Nie było w tym jednak reguły. Raczej... prawdopodobieństwo, jak we wszystkim, co dotyczyło chłopaka.
    Zwykle okres letni był przyjemniejszy dla Luciena. Ludzie byli weselsi, robili mniej głupot, częściej się radowali. Zimowa atmosfera wywoływała u wielu stany depresyjne, gorączkowość zachowań i bezmyślność,a u najmłodszego Foix migreny. Na zwykłe bóle głowy wystarczały tabletki. Niestety nieszczególnie działy na dolegliwości związane z wizjami. Po szczególnie trudnych dniach, długo dochodził do siebie. Niekiedy wcale mu się nie poprawiało.
    Takiego też dnia powędrował do Victora. Nie liczył na szczególnie miłe przyjęcie - wiedział, że meżczyzna nie lubi gości bez zapowiedzi. Lucien jednak nie zamierzał się tym przejmować, ponieważ z trudem trzymał się na nogach po nieprzespanej z bólu nocy. Poprzedniego wieczotu dał się wyciągnąć bratu na jedną z firmowych imprez i szybko tego gorąco pożałował - ilość alkoholu, buzujących hormonów, intryg i po prostu ludzi spowodował nie tyle falę wizji, co zawroty głowy spowodowane wyczuwaniem tych wszystkich przeklętych linii prawdopodobnego losu. Bo nic nie nigdy nie jest na sto procent. Tylko po co mu to wszystko wiedzieć i widzieć?
    Zapukał do drzwi. Wolał nie wchodzić bez pozwolenia. Kto wie, jakie zabezpieczenia zakłada na swój dom nadambitny czarownik?

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  13. [♡]

    Czasem Sebastian miewał takie dni, w których to wszystkiego było za dużo. Dźwięki były za głośne, kolory zbyt jaskrawe a zapachy za intensywne. W takich chwilach, żeby nie warczeć na niczemu winnych ludzi, zamykał się w swoim pokoju i starał jakoś uspokoić. Cieszył się wtedy, że jako najstarszy mieszkaniec domu dziecka miał własny pokój i nie musiał znosić jakiegoś uciążliwego szkraba. Lubił dzieci, nawet bardzo, ale w tych dziwnych dniach bardzo go denerwowały. Taki to właśnie dzień zdarzył się dzisiaj. Od rana nie mógł się na niczym skupić, lekcje praktycznie spędził na gapieniu się w okno, a gdy po zajęciach poszedł do pracowni, wyszedł z niej po chwili bo cała chęć na malowanie wyparowała z niego gdy tylko postawił tam nogę. Teraz też siedział jak otumaniony, wsłuchując się w padający za oknem deszcz ze śniegiem. Było zimno, mokro i nieprzyjemnie. Zirytowany odłożył książkę którą przeglądał na szafkę nocną i położył się na łóżku. Tak miał już wszystkiego dość, tak go wszystko wkurzało, że nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu wstał, podszedł do biurka i poprzekładał książki, po czym z powrotem wrócił na łóżko, ale zaraz znowu wstał, bo nie miał ochoty leżeć. Sfrustrowany przeczesał włosy dłonią tworząc w ten sposób jeszcze większy bałagan na swojej głowie i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Długo się w nią wpatrywał, jednak schował ją, nie decydując się w końcu, żeby zapalić, mimo iż potrzeba wypalenia papierosa była bardzo silna. Opiekunki ośrodka były bardzo wyczulone na dym papierosowy, a on nie chciał problemów, gdyby go na tym któraś przyłapała. Westchnął i spojrzał przez okno na białe, pokryte zmarźliną trawniki i kałuże rozpuszczonego śniegu. Co za breja. Sebastian zacisnął dłonie na parapecie, przymykając oczy. Gdyby tylko miał miejsce, do którego mógłby pójść, nawet mimo iż jest już dawno po dziesiątej; gdyby był ktoś kto mu pomoże i zrozumie jego fatalny nastrój... Nagle Bash doznał olśnienia. Szeroko otworzył oczy, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. No tak, w sumie była taka osoba, choć zapewne nie będzie zbyt uradowana, gdy go zobaczy o tej godzinie na progu. Wciągnął na nogi stare trampki i wełniane płaszcz (zimowe ubrania wisiały w holu, a dziwne by było gdyby teraz po nie zszedł zwłaszcza, że nie miał zamiaru wychodzić przez frontowe drzwi), po czym sycząc z bólu, gdy zachaczył o coś zabandażowaną dłonią (naprawdę, po tylu razach powinien się nauczyć, że jak nazwie jakiegoś osiłka fiutem, to ten wcale nie przestanie przyciskać mu dłoni szafką, tylko zrobić to dwa razy mocniej) otworzył okno i wystawił za nie lewą nogę. Uprzednio zgasił światło w pokoju tak, aby przechodząca korytarzem pani Cole uznała, że śpi (trudno by mu było jej wytłumaczyć, że o dziesiątej wieczorem idzie odwiedzić starszego o dziesięć lat kumpla i to w dodatku w taką pogodę). Te kobiety naprawdę go lubiły, ale wszystko ma swoje granice. Gdy już znalazł się na dachu, starym, sprawdzonym sposobem zsunął się na ziemię. Jego pokój nie znajdował się zbyt wysoko, a on miał dużą wprawę w wychodzeniu przez okno. Pierwszy raz w ten sposób zniknął z ośrodka gdy miał osiem lat. Przeklinając śliski i mokry dach, oraz ubrania które już zaczynały robić się wilgotne, ruszył aleją między klombami, starając sie ignorować przemoczone buty i włosy, które przyklejały mu się do czoła. Sebastian stwierdził, po namyśle, że mógł wziąć czapkę. Włożył ręce do kieszeni i skierował się w stronę ulicy na której to mieszkał Victor. Miał nadzieję, że mężczyzna nie zamknie mu drzwi przed nosem, pocieszy i poczęstuje go papierosem, bo swoją paczkę, oczywiście, zostawił w sypialni. Zwykle drogę z domu dziecka do Victora pokonywał w dziesięć, piętnaście minut, a teraz przez ten deszcz i zimno, zajęło mu to prawie pół godziny. Gdy wreszcie dotarł pod dom Victora miał już wszystkiego serdecznie dość.  Zamarznięty, nadal w podłym nastroju i w przemoczonych ciuchach energicznie, na tyle na ile go było stać, zapukał  do drzwi modląc się, aby mężczyzna był w domu.

    Sebby L.

    OdpowiedzUsuń
  14. [O tak trzeba coś wymyślić, ci dwaj mogą razem wszystko odwalić xD Jakiś punkt zahaczenia?]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Okej, może być tak jak mówisz, Josh na pewno doceni pomoc... chociaż pewnie otwarcie nie podziękuje. Co do wątku pasuje mi to, chyba, że chcesz faktycznie myśleć nad czymś ambitniejszym xd]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Okej ;p Zaczniesz czy ja mam zaczynać? ;)]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  17. [Postaram się dziś zacząć, ewentualnie jutro bo czuję, ze wracam do formy ;p]

    OdpowiedzUsuń
  18. [Mam nadzieję, że nie zrobiłam z Basha większego kretyna, niż jest. :D]

    Sebastian jest naprawdę żałosny, ale nie wolno go za to winić. Gdy w środku nocny drzwi otwiera Ci niesamowicie przystojny mężczyzna, każdemu może zrobić się gorąco, tak? Nawet mimo wszechogarniającego zimna i mokrych spodni. Przez cały monolog Victora Bash ani razu nie przewrócił oczami, ani mu nie przerwał, więc był z siebie dumny. Jednak prawie prychnął pod koniec; to tak, jakby jakieś wampiry w ogóle zwróciły na niego uwagę. Chyba umarłyby ze śmiechu, gdyby tylko go ujrzały. Uśmiechnął się z wdzięcznością, gdy brunet go wpuścił, ale zaraz potem skrzywił się na jego złośliwą uwagę. Le Burn oczywiście nie byłby sobą gdyby jej nie dodał. Mieszkanie czarownika zawsze sprawiało, że czuł się lepiej; wywołało u niego jakiś wewnętrzny spokój. Na to zapewne miała wpływ magia, którą mężczyzna tu praktykował. To zawsze było dla Basha fenomenem na skalę światową - istnienie magii. On sam, jako osoba trzeźwo myśląca i racjonalna nie bardzo w to wszystko wierzył, ale fakt pozostawał faktem - Victor był czarownikiem i to diabelnie dobrym. Z westchnieniem ulgi oddał przyjacielowi płaszcz, a zaraz potem przyjął jego ciepłe i przede wszytkim suche ubrania. Jakaś część niego w głębi duszy cieszyła się, że będzie miał na sobie ubrania Victora. Z prawdziwą przyjemnością wciągnął na siebie koszulkę mężczyzny (to nic, że była trochę za szeroka) i jego dresy.  Uśmiech na jego twarzy tylko się poszerzył, gdy Victor okrył go kocem i podał mu szklaneczkę whisky.

    - No pewnie - zaśmiał się - nigdy nie posądziłbym Cię o upijanie nieletnich.

    Już po pierwszym łyku poczuł przyjemne uczucie ciepła, gdy alkohol popłynął w jego krwi. Tak, zdecydowanie tego mu było potrzeba. Gdy odstawił pustą już szklankę na stolik, skrzywił się lekko z bólu. Te cholerne palce nadal go bolały, a najgorszym było to, że nie mógł przez klika dni rysować. W ogóle nie mógł nic nimi robić, bo przy każdej nawet najdrobniejszej czynności przeszywał go ostry ból.

    - O rany, czytasz mi w myślach - mruknął, (chociaż w sumie, lepiej żeby e nich nie czytał) - chętnie bym coś zjadł. Uśmiechnął się, przywracając oczami na słowa starszego mężczyzny.

    - Tak, mamo. - zironizował, szczelniej okrywając się kocem. W sumie wspólne mieszkanie z Vicotrem nie jawiło się jakoś tragicznie, wręcz przeciwnie. W przypływie nagłego impulsu, chwycił mężczyznę za rękaw, po czym poczuł, rumieniec pojawiający się na jego twarzy. Cholerna blada karnacja. Nie patrząc mu w oczy, powiedział:

    - No i wiesz, dzięki że mnie wpuściłeś. Dziękuję ci za wszystko. I w ogóle przepraszam, że tak Ci się zwalam na głowę, pewnie spałeś, byłeś zajęty, albo coś... Przepraszam. - mruknął, patrząc na swoje obandażowane dłonie. Nie chciał widzieć na twarzy Victora litości, albo nawet złości, dlatego nie patrzył w jego stronę.

    Z całą pewnością jego obecność tutaj mu przeszkadzała, była dla niego ciężarem, a mimo to mu pomagał.

    Sebby L.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Och, dobry Boże. To zdjęcie nas zabiło. ♡_____♡ A Bash to kretyn, lalalalalala.]

    - Mhm, hm. - mruknął tylko Bash na słowa Victora, ale nic nie powiedział. Uważał, że powinien mu dziękować, a nawet zrobić wiecej, żeby okazać mu swoją wdzięczność. Wychodził z założenia, że w życiu nie ma nic za darmo, a jeśli ktoś Ci pomaga, to trzeba się odwdzięczyć. Perspektywa jedzenia, ciepłego jedzenia, wyrwała go rozmyślań. W ogóle, gdy tylko pojawiał się w mieszkaniu mężczyzny zły nastrój, który męczył go cały dzień, jakby wyparował. To obecność Victora i, prawdopodobnie, jego magii, która zawsze go otaczała tak na niego działała. Tak uspokajająco. Był jednak zbyt wolny i nie zdążył się wyrwać, bo oto nagle Victor ujął jego dłonie w swoje. Sebastian nie chciał do tego dopuścić, bo wiedział, co zaraz nastąpi.  I miał rację, bo gdy tylko mężczyzna zobaczył, w jakim stanie są jego ręce, powiedział dokładnie to, czego Bash się spodziewał.

    - To nic - burknął wymijająco chłopak - sam sobie to zrobiłem, drzwiczkami od szafki. - to nie tak, że Sebastian chciał bronić kolesia, który mu to zrobił, ale Victor nie powinien zużywać swoich mocy na taką głupotę. Pełen podziwu rozprostował palce, które już zupełnie nie bolały. Tak, magia była doprawdy niezwykła. A to, że Victor tak się nim przejął jeszcze bardziej go ucieszyło.

    - To nadal mnie fascynuje, te twoje zdolności, wiesz? Są naprawdę intrygujące. - powiedział, po czym z wdzięcznością przyjął talerz z ciepłą pizzą. Z ogromną przyjemnością wgryzł się w puszyste ciasto - rzadko miał okazję do jedzenia takich rzeczy, ponieważ opiekunki w domu dziecka przechodziły teraz falę zwaną 'zdrowym odżywianiem', tak więc wszelkie pizze, słodycze czy inne rzeczy, które uwielbiał i on, i dzieciaki, odpadały w przedbiegach. Gdy zjadł, poczuł się naprawdę szczęśliwy. Było mu ciepło, czuł się o wiele spokojniejszy, a w dodatku wypita whisky sprawiła, że poczuł się senny; zawsze miał słabą głowę. Odstawił talerz na stolik i jakoś tak przymknął oczy, tylko na chwilkę. Było mu tak dobrze, ciepło i przyjemnie... Nawet nie zauważył jak zasnął, uprzednio praktycznie zwalając się na Victora, wtulając w niego i tworząc sobie z niego poduszkę. Cóż, przez sen bywał bardziej śmiały. Gdyby nadal był przytomny, prawdopodobnie umarłby ze wstydu i zażenowanie (nie mówiąc o tym, że jego twarz płonęłaby żywym ogniem), że zasnął na facecie, który, w pewnym sensie, mu się podobał.


    Twój kretyn. *.*

    OdpowiedzUsuń
  20. [♡]

    Gdy Bash się obudził, stwierdził że jest:

    a) zbyt wcześnie na wstawianie;

    b) jest mu ciepło i bardzo przyjemnie;

    oraz c) po prostu nie ma na to ochoty, więc ponownie wtulił się w Victora i starał się zasnąć. Zaraz, wróć. Jak to, w Victora? Otworzył szeroko oczy i praktycznie dostał stanu przedzawałowego, bo oto leżał na kanapie, rozwalony na Vicotrze Le Burnie niczym na poduszce, z głową na jego klatce piersiowej.  Natychmiast dźwignął się z kanapy, a zrobił to tak szybko, że zsunął się na podłogę, zaliczając efektywne stracie z ziemią. Spojrzał szybko na mężczyznę, czy aby go nie obudził, ale Victor spał w najlepsze. Sebastian odetchnął z ulgą, wstał i się przeciągnął. Nieco zdziwiony zorientował się, że mimo wypitego wczoraj alkoholu, nie męczy go kac. Zegarek na komodzie wskazywał za piętnaście dziesiąta,  jedenastego stycznia w niedzielę. Śnieg za oknem układał się w puszystą warstwę i nadal prószył, co nie zachęcało do wychodzenia na dwór. Opiekunki z ośrodka najprawdopodobniej już zajrzały do jego sypialni, skoro nie pojawił się na śniadaniu, ale pewnie uznały, że gdzieś wyszedł. Będą tylko zirytowane, że im nie powiedział, ale z tym sobje poradzi, tak więc nie odczuwał potrzeby wychodzenia z mieszkania przyjaciela. Właśnie. Zerknął na wciąż śpiącego bruneta, podszedł i nakrył go kocem, starając sie nie patrzeć tam, gdzie podwinęła mu się koszulka. Zgarnął talerze i szklanki ze stolika, i zaniósł je do kuchni. Mimo iż bywał już wielokrotnie w domu Victora, to dopiero drugi raz był w jego kuchni. Była średniej wielkości, ale jasna i niezagracona, jak reszta mieszkania, którą było mu dane widzieć. Bash włożył brudne naczynia do zlewu i zabrał sie za szukanie kawy. Po kilku minutach znalazł ją, wyciągnął dwa nadające się do użytku kubki i nastawił czajnik z wodą. Spojrzał na swoje palce, dopiero po chwili przypominając sobie, że Victor wczoraj je wyleczył. Przeczesał włosy dłonią, ciężko wzdychając. Czarownik nie żartował mówiąc, że wyciągnie z niego kto mu to zrobił. Na razie jednak będzie się wykręcał, to zawsze mu dobrze wychodziło. Wyłączył gotującą się wodę i zalał wrzątkiem dwa kubki z kawą. Gdy skończył, zaniósł je do salonu i postawił ostrożnie na stoliku. Victor nadal był pogrążony we śnie, a śpiąc wyglądał naprawdę uroczo. Bash zganił sie za te myśli - idioto, jesteście tylko przyjaciółmi. Upił łyk kawy i podszedł do ogromnego regału z książkami. Le Burn miał naprawdę imponująca kolekcję książkę, choć prawdopodobnie większość była napisana w nieznanych (z pewnością żadnych ludzkich językach) oraz dotyczyła magii. Przeleciał wzrokiem po tytułach, aż w końcu znalazł jakiś kryminał. Rozsiadł się przy kanapie, opierając się o nią plecami i otworzył książkę na pierwszej stronie. Skoro i tak czeka aż Victor się obudzi, to równie dobrze może sobie poczytać.


    Sebby L.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Jednak EDB się do czegoś przydaje. XD Kochamy mocno. <3]





    Sebastian drgnął, słysząc głos Victora i uśmiechnął się, z przyzwyczajenia zaginając róg strony w książce i odkładając ją na stolik.

    - Tak, dobrze. Tobie chyba też. - powiedział. Kiwnął głową na jego słowa i dźwignął się z podłogi. Sięgnął po zimną już teraz kawę Victora, poszedł do kuchni i ponownie wstawił czajnik. Jego przyjaciel na pewno nie pogardzi gorącą kawą z samego rana. Sebastian nie musiał czekać długo na jego powrót, bo po paru chwilach Le Burn ponownie pojawił się w kuchni. Bash prychnął na jego słowa.

    - Sugerujesz, że śmierdzę? - spytał zaczepnie, ale posłusznie ruszył do salonu, aby zdjąć swoje, już suche ubrania z kaloryfera. Złożył leżący na kanapie koc w kostkę, starając się nie przypominać sobie, jak wygodnie spało się na niej z Victorem. Gdy wszedł do kuchni aby spytać, skąd może sobie wziąć ręcznik, ujrzał siedzącego na podłodze Victora, który przykładał sobie do nosa pokrwawiony ręcznik.

    A temu co się stało? Natychmiast do niego podszedł.

    - Ej, co się stało? Wpadłeś na lodówkę? I ty masz czelność mówić mi, że jestem niezdarny. Chodź. - jak zwykle, żartami próbował zamaskować strach. Miał nadzieję, że nic poważnego nie stało się czarownikowi; nie miał pojęcia jak tacy jak Victor reagują na podobne urazy. Sebastian wiele razy widział krwawiące nosy w domu dziecka, a łącząc to z tym co przerabiali na edukacji dla bezpieczeństwa, dawało mu to pewne pojęcie o tym, co robić. Podciągnął bruneta za rękę do pionu, oparł o blat i kazał pochylić głowę do przodu. Bash zaczął myszkować w lodówce w poszukiwaniu jakiegoś lodu, albo mrożonki. W końcu znalazł woreczek z lodem, który owinął ścierką i lekko przyłożył go do nosa Victora, i przytrzymał przez kilka minut.

    - No, jak pięknie, przestałeś krwawić - powiedział po chwili i całkiem nieświadomie, delikatnie pogładził jego szczękę kciukiem, zahaczając o dolną wargę. Nagle zesztywniał, i gdy zrozumiał co zrobił, zaczerwienił się i szybko wcisnął mu mokre zawiniątko w ręce.

    - No to tego, yyy... -  zaczął, wycofując się z kuchni - ja pójdę się, no, umyć, a tam na blacie masz tą no... No, kawę - powiedział, czmychając z pomieszczenia. Zgarnął swoje suche ubrania, czym prędzej zamknął się w łazience i z całej siły palnął się ręką w czoło, sycząc:

    - Idiota.

    Nawet jeśli jego prysznic trwał trochę dłużej niż zazwyczaj, to nikomu nic do tego. Sebastian wyszedł z łazienki po piętnastu minutach, ubrany już w swoje ciuchy, i jeszcze z lekko wilgotnym włosami, gotowy skonfrontować się z Victorem. Miał tylko nadzieję, że zanim mężczyzna wykopie go z mieszkania (bądźmy szczerzy - kto by tego nie zrobił po tym, co Bash odwalił), da mu coś do jedzenia.



    Bash <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Lucien nie był w stanie przejąć się marudzeniem Victora. Z każdą chwilą czuł się coraz gorzej, dlatego zaraz po przejściu przez drzwi, oparł się o ścianę.
    - To co zwykle - wymamrotał mniej więcej takim tonem, jakim ludzie zamawiają kolejne piwo w barze.
    Słyszał niezawolenie w głosie czarownika. Nawet mu się specjalnie nie dziwił, ale...
    Pod wpływem kolejnej fali bólu i zwykłego wymęczenia organizmu, zsunął się na podłogę.
    - Mógłbyś pomóc... chyba, że wolisz mieć tu świeże ciało do eksperymentów - wymamrotał i skrzywił się lekko. Jeśli Lucien wchodził w fazę czarnego humoru, to znaczyło, że próbuje nie pozbyć się zawartości żołądka tu, zaraz, na tym miejscu.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  23. Bash nieśmiało wsunął się do salonu, ale uspokoił sie nieco, widząc siedzącego na kanapie Victora. Kiwnął głową sięgając po talerz. Siedział na kanapie jak na szpilkach, czekając aż Le Brun poruszy temat, ale mężczyzna milczał. Sprawiał wrażenie zmęczonego i wyczerpanego. Bash miał tylko nadzieję, że to nie jego wina, ani nic poważnego. Siedzieli w ciszy, a chłopak niemrawo skubał swojego tosta. Był bardzo dobry. Zauważył, że Victor zjadł bardzo mało, okrył się kocem i położył. Może jest chory, przemknęło Bashowi przez myśl, gdy patrzył na bladą twarz czarownika. Pokręcił głową i wstał, zbierając oba talerze.

    - Nie dzięki, nie jestem głodny. A ty powinieneś jeszcze coś zjeść, blado wyglądasz.

    Odniósł talerze do kuchni i wsadził do zlewu, a gdy wrócił do salonu, opatulony po uszy kocem Victor spojrzał na niego groźnie. Bashowi zmarło serce. Przewrócił oczami na słowa mężczyzny. A ten dalej swoje! Zawziął się czy co? Jednocześnie poczuł ulgę, że przyjaciel pyta go tylko o to.

    - Mówiłem Ci, że sam to sobie zrobiłem - burknął, unikając jego wzroku. Nie było o czym mówić, naprawdę. I chociaż nie chciał okłamywać przyjaciela, to nie mógł pozwolić, żeby ten zużywał swoje moce na jego durne sprawy. Już teraz sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego. - Zawsze mi powtarzasz, że jestem niezdarny, a oto efekty. Mówię serio, to tylko głupie drzwiczki od szafki.


    Sebby L. <333

    OdpowiedzUsuń
  24. Gdyby nie brak sił i fakt, że naprawdę potrzebował pomocy Victora, pewnie Lucien ochrzniałby go za zwlekanie. Kiedy jednak starszy chłopak go objął, Foix westchnął z ulgą i niemal zawiesił mu się na ramieniu. Zmiejszenie bólu było cudowne samo w sobie. Nie protestował, kiedy Victor układał go w swoim łóżku i usypiał. Wytchnienie było warte naprawdę wysokiej ceny. Co z tego, że Lucien nie miał wiele do zaoferowania? Nie ważne...
    W tej chwili nic nie było ważne. Spokojny sen był prawdziwym błogosławieństwem. Niestety lekki ból nadal pobrzmiewał gdzieś w skroniach, dlatego wejście Victora nie uszło jego uwadze. Lucien obudził się i spojrzał na chłopaka szeroko otworzonymi oczami.
    - Mógłbyś otworzyć tu przychodnię dla takich znajd jak ja - wymamrotał i skrzywił się. Spojrzał na buteleczkę. - Dla mnie? - zapytał, ale nawet nie wyciągnął ręki po lek. Nie do końca uwolnił się spod czaru Victora i oczy same mu się zamykały, jeśli nie trzymał ich rozwartych jak u ćpuna. Tylko ucisk mózgu trzymał go na powierzchni.
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  25. [Wyszło nieco melodramtycznie, bo Bash to królowa dramatu, a ja nie umiem krzyczeć na pięknych ludzi. <3]

    Bash spiął się lekko, widząc minę Victora i spojrzał w okno uznając, że jest ono o wiele ciekawsze niż mężczyzna. Chciał coś powiedzieć, ale zamarł, słysząc słowa, które szybko wypowiedział Le Burn. Serce na moment przestało mu bić. Poczuł uderzające w niego gorąco; czuł że jego policzki płoną. Jak? Skąd? Ale... No tak, cholerna magia. Zazgrzytał zębami. Czy on chociaż raz nie może go posłuchać? Jeden pieprzony raz? Nie, on musiał grzebać mu w mózgu i oto proszę, co się stało. Nie mógł się okłamywać, każde słowo mężczyzny godziło w niego niczym nóż. Od początku, od kiedy zorientował się że lubi Victora bardziej niż powinien, wiedział że nie ma u mężczyzny żadnych szans. Victor był straszy, niesamowicie przystojny, dużo inteligentniejszy no i był czarownikiem. Zapewne mógł przebierać w ludziach gotowych wskoczyć mu do łóżka na jedno skinienie. A on? On był zdesperowanym, samotnym i dziwacznym nastolatkiem z domu dziecka, który sam nie potrafi o siebie zadbać. Bo co on ma? Nic, Sebastian nie ma nic. Zacisnął dłonie w pięści, bo kolejne słowa mężczyzny tylko spotęgowały fale upokorzenia i wstydu, które przenikały jego ciało od paru minut. Czuł się okropnie, dużo gorzej niż wczoraj, gdy przyszedł do Victora. Nigdy nie sądził, że jego idiotyczne zadurzenie może wyjść na jaw i to w takich okolicznościach. Miał dość. Tak upokorzony chyba nie był nigdy w życiu, a naprawdę dużo razy upokarzano go, nie tylko 'prywatnie', ale i na forum publicznym, znał się na tym. Wstał, wbijając wściekłe spojrzenie w Victora. Przynajmniej miał nadzieję, że wygląda na wściekłego, a nie gotowego rozpłakać w każdym momencie.

    - Wynoś się z mojej głowy. Mogłeś normalnie zapytać, a nie robić ze mnie idiotę - warknął, podchodząc do drzwi - jeśli w tak zabawny sposób chciałeś dać mi kosza, to proszę bardzo. Świetna zabawa, ponabijajmy się z głupiego kretyna, który... Który...  - głos mu się nieco załamał - a zresztą, nie ważne. Mam w nosie moje bezpieczeństwo, deszcz czy to, co tam sobie ubzdurałeś. W życiu nie czułem się bardziej bezpieczne, dzięki, że się martwisz - sarknął ironicznie - Nic od Ciebie nie chcę, nie potrzebuję twojej łaski, jaśnie panie. Szczególnie od CIEBIE nic nie potrzebuję - warknął na odchodne, złapał swój płaszcz, narzucił go na siebie, wypadł z mieszkania i ruszył ulicą prosto w deszcz. W głowie mu szumiało, a echo słów Victora nadal odbijało się w jego uszach. Był zły, okropnie zły, ale też rozżalony. Nie tak to wszystko miało się potoczyć, chciał tylko spędzić miły, w miarę normalny dzień z przyjacielem. A teraz co? Życie bywa beznadziejne i okrutne, a los przewrotny.  Sebastian stanął na środku ulicy i skierował twarz w górę, pozwalając aby chłodne krople deszczu spadły na jego rozpaloną skórę.

    Bash L.

    OdpowiedzUsuń
  26. Lucien uśmiechnął się jak głupi zanim zasnął. Victor może był chodzącą marudzą, złośliwym chamem i co tam jeszcze wydziwiał, ale potrafił też był przyjazny, troskliwy i pomocny - nawet jeśli się tego wypierał.
    Tym razem poruszenie Victora nie obudziło Luciena, ale dotyk jego dłoni sprawił, że Foix spał spokojnie, niemal słodko. Wreszice prawdziwie wypoczywał. Nic więc dziwnego, że przez sen skulił się tak, że czołem dotykał dłoni chłopaka jakby trzymał się ostatniej deski ratunku. Może było to perfidne wykorzystywanie niesamowitej mocy Victora, ale dla Luciena był jedyną nadzieją wytchnienia. Foix nie miał wyrzutów sumienia, że tak bez wahania korzysta z tej pomocy. Niech silniejsi prowadzą słabeuszów.
    Między błogimi snami pełnymi zwierząt, ciepła, trawy i słońca, pojawił się też dziwny obraz Victora z jakimś chłopakiem, którego Lucien nie znał. Możliwe, że obraz ten był spowodowany dotykiem chłopaka, ale... w przeciwieństwie do większości wizji Luceina, ten był przyjemny. Szybko się rozwiał jak i inne, więc kiedy Foix budził się jakiś czas później, zupełnie o nim nie pamiętał.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  27. Przebywanie z osobami magicznymi było o tyle przyjemne dla Luciena, o ile ich linie losu były bardzo skomplikowane, co skutecznie blokowało wizje. Niestety w przypadku ludzi chłopak zwykle musiał radzić sobie sam, dlatego pomoc ze strony Victora była niezwykłym ratunkiem.
    Foix zupełnie poddawał się działaniom kumpla niczym marrionetka. Wiedział, że kolega dobrze wie, co robi. Wziął w drżące ręce buteleczkę i wypił zawartość, po czym ułożył się na ramieniu chłopaka. Ból odszedł prawie całkowicie dzięki prawdziwemu odpoczynkowi, ale Lucien trzymał się Victora jakby na wszelki wypadek, jakby ból miał wrócić. Wiedział, że mikstura zaraz zacznie działać i będzie mógł stanąć o własnych nogach. No... prawie...
    - Dzięki - westchnął. - Przez ze mną przerąbane, co? - uśmiechnął się lekko. - Ale ty lubisz bawić się zaklęciami... jestem dobrym królikiem doświadczalnym, prawda? - zażartował słabym głosem. Łatwo było poznać, że naprawdę czuje się lepiej.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  28. Uważnie słuchał instrukcji Victora A potem parsknął rozbawiony.
    - Z tą przychodnią to tak serio. Byłbyś idealną pielęgniarką - powiedział i podniósł ręce w geście obronnym. - Nie bij. I zjem cokolwiek dasz - dodał szybko. Głupio było się przyznać, ale brzuch już mu przypominał o sobie nieprzyjemnym uciskiem. Jednak w obliczu innych problemów zupełnie się tym nie przejmował do chwili, w której Victor powiedział coś o zapiekance z serem.
    Miał ochotę wstać, ale obawiał się, że kumpel pachnie mu jakieś kazanie.
    - Boję się, jaki rachunek mi wystawisz - pacnął głową na poduszkę.
    - Jak ci idzie z czarami? - zapytał.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  29. [Pucipucipuci ♡]

    Sebastian wrócił do domu dziecka, przebrał się, zjadł obiad, pokłócił z Panią Cole, a potem dał zaciągnąć się Mary, Xavierowi i Luizie do saloniku, gdzie dzieciaki robiły sobie zmywalne tatuaże, które dostały od jakiegoś wolontariusza, i bawiły się w salon tatuażu. Tak więc, gdy w końcu Bash wymówił się lekcjami do odrobienia, na wierzchu dłoni miał ogromnego delfina, na ramionach jakieś kwieciste wzorki, a na szyi tuż pod uchem - ogromne różowe serce. Albo będzie się dziś szorował ryżową szczotką, albo jutro założy golf. Nie mam mowy, żeby tak pokazał się w szkole. I rzeczywiście - próbował odrobić lekcje i trochę się pouczyć na test z historii sztuki, ale był zbyt rozchwiany i zdenerwowany, i nie mógł się skupić. Nadal zły, wyciągnął papierosa i zapalił, wydmuchując dym na zewnątrz, przez okno. Na szczęście śnieg przestał padać. Gdy wypalił papierosa, sięgnął po kolejnego, i kolejnego, aż w końcu sterta niedopałków piętrzyła się w metalowym pojemniku służącym Bashowi za popielniczkę. Czuł, że znowu mu się zbiera na stan depresyjny, więc włożył grubą bluzę i dżinsową kurtkę, zgasił światło i ponownie czmychnął z ośrodka przez okno. Na zewnątrz było zimno, ale to zimno, przenikające do szpiku kości oczyszczało go ze wszystkich myśli. Żwawym krokiem ruszył w stronę budki strażnika. Starszy facet, Alan Doe, który teoretycznie wieczorami pilnował ośrodka, ale w praktyce oglądał mecze bokserskie i pił piwo, był kimś w rodzaju jego sojusznika. Był dosyć oschłym człowiekiem, ale nigdy nie odmówił Sebastianowi piwa, gdy ten przyszedł i powiedział, że miał zjebany dzień. Zazwyczaj warczał tylko, że Bash powinien się spiąć i coś ze sobą zrobić, dawał mu dwa piwa, a gdy wypili, kazał wracać i położyć się spać. W pewnym sensie, można powiedzieć że się o niego troszczył. Dziś, gdy Alan go wygonił, Bash był nieco bardziej wstawiony niż zwykle, bo oprócz piwa, mężczyzna poczęstował go wódką. Efekt był taki, że choć Sebastian nie myślał o Victorze przez cały ten czas, to gdy wyszedł od Doe'a, wszystkie myśli powróciły ze zdwojoną siłą. Zataczając się i chwiejąc, ruszył w stronę parku. Tam mógłby usiąść i spokojnie pomyśleć. Coś mu się przypomniało - kiedyś Vic mu mówił, że po nocy w parku nie jest bezpiecznie bo to terytorium wampirów. Teraz jednak Bash miał to gdzieś, to nawet lepiej, jak sobie tam pójdzie i pokaże temu dupkowi kto miał rację, jeśli chodzi o bycie bezpiecznym. 'Dla twojego bezpieczeństwa' - prychnął pod nosem Sebastian, wygodnie sadowiąc się na ławce. I kto miał rację? No kto? Nocne niebo śmiesznie wirowało mu przed oczami i zdawało mu się, że słyszy skrzypienie śniegu. Trzy, pojawiające się znikąd postacie, błyskające w ciemność kłami, były ostatnią sensowną myślą, jaką zapamiętał. A ból w prawym ramieniu i gdzieś przy szyi, ostanią rzeczą, którą poczuł. Następne myśli to były naprzemiennie jakieś krzyki, szepty, podejrzane szelesty. Zdawało mu sie też, że czuje jakiś zapach, przywodzący na myśl dom. To dziwne, bo przecież Sebastian nigdy nie miał domu.



    ***



    Gdy się obudził, zorientował się, że leży na łóżku i strasznie chce mu się pić. Dźwignął się do pozycji siedzącej, ale zaraz zakręciło mu się w głowie i opadł z powrotem na poduszki. Do tego doszedł okropny ból głowy, jaki zwykle ma się na kacu. Zacisnął jednak zęby i spróbował znowu się ponieść. Kilka kolejnych prób zakończyło się porażką, ale zdeterminowanemu aby dowiedzieć się gdzie się znajduje, Bashowi udało się w końcu podnieść z łóżka. Na stoliku znalazł szklankę z wodą, którą od razu wypił. Ruszył w stronę drzwi, naprawdę zaintrygowany tym, gdzie jest.

    Bash

    OdpowiedzUsuń
  30. Widział, że Victor nie ma ochoty się zwierzać, a Lucien nie zamierzał go do tego zmuszać. Tylko... no cóż. Foix nie znał zbyt wielu ludzi, a ci, których znał nie byli szczególnie otwarci, dlatego chłopak nauczył się wyłapywać znaczące luki w wypowiedziach.
    Usiadł wygodnie w łóżku i sięgnął po zapiekankę.
    - Lepiej. Znowu ratujesz moją głowę - westchnął. - Powinienem już się nauczyć, jak to kontrolować. Jak tobie się udaje z tymi zaklęciami... Mnie to cholerstwo przerasta - zrzędził Lucien, ale naprawdę podziwiał Victora. A poza tym... był jedyną osobą, której mógł marudzić, więc to perfidnie wykorzystywał.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  31. - Tak, mamo... - wymamrotał Lucien i wsunął się pod kołdrę, zakrywając również głowę.
    - Przecież to nie moja wina, że doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny - odezwał się głos łóżka. No... może faktycznie było trochę jego winy w tym, że nocy nie dosypiał, potem próbował łapać drzemki w ciągu dnia, ale nie zawsze mu się udawało. Lucien zwyczajnie lubił no - noce spacery, pisanie i czytanie po nocach. Ta pora doby była naibardziej inspirująca, bo w ciemności widać to, co za dnia jest ukryte przez słońce. A fakt, że wstawał rano do pracy... utrudniał odspanie ukradzionych nocy godzin.
    - Na którą masz do pracy? Mam już się zbierać? - zapytał wyłaniając się spod kołdry. Musiał przyznać, że łóżko Victora było całkiem wygodne.
    Wolał nie wspominać, że żadnych tabletek nie zamierza brać, choćby miał odwiedzać Victora co drugi dzień. Ot, ośli upór i już.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  32. Wbrew zaleceniom Victora, Lucien nie zasnął. Nie tylko dlatego, że ból wrócił nieco wcześniej niż chłopak przewidywał... a może dlatego, że Victora tak długo nie było Lucien stracił rachubę czasu? Przede wszystkim jednak Foix nie zasnął, ponieważ nie był przyzwyczajony do wylegiwania się w łóżku i już go nosiło. W akcie ddesperacji wyjął telefon i zaczął przegrzebywać internet w poszukiwaniu jakiejś interesującej książki lub filmu. Kiedy więc właściciel mieszkania wrócił, Lucien zdążył już nieco oswoić się z bólem. W porównaniu do tego, z czym przyszedł, obecny ból był niczym fraszka. Może sen naprawdę mu pomógł?
    Kiedy usłyszał, że Victor wszedł do mieszkania, szybko wsunął telefon pod poduszkę.
    - Boli, ale nie jest tak źle... - przyznał. - Bardziej... jakby ktoś ci obwiązał głowę bandażem trochę za mocno... - wzruszył ramionami. - Z takim bólem da się jeszcze żyć, o ile cię szlag nie trafi - dodał. - Czemu tak bezustannie zerkasz na zegarek? - zapytał nagle.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  33. Lucien usaidł na łóżku i westchnął.
    - Jesteś dobrym kumplem. Wiem, że powinienem to ogarnąć, ale najchętniej pozbyłbym się tego całego daru. Pożytku z niego nie ma... a problemów od groma - wymamrotał i wypił zawartość buteleczki.
    - Em... może to długa historia, ale... - zawahał się. Nie lubił wsadzać nosa w nieswoje sprawy. - Coś się dzieje? Mogę jakoś pomóc? - zapytał całkiem serio. Victor był zawsze jego ostatnią deską ratunku, ale Lucien szczerze go szanował nie za czary, ale za to, że nie wyrzucał go za drzwi, choć pewnie powinien.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Zosia samosia - mruknął Lucien na tyle głośno, żeby Victor go usłyszał. Zwinął swój telefon do kieszeni i powędrował za kumplem.
    Stanął z boku i, popijając kawę, obserwował jak Victor radzi sobie z naleśnikami. Naprawdę sprawnie mu to szło.
    Może Lucien miał chwilowo zablokowane wizje, ale nie był ślepy. Najwyraźniej Victor miał jakieś kłopoty i próbował poradzić sobie ze wszystkim w pojedynkę. Może Foix nie miał żadnych przydatnych umiejętności magicznych, ale może nie był zupełnie bezużyteczny... No, nic... nie da się wmusić swojej pomocy.
    - Zrobiłeś ostatnio coś fajnego? - zapytał, żeby zmienić temat.

    OdpowiedzUsuń
  35. Lucien westchnął i pokręcił głową.
    - Nie.. jest dobrze - odpowiedział. - To pewnie tylko światło - dodał. Nie czuł silniejszego bólu. Może... trochę słabszy był i za dużo stał? Ale to na pewno nic poważnego.
    Lucien raczej nie mógł stwierdzić, czy "zaliczanie panienek" jest fajne. W życiu by się do tego Victorowi nie przyznał, ale był prawiczkiem. Sama myśl, że wizje mogłyby go dopaść trakcie... to skutecznie ostudzało jego wszelkie zapędy.
    - U mnie... w sumie nic szczególnego. Poza wariatką, która próbowała ukraść konia, a nie potrafiła jeździć - wzruszył ramionami. Chyba rzadko spotyka się tak nieudane próby zmiany tematu.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Tak... - zapewnił.
    Lucien grzecznie podziękował i usiadł przy stole.
    - W sumie... Mógłbym tak żyć. Śpisz, leżysz, a jedzenie ci przynoszą podane.... - urwał swoją wypowiedź w lekkim tonie. Spojrzał niepewnie na kumpla. Zegarek plus dziwna mina. O co chodzi? Lucien miał takie uczucie, jakby oczekiwał na wizję, ale przecież wizje zostały tymczasowo zablokowane. Więc to coś innego...
    - Co się dzieje? Co ci jest? - zapytał nieco spanikowany.

    OdpowiedzUsuń
  37. W jednej chwili Lucien skoczył na równe nogi i znalazł się tuż przy Victorze. Chwycił go tak, żeby mężczyzna wylądował na jego plecach, zawieszony na ramieniu. Może Foix nie wyglądał na typa sportowego, ale zupełnym słabeuszem też nie był w końcu praca fizyczna hartuje ciało.
    - Trzymaj się i nawet nie waż mi się poddawać - jęknął. Hartowanie hartowaniem, ale kilka godzin wcześniej to Lucien leciał twarzą na podłogę. Foix zdołał dociągnąć Victora do krzesła i go usadzić.
    - Chłopie... jesteś od nich silniejszy... - Lucien nie rozumiał, o co chodzi, ale po mnie Victora mógł się domyślić, że jest to jakaś forma ataku. Patrzył na kumpla z przerażeniem. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Przecież czarownik zawsze był taki silny i opanowany...
    Foix położył mu dłoń na czole. Głowa mężczyzny była rozpalona. Lucien zamknął oczy i próbował zobaczyć linie prawdopodobnego losu Victora. Może da się coś zmienić... Niestety mikstura sporządzona przez mężczyznę działa krótko, ale bezbłędnie. Lucien zaklął cicho. Czemu musiał być tak bezużyteczny...?
    - Hej... Victor... walcz z tym, do cholery... kto będzie mi ratował łeb, co? - mamrotał do siebie Foix, które przecież nigdy nie przeklina.
    - Gdyby tak się dało odciąć ciebie, jak moje wizje...

    OdpowiedzUsuń
  38. Bash słuchał kobiety na którą wpadł, gdy tylko wszedł do salonu. Kiwnął głową i blado się uśmiechnął.

    - Sebastian Laurie. - przedstawił się i dał zaprowadzić na kanapę. Z wdzięcznością przyjął kubek ciepłej herbaty, ale nie przestawał rozglądać się w około; gdzie jest Victor?

    - Ja? - zamrugał - okej, tylko trochę kręci mi się w głowie. I ramię mnie boli, ale to nic. To były wampiry, tak? - bardziej stwierdził niż zapytał, upijając kolejny łyk herbaty. Była bardzo smaczna. W końcu odstawił pusty kubek i zapytał:

    - Gdzie jest Victor? - wiedział, że mężczyzna w jakiś sposób znalazł się wczoraj w parku, a potem ta kobieta ich stamtąd. Ale gdzie teraz jest mężczyzna? Zaintrygowany, poszedł za kobietą i zmarł widząc leżącego na łóżku Le Burna. Wytrzeszczył oczy na słowa blondynki. Za duże obrażenia? A co to do cholery znaczy? Serce zabiło mu mocniej, gdy zobaczył że mężczyzna się porusza i zaczyna coś mamrotać. W tym momencie Sebastian powinien poczuć się urażony, ale nic takiego nie przeszło mu przez myśl. Jego skołatany  umysł zajmowało tylko: Victor, kurwa, Victor. Nie zwracając uwagi na Dianne, na drżących nogach Bash podszedł do łóżka i ukucnął przy czarowniku. Blada twarz wykrzywiona w bólu, rozbiegany wzrok, a to wszystko przez niego. Właśnie. Uderzyło to w niego tak mocno, że prawie się zachwiał. Gdyby nie był takim idiotą, schował dumę do kieszeni i posłuchał się Victora, to obecnie nie znajdowaliby się w tej sytuacji.

    - Ja - zaczął, wpatrując się w niego rozszerzonymi ze strachu oczami; bał się o niego. - Naprawdę przepraszam, ja nie sądziłem, że... - głos mu się załamał. Nie miał cholernego pojęcia, co mógłby jeszcze powiedzieć. Po prostu zabrakło mu słów. Przeczesał włosy Victora, odgarniając je z oczu. Odchrząknął. - Będzie dobrze, wyjdziesz z tego. - zakończył słabo, ściskając rękę czarownika. Okrył go mocniej kocem i usiadł obok niego.

    Sebby L.

    OdpowiedzUsuń
  39. Pod Foix ugięły się nogi i chłopak pad na kolana przy krześle Victora. Ciężar kumpla spoczywał na nim, ale przede wszystkim Luciena paraliżowało przerażenie. Victor mu odpłynął. Co robić? Co robić? Co robić?!
    Przede wszystkim ostrożnie położył mężczyznę na podłodze. Nie kłopotał się ciągnięciem bezwładnego ciała po ziemi do łóżka.
    Chwiejnie stanął na nogach i sięgnął po czystą ścierkę. Zamoczył ją w lodowatej wodzie i położył nieprzytomnemu na głowę. Czy temperatura może tak nagle rosnąć? Trudno było jednak oczekiwać, że ciało czarownika będzie się dostosowywało do wymogów współczesnej medycyny.
    - Cholera, cholera, cholera... - mamrotał Lucien. Ułożył zimne układy na czole i szyi mężczyzny. Przyłożył dłonie do jego skroni.
    - No chłopi... weź mi tu nie schodź... - wymamrotał. Ponownie próbował wyczuć linie Victora. Z magicznymi zawsze jest trudniej, ale coś czuć powinien. Tym bardziej, jeśli kumpel miał umrzeć - wtedy jego linia byłaby prosta i wyrazista. Tymczasem...
    Tymczasem wyczuł coś bardzo rozmazanego, niewyraźnego... i znikającego...Ale przecież Victor żyje. Umarli nie są tak rozpaleni i nie oddychają tak ciężko. Więc o co chodzi? I czemu Lucien nie może zapanować nad własnym darem?!
    - No... brachu nie rób mi tego... to żart, prawda? Możemy się ukryć... Ty możesz. Myśli, istnienie...
    ... i linie losu. Lucien zamknął oczy i ponownie skupił się na Victorze. W końcu linie losu kształtują się na podstawie prawdopodobieństwa. Prawdopodobieństwo wynika z ludzkiej psychiki i decyzji. A decyzje to myśli... Może i związek był piekielnie daleki, ale... był. Z resztą czytający w myślach nigdy nie mieli dostępu do umysłu Luciena. Może...
    Foix skoncentrował się na odepchnięciu, wymazaniu linii Victora. Raczej nie ukryje to umysłu kumpla, ale może chociaż stworzy dodatkową ochronę, póki jego własna jest osłabiona? Choć właściwie Lucien nawet nie wiedział, czy ochrona Victora jeszcze istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  40. Sebastian pogłaskał wierzch dłoni Victora, a potem, gdy mężczyzna ułożył głowę na jego kolanach, przeczesywał palcami jego włosy, głaszcząc go, gdy Dianna zmieniła Le Burnowi opatrunek. Przez kilka następnych godzin Bash i blondynka dbali o Victora jak tylko umieli. Kobieta ścierała mu pot z czoła i przynosiła wodę, aby brunet nie stracił potrzebnej organizmowi do regeneracji wody, a Bash głaskał go, szepcząc uspokajające słowa. Gdy tylko Dianna zauważyła, że istnieje dla Victora szansa na przeżycie, Sebastian uczepił się tej myśli, jak ostatniej nadziei. W końcu, gdy Dianna ponownie zmieniała Le Burnowi opatrunki, Sebastian ułożył się tak, aby Victorowi było wygodnie leżeć, i równocześnie nie tracąc z nim kontaktu. Przez całą noc Victor budził się, w niemal równych odstępach czasu, a Bash nadal leżał z nim, pozwalając mężczyźnie przytulać się do niego. Skoro mu to w jakiś sposób pomagało, to kim on był żeby mu tego odmawiać? Poza tym, nie okłamujmy się, dla Sebastiana leżenie z Victorem w łóżku było bardzo przyjemne. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Obudził go rwący ból w karku, ponieważ zasnął w najwygodniej pozycji, jednak nie miało to dla niego żadnego znaczenia, o ile tylko Victorowi było wygodnie. Mężczyzna dalej spał i nic w tym dziwnego, na pewno był wykończony. Bash uśmiechnął się, widząc leżącego razem z nimi w łóżku czarnego kota Vica. Zupełnie zapomniał, że mężczyzna ma tego futrzaka, tak  dawno go nie widział. Podrapał go za uchem i spojrzał na twarz Le Burna. Nadal był blady, ale nie tak strasznie jak wczoraj, rozczochrany, a cienie pod oczami nie wyglądały zachęcająco. Bash uśmiechnął się, okrywając mężczyznę kocem i przytulając się do jego pleców. Według niego, Victor nigdy nie był przystojniejszy niż w tej chwili.

    Bash ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  41. Jeżeli Victor chciał, że by Lucien padł na zawał, to częściej powinien się tak budzić. Foix z zaskoczenia aż klapnął na podłogę, ale szybko poderwał się, żeby podtrzymać kumpla. Klęczał obok niego, gdy głowa Victora opadała ze zmęczenia.
    - Obiektywnie niedługo, ale jeśli chcesz znać moją opinię, to stanoczo za długo - odpowiedział Lucien niby ze złością, ale podniósł wilgotką szmatkę i przetarł przyjacielowi czoło i policzki.
    - Weź mnie tu nie strasz - wyszeptał. Potem jednak odchrząknął i pozbierał się w sobie.
    - Nie znam się na magii, ale jak dla mnie to jesteś niesamowicie potężny, skoro tak szybko doszedłeś do siebie. Może jeszcze... nie dotarłeś do źródła swojej mocy? - zasugerował nieśmiało.
    Potem jednak dotarły do niego rewelacje Victora. Zagrożenie. Polujący na nich czarownik. Cudnie.
    Z wysiłkiem podnieśli się z podłogi i Lucien poprowadził kumpla do łazienki. Daj znać, jakbyś czegoś potrzebował wymamrotał i zostawił go na miejscu. Sam wrócił do kuchni i napił się wody.
    Pewnie Foix powinien być przerażony, ale gdzies tam czuł satysfakcję, że jednak się udało, że coś zrobił, że nie był skończonym darmozjadem.

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie był pomocnym osobnikiem, raczej nie rwał się do zabawy w samarytanina... zwyczajnie nie mieszał się w to co jego nie dotyczyło. Jednak na tym świecie były ostatnio jakieś cztery osoby, które cokolwiek znaczyły, jakoś wpływały na jego funkcjonowanie, trochę może i pobudzały jego bardziej ludzkie zachowania i wyciszały złość. Dwie były z nim spokrewnione, a kolejne dwie prawie brutalnie wlazły w jego otoczenie, przebijając się brutalnie przez mur jaki postawił między sobą, a światem. To dziś właśnie najwyraźniej, miał mieć z nimi do czynienia... jedną opuścił godzinę temu, kiedy wyszedł z baru, muskając w przelocie wargami, policzek dziewczyny i życząc jej dobrej nocy. Poprawił kurtkę, ciesząc się, że dziś było trochę cieplej niż ostatnio. Zamiast jak zawsze przejść najkrótszą drogą do domu, postanowił się przejść. Dlatego właśnie wszedł do niedużego parku, idąc alejką i słuchając dźwięków na ogół pomijanych przez ludzi. Skręcił w inną alejkę by przejść wokół niedużego i zamarznięto stawu.
    Pewnie nie spojrzał by w bok, gdyby czuły słuch nie wychwycił chrapliwego oddechu. Wiedziony ciekawością skierował się w stronę źródła i trafił na coś dziwnego... czego nie spodziewał się na pewno. Przykucnął przy nieruchomym ciele, wahając się przez moment czy ruszyć nieprzytomnego. Przełamał się w końcu i przekręcił go na plecy.- Oł, Victor.. - mruknął w przestrzeń, dając upust zaskoczeniu.
    Złapał go za szczękę i odwrócił nieco jego głowę, dostrzegł mimo ciemności, dwie ranki na szyi. Odchylił kołnierzyk kurtki mężczyzny, kolejna para ranek, te były paskudniejsze.- Duma będzie boleć – prychnął. Rozejrzał się, ale nie słyszał by jeszcze ktoś był w pobliżu. Jakiekolwiek wampiry tak urządziły tego gościa, już zdążyły ulotnić się, pozostawiając posiłek na pewną śmierć przez wychłodzenie. Przez parę minut jeszcze zastanawiał się co dalej zrobić. Kiedy podjął decyzję, podniósł czarownika i zarzucił go na ramię jak worek, nie wykazujac się zbytnią delikatnością przy tym. Chwycił go pewniej, by mu nie spadł na bruk lub później na schody, bo to pewnie odczułby facet mocniej i nie byłby zachwycony. Chwilę kombinował jak go przytrzymać, aż w końcu z pewnymi oporami położył mu dłoń na tyłku, bo to było najwygodniejsze dla niego. Wyszedł z parku, kierując się w stronę mieszkania Victora w którym był już parę razy. Unikając wpadnięcia na jakiegokolwiek sąsiada, wdarł się do domu kumpla. Przeszedł z nim do sypialni i tam go porzucił na łóżku, by przejść do drzwi wejściowych i zamknąć je. Skopał z nóg buty, rzucił kurtkę na fotel i poszedł znów do nieprzytomnego. Zdjął z niego kurtkę i buty, mamrocząc pod nosem, niezadowolony z sytuacji, chociaz ciężko było pojąć czy bardziej denerwował go fakt, że jakieś wampiry zaatakowały jego znajomego czy był zaniepokojony ogółem sytuacji. Namoczył jeden z ręczników, który znalazł w łazience, przetarł ranki, później założył prowizoryczny opatrunek, zaczynając się denerwować bo chłopak się nie budził. Po wszystkim przykrył go kołdrą i zostawił w sypialni, sam za to walną się na kanapie. Było tutaj ciepło, więc nie chciało mu się wychodzić. Zignorował nawet to, że gdzieś nad ranem, kot Victora, wlazł na niego, korzystając z ciepła jakie wytwarzał wilkołak. Spało mu się za dobrze, by się wkurzać.

    [No i się udało, mam nadzieje, ze jest znośnie ;) W ogóle ograniczamy ich relację do czysto przyjacielskiej?]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Nie uważasz, że to bez sensu? Nie mogę całe dnie siedzieć u ciebie. Pracuję i tak dalej. A kręcąc się w tę i z powrotem tylko ściągnę ci go na głowę - westchnął ciężko.
    Spojrzał na wisiorek na szyi i pokręcił głową.
    - Victor... ja rozumiem, że się przejąłeś, marwtisz się i tak dalej, ale... - odetchnął głęboko. - To miłe. Naprawdę miłe, ale zdejmij go ze mnie i pozbieraj myśli do kupy. Błagam - Lucien naprawdę nie miał siły na przepychanki. Widocznie czarownik znaczni szybciej odzyskiwał energię niż zwykli ludzie.
    - Ja... możemy to przetestować później, ale przypuszczam, że moich myśli nie da się odczytać. Nie wiem, czy to nie kwestia... przeznaczenia, magii czy czego tam, ale tak jak nie mogę się tego daru pozbyć, tak nikt nie może też niczego podejrzeć... - wzruszył ramionami. - To tylko przypuszczenie, testowane na pewnym przypadku, ale... nie ma co marnować tego wisiora na mnie. Na pewno masz kogo nim chronić, jeśli na ciebie nie działa - spojrzał na Victora poważnie.
    - Chciałbym ci pomóc, ale nie radzę sobie z tymi wizjami jak wiesz... więc lepiej, żebym nie sprawiał ci więcej kłopotów.
    Foix może nie do końca myślał tak, jak mówił, ale chodziło o odsunięcie zagrożenia od przyjaciela. A Lucien jednak nie był zupełnie nieznaną w mieście osobą. Lepiej, żeby Foix nie doprowadził rodzeństwa Victora do niego samego...

    OdpowiedzUsuń
  44. [Kochamy mocno. <3]

    Przez następne dwa tygodnie Bash nabiegał się tyle, że starczyłoby mu na całe życie. Kursował od domu dziecka do szkoły, ze szkoły do mieszkania Dianne (Victor z połamanymi i nie do końca wyleczonymi żebrami nie nadawał się jeszcze do tego, aby wrócić do swojego własnego lokum) gdzie najczęściej spędzał również noce, leżąc z Victorem. Potem następnego dnia rano leciał z powrotem do ośrodka wykąpać się, przebierać w locie zamienić kilka słów z dzieciakami i powiedzieć Pani Cole, że nie, absolutnie  nic się nie dzieje, dawno nie było lepiej i że ma teraz nawał roboty, ale wszystko jest w najlepszym porządku, po czym zgarniał potrzebne książki i na łeb na szyje gnał do szkoły. Czasami nawet rano nie wracał, bo po prostu brał ciuchy na zmianę i podręczniki do Dianne i tam się przebierał oraz uczył. Naprawdę nie chciał zostawiać Victora, a kobieta była miła i sympatyczna, więc naprawdę Bash czuł się tam jak w domu. Nie kłamał mówiąc, że dawno nie czuł się lepiej. Wszystkie chwile, które spędził z Victorem napędzały go niesamowicie pozytywną energią. Czuł, że ma siłę na wszystko. Tego dnia był wyjątkowo zmęczony, ponieważ test z fizyki dał mu się ostro we znaki, a w dodatku musiał na trzy godziny wrócić do domu dziecka, aby trochę pozajmować się dzieciakami. Luiza nadal miała manię na  tatuaże, więc gdy Bash w końcu wyrwał się z ośrodka, ponownie miał na wierzchu prawej dłoni delfina. Dzieci bywały dziwne. Gdy pojawił się w domu Dianne, Victor już spał, a on walnął się koło niego i po chwili również spał. Gdy się obudził, Victor również nie spał, za to trzymał na ręce nietoperza. Taki widok z rana może porządnie człowieka otrzeźwić. Sebastian uśmiechnął się, dźwigając na łokciach, poprawił Victorowi włosy i powiedział:

    - Bry, jak się spało? I jak się czujesz? I w ogóle, to co tu robi ten nietoperz?

    Sebby

    OdpowiedzUsuń
  45. [♡♡♡]

    Bash zaśmiał się lekko, głasząc kota, który się na niego władował.

    - To dobrze. Nietoperze wydają się być super. - mruknął, przeciągnął, a po chwili do sypialni weszła Dianna ze śniadaniem. Gdy brunet jadł, Sebastian wziął szybki prysznic, przebrał się w czystą koszulkę i dżinsy, po czym zrobił dwa kubki herbaty. Wrócił akurat w momencie gdy blondynka zmieniała Victorowi opatrunki. Dobrze wiedząc, jak mężczyzna tego nie znosi, Bash usiadł po drugiej stronie łóżka i wziął Victora za rękę. Niestety, stan zdrowia  czarownika, do tej pory rokujący coraz lepiej, znacznie się pogorszył przez bardzo wysoką gorączkę, która go dopadła. Był okropnie blady, rozpalony i żadne okłady, które na zmianę robili mu Dianna i Bash w ogóle nie pomagały. W końcu zdenerwowana blondynka przyniosła z kuchni woreczki z lodem i obłożyła nimi Vica, mając nadzieję że to jakoś zbije gorączkę. Tak upłynęły im godziny aż do wieczora. Bash ani na moment nie zostawił Victora samego, ciągle trzymając go za rękę, opowiadając coś cicho, aby odwieść jego myśli, czy pojąc go wodą, aby się nie odwodnił. Jednak Victor coraz bardziej słabł; nie miał siły się odzywać, jedynie leżał z zamkniętymi oczami, oddychając ciężko. Sebastian czuł się beznadziejne nie mogąc nic zrobić, żeby ulżyć mężczyźnie. Było mu podwójnie źle, ponieważ nadal miał wyrzuty sumienia - on z tego paskudnego starcia z wampirami wyszedł bez szwanku, nie licząc śladu po ugryzieniu na ramieniu, a przez jego głupotę, Victor być może... Nie, nie ma mowy żeby o tym myślał. To się nie zdarzy i już. Bash położył mokrą szmatkę na czole Victora i pogłaskał go po policzku.

    - Wszystko będzie dobrze - powiedział, chociaż te słowa brzmiały tak żałośnie, że miał ochotę walić głową w ścianę. Mocniej ścisnął dłoń czarownika - wyjdziesz z tego, zobaczysz, a jak tylko dojdziesz do siebie, to jak Cię znam dopiero wtedy zrobisz mi awanturę - uśmiechnął się słabo - nie żeby mi się nie należało - dodał gorzko. Dobrze widział, że to on nawalił, a Victor dopadły tego konsekwencje. Nagle, kierowany jakimś impulsem pochylił się nad Victorem i musnął jego usta swoimi. Jego wargi były suche, a pocałunek, o ile można to tak nazwać, trwał tylko kilka sekund, jednak to i tak było jedno z najlepszych przeżyć w całym życiu Sebastiana. Gdy się od niego oderwał, poprawił burnetowi kompres na czole i jeszcze raz pocałował go w szczękę.

    OdpowiedzUsuń
  46. Pobudka była kiepska, głównie przez prosty fakt, że nie zmienił pozycji ani razu podczas snu... jego ciało zdrętwiało, poza tym sama kanapa nie była zbyt wygodna. Wolał jednak spędzić noc tutaj niż wychodzić z ciepłego pomieszczenia lub pakować się do łóżka Victora, bo wtedy dopiero mogłoby być nie ciekawie z rana, gdyby ten wkurzył się z dodatkowego towarzystwa. Otworzył niechętnie oczy, spoglądając na czarnego kota, który leżał mu na klatce piersiowej i drzemał. Josh nie ruszał się przez chwilę, później warknął ostro, a kot zasyczał i uciekł od niego. Niechęć kotowatych do niego była przydatna, coraz częściej nawet. Podniósł się powoli, zmuszając do ruchu zastygłe mięśnie, co nie było wcale takie łatwe. Ciało nie współpracowała zbyt chętnie. Udało mu się wstać po jakimś czasie i przeszedł do kuchni, gdzie był już jego dobry kolega, pochłaniając śniadanie.
    - Siemka, jak samopoczucie? - mruknął poważnie, ale słychać było w tym nieco złośliwości.- Duma boli, że dałeś się podejść jakimś wampirom? - prychnął już. Lubił Victora za to, ze nawet gdy wypadał z wprawy w dopieprzaniu ludziom to przy nim, mógł znów się rozkręcić i nie szczędzić słów. Wziął jednego tosta, jedząc go powoli obserwował mężczyznę, zauwazył, że opatrunek był już zmieniony, więc pewnie ranki musiały jeszcze przez noc mocniej krwawić. Kiedyś ich relacja była bliższa, znał go chyba aż za dobrze... ale teraz było lepiej, bezpieczny dystans wrócił, dzięki czemu czuł się dość swobodnie w towarzystwie czarownika.- Gdzieś ty się szlajał, ze cię dopadli o takiej godzinie? - spytał. Niby to nie była jego sprawa, ale jakoś tak chciał wiedzieć z czystej ciekawości. Wyciągnął rekę i zwinął kumplowi kubek z kawą, upił łyk, zaraz oddając mu ten zapas kofeiny.

    [Hah, widze, że nie tylko mi się podobają te zdj xD]

    J.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Ah, dopiero zauważyłam komentarz u Mariusa xD Rozbrajająca reakcja na Raguela, az sie zaśmiałam na to "Co za dupa" XD Jeśli byś chciała to można i u niego skombinować wątka ;p]

    Marius

    OdpowiedzUsuń
  48. [<333]

    Sebastian uśmiechnął się lekko, gdy poczuł palce Victora na swoim policzku, by zaraz potem wywrócić oczami na słowa mężczyzny.

    - Ja nie chcę być bezpieczny. Chcę być z tobą - Laurie zaczerwienił się po tym nagłym wyznaniu (czuł się teraz jak bohaterka jakiegoś taniego romansidła)po czym, nieśmiało,  jeszcze raz go pocałował - I przestań tak gadać, masz do zaoferowania więcej niż Ci się wydaje. Mówię poważnie, w końcu jesteś cholernym czarownikiem, tak? - oznajmił.  Chłopak spojrzał na Diannę i uśmiechnął się szeroko na jej słowa. Zastanawiał się, czy gdyby miał starszą siostrę to zachowywałaby się ona podobnie do blondynki. Zwykle na takie myśli dopadała go mlecnchoia połączona ze smutkiem, ale nie teraz. Nic nie zdołałoby zepsuć mu cudownego nastroju. Bash kiwnął głową i powiedział:

    - Jasne, nie ma sprawy, idź i odpocznij.

    Na razie jednak nie musiał robić kolacji, bo Victor w mgnieniu oka zasnął przytulony do niego. Chłopak tylko ostatni raz zmienił kompres na jego czole, poprawił koc i przytulił mocno do siebie Victora. Leżąc tak, głaskał go po plecach i błądził gdzieś myślami. Jak dużo zmieniło się w przeciągu tych dwóch tygodni! Przecież jeszcze nie tak dawno temu, był przekonany że mężczyzna go nie chce i dał mu kosza, a teraz? Teraz chyba go chciał, mimo swoich beznadziejnych obiekcji, co było niesamowitym uczuciem. Zasnął z ręką przerzuconą przez talię Le Burna.

    Sebby

    OdpowiedzUsuń
  49. Sebastian obudził się z przytulonym do swoje piersi Victorem i kotem wciśniętym między nich. Nie ukrywał -  takie poranki mógłby mieć do końca życia. Przeciągnął się, mocniej okrył kocem Victora i przyłożył dłoń do jego czoła. Gorączka widocznie osłabła, jednak nadal był rozpalony i nie wyglądał najlepiej. Bash wstał, zgarnął brudne naczynia i wyszedł z sypialni, cicho zamykając drzwi. Pomyśle jednak wrócił po kota, którego również zgarnął i wyniósł z pokoju. Przydałoby się go nakarmić. Chłopak otworzył okno w salonie, nasypał jedzenia kotu i zabrał się za robienie śniadania. Nastawił wodę na kawę i wstawił tosty do tostera. Gdy czekał aż się zrobią, ułożył sobie w głowie plan na naukę w tym tygodniu. Miał dwa zaliczenia semestralne ze sztuki, ale akurat tym się nie przejmował, bo prawie wszystko miał skończone, trzeba było tylko dopracować kilka szczegółów. Bash spojrzał w okno; znowu padał śnieg. Zamyślił się. Nie do końca widział, jak teraz wyglądała jego relacja z Victorem.  Przez praktycznie całe dwa tygodnie nie odstępował go na krok, spał z nim, a wczoraj... Zrobiło mu się gorąco, gdy przypomniał sobie jak go pocałował. Miał nadzieję, że gdy już mężczyzna wyzdrowieje, porozmawiają o tym i... I co? Liczył, że Vic zaprzestanie swoich gadek o jego bezpieczeństwie i stworzą coś na kształt związku. Albo w ogóle stworzą związek. Sebastian nieco się rozmarzył, co poskutkowało tym, że pierwsza porcja tostów była przypalona. Zrobił Dianne herbatę owocową, położył porcję tostów na talerz i zaniósł jej do pokoju. Gdy wyszedł, zrobił sobie kawę, a dla Victora herbatę z cytryną. Pogłaskał plączącego mu się pod nogami kota, po czym postawił wszystko na stoliku. Wszedł do sypialni i odsłonił żaluzje, otwierając okno. Kucnął przy Victorze, odsunął kosmyki włosów z jego twarzy i powiedział:

    - Hej, jak się czujesz? - zaczął, głaszcząc go po policzku - Chodź, wstaniesz, zjesz coś i weźmiesz lekarstwa, okej? Ja tu otworzyłem okno, żeby się trochę przewietrzyło. No chodź, zrobiłem Ci herbatę i tosty - mruknął i pocałował go w policzek.

    Sebby <3333

    OdpowiedzUsuń
  50. Bash objął Victora w pasie i pomógł mu dostać się do kuchni. Posadził go na krześle i podał kubek z gorącą herbatą, mówiąc:

    - Masz i wypij, póki jest gorąca. - uśmiechnął się do niego, po czym zaczęli jeść. Sebastian był bardzo zadowolony z tego, że czarownikowi wrócił apetyt. Mimo wszystko. W pewnej chwili do kuchni weszła Dianna, pochyliła się i pocałowała go w policzek, dziękując za śniadanie. Następnie poszła zmienić pościel w sypialni Victora. Bash, nieco zaczerwieniony, dolał sobie kawy i nałożył Le Burnowi kolejnego tosta.

    - Jedz - tylko tyle zdążył powiedzieć, bo nagle Dianne wyciągnęła go z kuchni do salonu i zaczęła mówić. Pokiwał głową. Faktycznie, mimo zimna, spacer wydawał się dobrym pomysłem. Victor się przewietrzy i wyjdzie mu to na zdrowie. Bash przytulił Dianne - przez ten okres zbliżyli się do siebie i chłopak cieszył się, mogąc nazywać ją swoją przyjaciółką.

    - Okej, okej - przytaknął - w sumie, to jak z nim jest już lepiej, to mogę to zabrać już do niego. Zostanę z nim przez weekend i jakoś się ułoży. Nie martw się - dodał z szerokim uśmiechem - niedługo się urodzi. Gdy Victor wyszedł z kuchni z kotem na rękach, Bash rozczulił się na ten widok. To wszystko co się działo, było tak naturalne, że chłopak nie mógł sobie tego lepiej wymarzyć. Podszedł do Vica i dotknął dłonią jego czoła. Było chłodne.

    - Zjadłeś wszystko? Nie chcesz jeszcze czegoś? Może herbaty? Dianna powiedziała, że dobrze by ci zrobił Ci spacer, masz ochotę wyjść? Czy wolisz posiedzieć w mieszkaniu?

    Bash ♡

    OdpowiedzUsuń
  51. [♡]
    Gdy Victor uśmiechnął się, serce Sebastiana zabiło mocniej. Ucieszył się z tego, iż Victor wykazał chęć wybrania się na zewnątrz. On sam również pałał chęcią wyjścia na dwór i przewietrzenia się. Dianna oznajmiła, że skoro oni idą, to ona idzie się położyć. Bash był w sumie szczęśliwy, że kobieta nie chciała z nimi iść – cieszył się na możliwość pobycia z Victorem sam na sam. Pomógł mężczyźnie włożyć kurtkę, buty, opatulił go szalikiem, a na koniec wsadził na głowę czapką. Sam równie szybko się ubrał i już po kilku minutach byli gotowi do wyjścia. Powoli zeszli po schodach i wyszli z klatki. Chodnik był dość śliski, więc Bash asekuracyjnie trzymał się blisko Vica. Tylko tego by im brakowało, gdyby mężczyzna się przewrócił i coś sobie zrobił. Chłód był przyjemny, rozjaśniał myśli, a ich oddechy zmieniały się w obłoczki pary. Spacerowali, a Sebastianowi nie wiele więcej było potrzebne do szczęścia, gdy miał blisko siebie mężczyznę. Ich dłonie ocierały się o siebie gdy szli, ale chłopak nie miał odwagi żeby wziąć Victora za rękę, tak więc wbijał wzrok w chodnik. Szli w ciszy. Gdy Victor powiedział, że musi się na chwilę zatrzymać, Bash stanął, patrząc na niego uważnie, czy aby nic się z nim nie dzieje. Mężczyzna był trochę blady i trzymał się za żebra; nic dziwnego, na pewno jeszcze go bolały. Sebastian zarumienił się, gdy czarownik przytulił się do niego, by po chwili objąć go mocniej, przysuwając bliżej siebie. W tym momencie nawet najniższa temperatura nie była mu straszna. Niepewnie objął Le Burna w pasie, a że był niższy od mężczyzny (sięgał mu nieco powyżej ramienia) to gdy oddychał, z pewnością łaskotał go w szyję. Na słowa Victora, rumieniec na twory nastolatka tylko się pogłębił. Gdyby on tylko wiedział, jak JEMU było z nim dobrze… Czuł się najszczęśliwszą osobą na ziemi tak stojąc tu i po prostu się do niego przytulając. Bash znajdował się na takiej wysokości, że idealnie słyszał bijące serce mężczyzny. Nie potrzebował większego dowodu na to, że Victor żyje i jest tu przy nim. Wsłuchiwał się w równomierne, silne bicie jego serca, regulując oddech tak, aby i jego biło w podobnym tempie co te czarownika. Z jakiegoś powodu napawało go to radością. Wspiął się na palce i krótko pocałował Victora prosto w usta. To ta możliwość, że mógł to zrobić działała na niego niesamowicie silnie i napawała radością.
    – Chcesz wrócić? – spytał, przyglądając się starszemu badawczo – jeśli tak, to nic złego, poleżymy sobie, możemy coś obejrzeć, hm? Co ty na to?

    Bash <3

    OdpowiedzUsuń
  52. - Vic, panikarzu - westchnął ciężko Lucien, ale nie kłócił się więcej o wisior, chociaż uważał, że chłopak powinien dać go komuś bardziej... wartościowemu niż Foix.
    - Postaram się nie kręcić za bardzo po mieście przez jakiś czas. Raczej w stajni nie będzie mnie szukał - wzruszył ramionami.
    Czemu nie miałby umrzeć w ramach zemsty jakiegoś czarownika? mierć nie jest taka zła. Lucien widział ją wielokrotnie. A czym byłaby dla niego? Końcem bólu, końcem wizji, końcem wiecznych wyrzutów sumienia...

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  53. [Bo bardzo kochamy. <3]

    Stali tak przytuleni jeszcze przez kilka minut, po czym wrócili do domu. Bash ciągle się uśmiechał; nic nie mogło zepsuć jego dobrego humoru. Po przyjściu do mieszkania Sebastian pomógł rozebrać się Victorowi z kurtki, a potem kazał mu położyć się do łóżka. Sam poszedł nastawić wodę na herbatę, przygotował dwa kubki, a gdy wszystko było gotowe, zniósł do sypialni. Ostrożnie położył tackę z herbatami na szafce nocnej, nieco przysłonił żaluzje i położył się do łóżka. Pięknym było to, że telewizor znajdował się bezpośrednio w sypialni. Victor natychmiast się do niego przytulił, układając głowę na jego piersi, a Sebastianowi zrobiło się tak ciepło na sercu.

    - Nie mam pojęcia, może po prostu zobaczymy co jest? - mruknął przyjmując pilota od mężczyzny, włączając telewizor i zaczynając przeskakiwać po kanałach. Czarny kot Victora od razu zwietrzył okazję i wskoczył do nich na łóżko. Brunet zaczął głaskać kota, a Bash po kilku minutach znalazł jakiś w miarę ciekawy film akacji. Uśmiechnął się pod nosem, gdy Victor zaczął przesuwać dłonią po jego boku. Było mu naprawdę dobrze - Nie myślał o niczym innym, niż to, że leży w łóżku z najlepszym facetem pod słońcem, że w każdej chwili mógłby go pocałować, gdyby chciał, bo po prostu, zwyczajnie MOŻE. W filmie było dużo zawirowań, akcji i strzelania. Sama fabuła nie była zbyt ambitna, ale na leniwe śledzenie filmu całkowicie wystarczała. Sebastian wpatrując się w ekran bezwiednie przesuwał palcami po włosach i szyi czarownika. Film skończył się koło północy, a Bash miał ochotę na wszystko, tylko nie sen. W tym tygodniu, mimo wszystko wyspał się za wszystkie czasy. Przyciągnął się i wyłączył telewizor.

    W pokoju było ciemno, bo dotąd jedyne światło zapewniła poświata z telewizora. Bash przekręcił się tak, że mógł patrzeć Victorowi prosto w oczy. Powoli wyciągnął rękę i lekko przesunął palcami po pasku skóry czarownika, który był widoczny, ponieważ jego koszulka podjechała do góry. Przęknął slinę i gwałtownie poczerwieniał na twarzy, gdy nieśmiało wsunął palce pod nią palce, przesuwając nimi po jego brzuchu.

    Bash ♡

    OdpowiedzUsuń
  54. [♡♡♡]

    Rumieniec na twarzy Sebastiana pogłębił się, gdy Victor przytulił się do niego, obejmując go ramieniem. Było mu tak dobrze, czuł, że znajduje się w swoim miejscu na ziemi, leżąc tu w łóżku w objęciach Victora. Zaczął trochę ciężej oddychać, gdy mężczyzna najpierw ściągnął koszulek z siebie, dając mu wzgląd na swój umięśniony tors, pozwalając mu podziwiać jego klatkę piersiową, krzywiznę ramion. Bash poczerwieniał jeszcze bardziej (o ile to było możliwe), gdy czarownik zdjął z niego koszulkę. Jeszcze nigdy nikt go nie rozebrał; nikt nigdy nie traktował go tak jak Victor - te wszystkie doznania były dla niego czymś zupełnie nowym. Ze świstem wciągnął powietrze, gdy poczuł usta Victora na swoim ramieniu. Bezwiednie przejechał dłońmi po jego plecach, a gdy brunet przerzucił swoją nogę przez jego biodro, zamknął oczy czując, że nic więcej nie jest mu do szczęścia potrzebne. Znajdowali się teraz tak blisko siebie, że Sebastian czuł twarde mięśnie Victora tuż przy swojej klatce piersiowej; jego oddech na szyi, a swoimi dłońmi błądził po jego plecach. Mężczyzna pocałował go w podbródek, a chłopak wsunął palce w jego włosy, głaszcząc go powoli. Bash bardzo chciał w tej chwili powiedzieć wiele rzeczy, których nie dało się, albo po prostu on nie umiał wyrazić słowami. Zamknął oczy, wsłuchując się w miarowe bicie serca Victora i czując jego spokojny oddech. Sebastian obudził się rano, a w gwoli ścisłości obudził go kot, miaucząc i domagając się pieszczot. Albo jedzenia. Jeszcze nie wpełni obudzony, nieco zaspany Bash zorientował się, że w sumie to kot bardzo przypomina swojego właściciela, szczególnie pod względem zachowania. Właśnie. Sebastian spojrzał na pogrążonego we śnie czarownika, po uszy zakopanego pod kołdrą, z bałaganem na głowie. Uśmiechnął się na ten widok, odgarnął włosy z jego twarzy i lekko pocałował go w usta. Zagarnął kota na ręce i poszedł do kuchni, gdzie go nakarmił, nastawił wodę na kawę, a sam poszedł wziąć prysznic. Po kilku minutach wyszedł z łazienki z wciąż mokrymi po prysznicu włosami. Założył swoje dżinsy i jakąś czystą koszulkę należąca do Vica. Do kuchni dotarł w samą porę, aby wyłączyć gotującą się wodę i zalać kubki z kawą. Zegarek na kuchence wskazywał poętnaście po dziewiątej, a za oknami leżał śnieg. Przynajmniej nie padał.

    Bash ♡

    OdpowiedzUsuń
  55. [♡♡♡]

    Uśmiechnął się pod nosem, czując wargi błądzące po jego karku i ręce oplatające go w pasie. O tak, to były poranki o których marzył. Zadrżał lekko, gdy Victor muskał ustami jego kark, by po kilku chwilach odwrócić go do siebie przodem. Wyglądał niesamowicie słodko z wciąż roztrzepanymi włosami i tym uśmiechem na twarzy, od którego Bashowi miękkły kolana i robiło się gorąco.

    - Cześć - wyszeptał, ale nic więcej nie mógł dodać, bo po chwili Victor całował go tak, jak jeszcze nigdy się z nikim nie całował (bo serio, z nikim innym tego nie robił). To był prawdziwy, cudowny pocałunek pełne języka, zębów i śliny, taki, jaki powinien być pierwszy pocałunek. Bash zarzucił ręce na szyję Victora, mocniej przesuwając go do sibie tak, aby nie było między nimi przerwy. Z tyłu blat wbijał mu się w plecy, ale kto by się tym przejmował, gdy całujesz się z najseksowniejszym facetem, jakiego nosiła ta ziemia? Oderwali sie od siebie, gdy zabrakło im powietrza, a Bash czuł, jak opuchnięte i pogryzine są jego wargi. Cieszyło go, że usta czarownika wyglądały tak samo i to dzięki niemu. Jak na pierwszy prawdziwy pocałunek nie poszło mu tak źle. Victor nadal gładził go po plecach, co wywoływało w nim dreszcze. Uśmiechnął się.

    - No pewnie. A ty? Jak twoje żebra? - Vic go przytulił, a Sebastian mógłby spędzić wieczność stojąc na środku kuchni i tuląc się do niego. Wywrócił oczami, ale jego uśmiech poszerzył się na pytanie mężczyzny.

     - Niedługo głowa zamieni Ci się w telewizor, a to byłaby nieodżałowana strata - powiedział, a po chwili jęknął cicho, gdy Victor przygryzł jego dolną wargę, pociągając ją zaczepnie. Bashowi nagle zrobiło się gorąco i coś w środku wykonało w nim kilka salt, lub podskoków, budując coraz to bardziej rosnące podniecenie. Le Burn ponownie do niego przylgnął, a Bash zamknął oczy, kładąc głowę na jego piersi aby posłuchaj bicia jego serca. W tej chwili naprawdę się cieszył, że jest niższy od Victora. Spojrzał mu prosto w oczy, stanął na palcach i mocno pocałował w szczękę, wysysając na niej malinkę i uśmiechając się zadziornie.

    - No to chodźmy - mruknął, łapiąc go za rękę i ciągnąc do sypialni. Miał cholerną nadzieję, że będą robić coś innego, niż oglądać telewizję.

    Sebby, twój i tylko twój. ♡

    OdpowiedzUsuń
  56. [Trochę zmniejszył się u mnie ten pułap zwyczajowej ilości pisanych słów, żeby nikogo nie odstraszyć, bo wiadomo, że raz pisze się więcej, innym - mniej.
    Zaintrygował mnie ten fragment w Twojej karcie: "zna każ­dego w mia­steczku i umie przej­rzeć go na wylot". Byłoby ciekawie, gdyby Victor spróbował się czegoś dowiedzieć o Bjørnie, bo zazwyczaj to działa w drugą stronę z powodu jego umiejętności. Co Ty na to?]

    Bjørn

    OdpowiedzUsuń
  57. [<333]

    Gdy tylko weszli do sypialni Victor padł na łóżko, ciągnąc go ze sobą. Natychmiast do niego przyległ, najpierw przesuwając ustami po jego żuchwie, splótł ich palce razem a potem go pocałował. Po tych kilku razach Bash mógł śmiało stwierdzić, że całowanie się z Vicem to najlepsze uczucie w życiu. Czuć jego usta na sobie, ich nacisk, smak, palce mężczyzny gładzące wierzch jego dłoni... Najwspanialsze uczucie na ziemi. Całowali się długo, Bash był pewien że jego usta są spuchnięte i nabrzmiałe, gdy nagle Victor oderwał się od niego, by po chwili ściągnąć z niego koszulkę. Pochylił się i zaczął całować, i przygryzać jego skórę nie piersi, na co Sebastian zadrżał, gryząc sobie wargę. Jęknał, gdy poczuł dłoń Victora przesuwającą się jego erekcji; był na to psychicznie przygotowany, pragnął tego, ale czując to tu i teraz, to było jak pozytywne kopnięcie prądem - masa przyjemnych dreszczy przeszła przez jego ciało, a on sam ponownie jęknął. Victor dotykał go przez materiał bokserek, powodując że Sebastian robił się coraz bardziej twardy. Rumieńce wstąpiły na jego policzki;  pogłębiły się, gdy Vic po raz kolejny pogładził go, całując przy tym namiętnie i wsuwając mu język do ust. Sebastian zadrżał, wplatając dłonie w ciemne kosymki, Victora i lekko za nie ciągnąc, jakby chcąc go ponaglić. Westchnął prosto w jego usta. Po kilku minutach Sebastian użył całej swojej siły, żeby przekręcić się tak, aby teraz Victor leżał pod nim. Wsparł się dłońmi na jego klatce piersowej i objął jego biodra udami, siadając na nim okrakiem i pochylając się nad nim. Pocałował go w szyję, gryząc i zostawiając czerwone ślady. Szybko ściągnął z Victora koszulkę i zaczął gładzić jego idealną klatkę piersiową, przesuwając paznokciami po jego bokach i muskając ustami jego obojczyki . Czuł że jest już twardy, więc wypchnął biodra ku biodrom Victora, w poszukiwaniu przynoszącego ulgę tarcia, jednocześnie muskając ustami jego ucho.
    Sebby ♡

    OdpowiedzUsuń
  58. - Obiecuję, że będę grzeczny. Nie zdejmę go i będę uważał - zapewnił i uśmiechnął się niepewnie do kumpla. - A ty obiecaj, że jeśli ataki się nasilą, to po mnie zadzwonisz. Może moja pomoc jest niewielka, ale, chociaż tyle mogę zrobić. Ty ratujesz mi skórę regularnie.
    Jakby na dowód swoich słów, wskazał buteleczki z miksturą.
    - Jesteśmy - odpowiedział z przekonaniem i wyciągnął do niego dłoń, żeby wymienić uścisk dłoni. - Jeszcze raz dzięki i... odpocznij, co? - zaproponował.

    [Piszemy coś dalej?]
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  59. - Tak zrobię - zapaewnił i pożegnał przyjaciela. Do domu wrócił najkrótszą drogą.

    Przez kolejnych kilka dni Lucien naprawdę unikał miasta, do stadniny jeździł leśnymi dróżkami i dbał o to, żeby nie rzucać się ludziom w oczy.
    Ból głowy nie nawracał. Z resztą wizje też mu specjalnie nie dokuczały. Te nieliczne, które mu się objawiły były raczej błahe i bez większego znaczenia. Foix rozważał umysłowy trening, ale obawiał się, co może z tego powstać. Nie chciał powrotu bólu.. i tu zataczał koło - nie chciał bólu, więc nie ćwiczył, ale skoro nie ćwiczył, to ból na pewno wróci.
    Po dwóch tygodniach spokoju, Lucien zdecydował się wybrać do miasta - właściwie zmusiły go do tego terminy z biblioteki.Zwyczajnie musiał je oddać.
    Wracając, natknął się na jakiegoś mężczyznę, który zaczął go wypytywać o Victora. Zachowywał się chłodno i władczo, a Lucien udawał idiotę, który zupełnie nie wie, o co mężczyźnie chodzi. Biorąc pod uwagę, że Foix był ubrany po stajennemu, mógł sprawiać wrażenie cżłowieka opóźnionego w rozwoju.
    Niestety nieznajomy zaczął się irytować...
    [Pomożesz mi pociągnąć zachowanie brata Victora?]

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  60. Uderzenie zabolało. Porządnie. Lucien aż zatoczył się do tyłu. Najmłodszy Foix nie był typem boksera. Przed upadkiem uratowało chłopaka to, że nieznajomy sam go złapał. Może w mało przyjemny sposób, ale zawsze lepsze to niż zderzenie z ziemią. Ale to nie znaczy, że w ogóle musiał tracić kontakt z podłożem...
    Chwilę potem i tak wylądował na twardym bruku.
    Niezależnie od tego, jak bardzo czarownik starał się włamać do umysłu Foix na niewiele się to zdawało. Umysł chłopaka był chroniony... tak jak kości chronią mózg. Lucien nie miał na to wpływu. Tak było od zawsze. Ostatnio niby chłopak zaczął się zastanawiać, czy może zdobyć jakąś kontrolę nad tym, ale tak naprawdę ta ochrona naprawdę mu odpowiadała. A może to los chroni myśli swojego powiernika? Tego chyba nikt nie wiedział. Niestety nie dotyczyło to wpływu magii w ogóle. Lucien zwinął się na ziemi z bólu, kiedy uderzyło w niego kolejne zaklęcie. Usta rozwarł w niemym krzyku, a powieki mocno zacisnął. Miał nadzieję, że to się w końcu skończy.
    Czy mógł powiedzieć prawdę o kryjówce Victora? To już nie chodzi o szlachetny heroizm. Dla Luciena utrata Victora była taką samą śmiercią jak ta, którą mógł dostać z rąk jego brata. Wybór zatem był prosty.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  61. Zwijając się z bólu na ziemii, Foix próbował pozwolić swoim myślą odpłynąć gdzieś daleko. Miał nadzieję, że w końcu straci przytomność i ani nic nie powie, ani nic więcej nie poczuje. Z pewnością nie chciał więcej bólu i sluchania tego głupiego głosu nad sobą.
    Odetchnął, kiedy tortury się skończyły, ale nie bardzo wiedział, co się stało. Słyszał głosy, krzyki i czuł, że powoli odpływa.
    Nagle stanął przy nim Victor i zaczął coś do niego mówić. Lucien zmusił się na nikły uśmiech. Chciał powiedzieć, że przecież nie umiera, że ten ból zaraz minie, ale gardło chłopaka zaschło na popiół i nic nie był w stanie z siebie wukrztusić. Chwilę później zanurzył się w bieli.
    Ocknął się dopiero w mieszkaniu Victora, kiedy przyjaciel zakładał mu opatrunki. Uchylił niepewnie oczy i oślepiła go jasność pomieszczenia, więc od razu je zamknął. Zamiast tego poruszył palcami. Było to bolesne, ale nie niemożliwe. Ścisnął dłoń przyjaciela z całej siły, choć był pewien, że uścisk ten był zbyt słaby...
    Zwilżon ściereczka była cudowna. Lucien był gotowy dotknąć jej jezykiem, żeby jakoś zwilżyć gardło. Potrzebował wody, ale czuł się zupełnie bezwładny.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  62. Troskliwość Victora była urocza. Kto by się spodziewał, że ten groźny czarownik ma w sobie tyle dobroci?
    Kiedy Lucien zobaczył, że Victor niesie wodę, odetchnął z ulgą w duchu. Tego najbardziej potrzebował. Możliwe, że w wirze wydarzeń i tortur podrażnił sobie gardło. Gdy jednak przyjaciel podniósł go do pozycji półsiedzącej zachwyt Foix dziwnie minął. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu i tylko silna wola powstrzymała go przed krzykiem, który jeszcze bardziej zaszkodziłby jego gardłu.
    Po dłuższej chwili Lucien spojrzał na kumpla i uśmiechnął się lekko, jakby z wdzięcznością.
    - Żyję – wychrypiał. Ponieważ nie miał wystarczająco dużo siły, żeby siedzieć o własnych siłach, oparł głowę na ramieniu Victora. Chciał jeszcze coś powiedzieć, pożartować, ale przyjaciel wyglądał tak poważnie i gardło nie miało się dobrze...
    Dopiero chwilę później zebrał w sobie siły, żeby powiedzieć coś jeszcze.
    - Powinieneś wstawić mi tu łóżko polowe... Jestem częstym gościem... A nie chciałbym, żeby partner cię rzucił... – uśmiechnął się mimowolnie. W ten sposób zdradził się, że i o Victorze zdarza mu się coś widzieć. Może nawet nie koniecznie o nim samym, ale o jego chłopcu. Ludzie magiczni byli bardziej nieprzewidywalni i trudno było dojrzeć ich linie. Za to ludzie, z którymi się zadawali bywali podatni na szaleństwo tej dziwnej magicznej energii.
    Oczywiście wizja , którą Lucien miał o nich była bardzo nie wyraźna, a rzeczywistość mogła się do tej pory tyle razy zmienić, że obraz był już zupełnie nieaktualny, ale Foix chciał tylko odwrócić uwagę Victora od siebie i przenieść ją na coś lub kogoś innego.
    Zamknął oczy, uśmiechnął się łagodnie i czekał na głupie wykręty Victora. Nie sądził, że przyjaciel się przyzna...
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  63. Oczywiście Lucien był wdzięczny przyjacielowi za opiekę, troskę i ograniczanie bólu, ale sam nie potrafił tak bardzo przejmować się własnym stanem. Nigdy nie miał w sobie dość pragnienia życia, żeby o nie walczyć, a dzięki magii Victora nie musiał walczyć z bólem. To wszystko sprawiało, że trudno było mu się podporządkować poleceniom przyjaciela. Dodatkowo czuł się niczym marionetka w jego rękach.
    Pokręcił głową.
    - Opowiedz o nim – poprosił zachrypniętym głosem. Lucien bywał uparty. Rozumiał do pewnego stopnia obawy Victora. A jednocześnie ze swojej strony życzył mu szczęścia, którego nie zdobędzie prowadząc pustelnicze życie. Był pewien, że Sebastian myśli tak samo.
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  64. Gdyby Lucien miał więcej sił, z pewnością by się śmiał. Tymczasem uśmiechnął się tylko łagodnie. Victor w trakcie opowiadania sam wyglądał jak taki niewinny aniołek. Dobrze było wiedzieć, że przyjaciel tylko zgrywa drania, ale dla niektórych osób oddał by serce.
    - Uśpisz mnie? - poprosił Lucien. Nie chciał dłużej walczyć z kumplem, ale wiedział, że sam z siebie nie zaśnie. Po prostu... nie chciał ani śnić o tym, co było, ani czuć bólu, kiedy Victor od niego odejście.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  65. Lucien spał spokojnie. Uwielbiał ten czar Victora i dlatego tak chętnie z niego korzystał. Poza tym znacznie trudniej go było obudzić. Oczywiście na co dzień byłoby to nieco kłopotliwe, ale w czasie choroby lekka magiczna pomoc nieźle się sprawdzała.
    Nie słyszał, jak Victor krząta się po mieszkaniu ani kiedy usiadł na łóżku. Obudził się spokojnie i zrelaksowany. Czuł dotyk Victora i aromat jedzenia. Otworzył oczy i podniósł wzrok na przyjaciela. Nie chciał mu przeszkadzać. Szczególnie, że nie wiedział, ile ma siły. Musiał przetestować swoje możliwości...

    OdpowiedzUsuń
  66. - Dobrze, mamo... tak, mamo... - wymamrotał Lucien i spojrzał rozbawiony na Victora. Może nie czuł się za dobrze i nadal miał wrażenie, że ktoś mu wyjął wnętrzności i włożył z powrotem, ale zachowanie przyjaciela było naprawdę zabawne.
    - Nie musisz się tak bardzo martwić, wiesz? - powiedział cicho. Wolał jeszcze nie nadużywać głosu, choć gardło już tak bardzo nie bolało.
    Lucien dłubał w swoim jedzeniu więcej niż jadł. Nie był głodny i nawet rozsądek nie mógł go przekonać, że powinien coś zjeść. Nie, kiedy brzuch ma wrażenie, że się przemieścił.
    - Przecież by mnie nie zabił. Jest zbyt ciekawy, jak cię dopaść, a ja jako osoba potencjalnie daję mu taką szansę - wzruszył ramionami i krzywił się, bo ruch był nieco zbyt gwałtowny.
    [Nieśmiało zapytam, czy odpiszesz mi gdzieś indziej... :P]
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  67. Kto by pomyślał, że bycie potłuczonym i zgnębionym daje jakieś zabezpieczenia? Z pewnością nie Lucien. Choć to miłe, że Victor w przypływie emocji i entuzjazmu mu nie przyłożył. Prawdopodobnie sam nie miał siły - w końcu i on nieco oberwał, a na pewno zużył sporo sił.
    Foix nie chciał wybrzydzać... po prostu nie był w stanie jeść. Jego wnętrzności głośno przeciw temu protestowały.
    - Powinieneś siebie też opatrzyć. Może jakieś maści? - podsunął u Lucien. Foix nie wiedział, na jakiej zasadzie działa magia, ale spodziewał się, że są pewne ograniczenia. Przyjmował jednak, że maści mają charakter medyczny i powinny zadziałać.
    - I odpocząć. Serio mi nic nie będzie... Minie za chwilę - jego głos nie brzmiał przekonująco przede wszystkim dlatego, że chrypiał, jakby zdarł gardło na dobrym koncercie. Jednocześnie nie wiedział już jak ma tłumaczyć przyjacielowi, że jego reakcja jest przesadzona. Przecież Lucien żyje!

    OdpowiedzUsuń
  68. Od wielu miesięcy przygotowywała się do przylotu do Francji. Nie chciała, żeby jej rodzice się o tym dowiedzieli, bo doskonale wiedziała jakie mieliby do tego podejście i jej wyjazd skończyłby się na planach. W ciągu jednego dnia spakowała walizki i jeszcze tego samego dnia była na lotnisku, trzymając na rękach swój największy skarb, a za sobą ciągnąc walizki. Mieszkanie, które wynajmowała nie było zbyt duże, ale dla niej i małego dziecka było w sam raz.
    Minęły trzy dni od kiedy znalazła się w tym mieście, a wciąż nie znalazła w sobie tyle odwagi, aby wyznać mu, że tu jest i wróciła. Nie tylko dla niego, ale dla Lucasa. Żeby miał szansę poznać swojego ojca, a on syna. Żałowała, że nie postawiła się porządnie wtedy rodzicom, że wyjechała. Nie raz zastanawiała się nad tym jak jej życie mogłoby wyglądać, gdyby nie nagła wyprowadzka.
    - Lucas zaczekaj na mnie! - zawołała za chłopcem, kiedy ten zaczął się od blondynki oddalać. Dziewczyna pokręciła jedynie głową na boki i przyspieszyła kroku, żeby dogonić malucha. Złapała go za ramię i delikatnie odwróciła w swoją stronę. - Masz rozpiętą kurtkę, mówiłam ci, żebyś jej nie rozpinał.
    - Ale mi niewygodnie. - odpowiedział, aczkolwiek nie zaprotestował, kiedy Aurora zapięła mu kurtkę i poprawiła czapkę.
    - Trzymaj go i nie odchodź za daleko. - poinsturowała go podając chłopcu smycz ze szczeniakiem. Uśmiechnęła się lekko, kiedy zaczął biec wolno przed siebie alejką. Wypad do parku był całkiem dobrym pomysłem. Naciągnęła na głowę kaptur od płaszcza, a ręce wsunęła do kieszeni. Nie spuszczała wzroku z chłopca. Może i miała pewność, że daleko nie zajdzie, ale i tak wolała mieć go cały czas na widoku.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  69. Lucien uśmiechnął się nieznacznie. Pewnie, że nie zamierzał go budzić. Victor stanowczo powinien odpocząć... właściwie dla dobra ich obu. Jak miałby bronić swój umysł na skraju wykończenia? A Foix nie jest w stanie wiele zrobić. Trudno być bardziej nieprzydatnym do czegokolwiek. Lucien ostrożnie ułożył się obok niego i zamknął oczy. Sen i jemu może tylko pomóc. Niestety po krótkiej drzemce obudził się i nie było siły, żeby ponownie odpłynął w ramiona Morfeusza. Dlatego zaczął ostrożnie wygrzebywać się spod kołdry. W końcu, żeby iść do łazienki, nie potrzebuje niańki.
    W końcu wstał i chwiejnym krokiem wyszedł z pokoju.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  70. Luciena korciło, żeby wrócić do domu, ale obawiał się, że Victor rozpęta mu taką awanturę, że Lucien długo będzie go unikał. Dlatego Foix najpierw poszedł doprowadzić się do porządku, potem usiadł w kuchni z kubkiem herbaty. Czuł się obolały, ale leżenie było nie tylko nudne, ale również męczące.
    Potem słyszał jak Victor się kręci, ale nie od razu do niego poszedł. Było bardzo późno i Lucien poważnie się zastanawiał, czy dobrze zrobił zostając w jego mieszkaniu.
    W końcu jednak zajrzał do salonu. Victor wyglądał dość dziwnie z tymi ognikami...

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  71. Pewnie Lucien nie powienien pić alkoholu przy swoim stanie zdrowia, ale jakoś specjalnie się tym wszystkim nie przejmował. Może zwyczajnie był beztroski? Niefrasobliwy?
    Skinął twierdząco głową.
    - Chętnie - rozejrzał się. - Co ty tu robisz? - zapytał niepewnie. - Bo wiesz... To wygląda jak przywoływanie demonów czy duchów - wymamrotał. Nie chciał się wtrącać, skoro jego wiedza o magii była tak bardzo ograniczona, ale scena ze świecami wyglądała dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
  72. [Czy ty siedziesz i obrazki oglądasz, że tak zmieniasz te zdjęcia? :P]

    Lucien wziął od kumpla szklaneczkę i usiadł w fotelu.
    - Cóż.... bywało lepiej, ale bywało też gorzej - odpowiedział i podniósł szklaneczkę do góry.
    - Twoj zdrowie - uśmiechnął się lekko i napił trunku. Musiał przyznać, że była to dobra whiskey.
    - Czary... - westchnął. - Tyle nad nimi pracujesz... - zamyślił się. Sam z chęcią uciekał od swoich umiejętności w błogie zapomnienie.

    OdpowiedzUsuń
  73. [Hehehe :P Ja zmieniam, kiedy trafię na jakieś cudne zdjęcie... albo aktualne mi się popsuje :P]

    Lucien własnie delektował się trunkiem, gdy nagle Victor poderwał się na równe nogi i zaczął gdzieś gnać. Foix w jednej chwili zbladł. Żaden z nich nie nadawał się teraz do starcia z bratem Victora, ale i do długich maratonów również.
    Posłusznie wszedł do tunelu i ruszył biegiem za przyjacielem, który w przeciwieństwie do Luciena wiedział, dokąd biegną.
    - Nawet nie licz, że zostawię cię samemu - odpowiedział Foix, krztusząc się. Stanowczo dla jego ciała było za wcześnie na takie przeprawy. Chwycił kupla za rękę. Przyszło mu do głowy, że może, jeśli ich obu odetnie... żeby myśli Victora nie były widoczne, to Adam ich tak szybko nie znajdzie i uciekną gdzieś razem, ukryją się...
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie wiedział, o co chodzi, ale kiedy Victor go chwycił, Lucien na wszelki wypadek też go objął. I słusznie zrobił, bo chwilę później poczuł się tak, jakby miał się zapaść w nicość. Gdyby nie silny uścisk przyjaciela, pewnie by spanikował. Potem już nie było nic więcej. Ocknęli się dopiero w jakiejś dziwnej chatce, a przyjaciel wyglądał jakby przejechał po nim autobus.
    Krew. Lucien spojrzał zmartwiony na Victora, a potem powędrował za nim do łazienki. Kiedy zobaczył, co się dzieje z kumplem, pobiegł poszukać szklanki. Nalał wody z kranu, a potem poszukał jakiegoś kawałka czystego materiału. Znalazł ścierkę, więc zamoczył ją pod kranem i z takim sprzętem udał się do Victora. Pomógł mu usiąść na podłodze.
    Sam Lucien może nie czuł się najlepiej, ale w porównaniu do Victora był niczym młody bóg.
    Wilgotną szmatką starł mu krew z twarzy, a potem rzucił ją na jego głowę. Niech ochłonie.
    - Napij się... - powiedział i ostrożnie podsunął mu szklankę do ust. Podtrzymał go w pozycji siedzącej, przytrzymując kark.
    Lucien miał przynajmniej setkę pytań, ale powstrzymał się przed wyrzuceniem ich z siebie ze względu na stan Victora.

    OdpowiedzUsuń
  75. Trzeba było przyznać, że Lucien specem od pocieszania nie był. Zwykle przychodziło mu do głowy coś w stylu: No wiesz, mogliśmy zostać rozgnieceni na ścianie albo nasze członki mogły porozwalać się po kraju... Co jednak mógł Foix poradzić na to, że różne obrazy śmierci nie były mu obce?
    Oczywiście Lucien nie zamierzał zostawiać Victora w takim stanie. Poprowadził go do kanapy i nieumiejętnie objął, żeby kumpel nie padł twarzą na podłogę.
    - Nie masz za co dziękować ani przepraszać - powiedział cicho Lucien. - Ale może się prześpij? Tym razem to ty powinieneś odpocząć - westchnął. Nie bardzo wiedział, co zrobić z wolną ręką. Nie był przyzwyczajony do przytulania ludzi. Poprawił w końcu koc tak, żeby dobrze otulał Victora.

    OdpowiedzUsuń
  76. Lucien posłuchał rady przyjaciela. Po chwili wahania objął go. W końcu musieli leżeć na sobie, żeby zmieścić się na kanapie. A dokładnie do Victor leżał na Foix.
    - Tak,tak... - wymamrotał i zamknął oczy. Nie zasnął od razu, ale w końcu mu się udało. Choć i tak wstał rano niewyspany i odrętwiały. Może dlatego, że Victor nie wypuścił go ze swoich objęć przez całą noc.
    Oba mieli braci i obaj zdecydowanie wymieniliby ich na siebie nawzajem. O ile Adam był po prostu skończonym draniem, to bracia starsi bracia Foix byli chodzącymi ideałami, przy których Lucien był po prostu kłodą pod ich nogami.
    Chłopak ostrożnie wyplątał się z objęć przyjaciela i wyszedł poszukać puszek. Mielonka, jakieś słoiki... ale i makaron. Potem sprawdził stan kuchni. Kaflowa. Kaflowa. Serio, ktoś jeszcze ma kaflową kuchnię?! Trochę czasu zajęło mu rozpalenie i niezadymienie pomieszczenia. Wreszcie jednak nastawił wodę na makaron, z mielonki i sosu ze słoika zrobił nawet jadalną mieszankę. A dzięki wielkiemu piecowi w chatce zrobiło się cieplej.

    OdpowiedzUsuń
  77. - Jesteś pewien, że powinieneś zacząć dzień od piwa? - zapytał Lucien i spojrzał na przyjaciela z mną mówiącą mniej więcej tyle, co jesteś idiotą i chociaż zjedz coś najpierw.
    - Prosty sos... nie grzebałem za wiele po szafkach - przyznał i zamieszał makaron w garnku. - A na przyszłość remont zaczynaj od kuchni - poradził. Rozumiał jednak, że ten przeklęty piec dawał prawdę dużo ciepła. Tyle, że gotowanie na nim sprawiało niewprawionemu chłopakowi sporo trudności. Ostatecznie jednak wygrał ten pojedynek z martwą materią i mogli tylko czekać na śniadanie.
    - Nastawiłem wodę na herbatę - dodał. Nie sięgnął po butelkę. Nie będzie rozpijał kumpla, szczególnie, że Lucien nie wiedział nawet, gdzie na dobrą sprawę są.

    OdpowiedzUsuń
  78. Zapamiętywał instrukcje, gdyby w przyszłości było mu coś potrzebne. Potem jednak obserwował kumpla.
    Lucien miał ochotę przyłożyć Victorowi po głowie. Zły stan zdrowia mężczyzny niby go powstrzymywał przed tym radykalnym krokiem, ale nie na długo, jeśli przyjaciel nadal będzie zachowywał się jak skończony idiota.
    Magii mu się znowu zachciało! Już miał wygłosić swoją tyranię, gdy nagle Victor wyskoczył z nagłą prośbą, a Foix stracił równowagę umysłową.
    Chwycił się blatu i spojrzał zdziwiony na towarzysza. Tylko zerknął na zdjęcie.
    - Po pierwsze, nic ci się nie stanie - powiedział ostro Lucien i pogroził Victorowi łyżką do zupy.
    - Po drugie... ile on ma lat? I.... co z jego matką? - zapytał. Ponownie zamieszał jedzenie i już po chwili rozkładał makaron i sos na talerze. Podał śniadanie z herbatą.

    OdpowiedzUsuń
  79. Z chęcią wróciłaby już do mieszkania, ale zarówno ona jak i Lucas potrzebowali trochę świeżego powietrza, a przy okazji mogła też wyprowadzić Frodo, który sam w domu pewnie by się zanudził. Nie odrywała wzroku od chłopca, który szedł przed nią kilka metrów dalej dumnie prowadząc na smyczy małego szczeniaka. Blondynka uśmiechnęła się, lekko kręcąc głową na boki. Zatrzymała się na moment, a z torebki przewieszonej przez ramię wyjęła telefon. Ściągnęła rękawiczki, czego od razu pożałowała. Odblokowała telefon i włączyła aparat. Podeszła trochę bliżej i zrobiła kilka zdjęć chłopcu. Uwielbiała go fotografować, zwłaszcza, kiedy nie był tego świadomy. Takie zdjęcia wychodziły znacznie lepiej.
    - Lucas chodź! - zawołała po jakimś czasie. Pewnym siebie krokiem ruszyła przed siebie. Wiedziała, że na taką pogodę powinna sobie darować wysokie obcasy, ale nie mogła nic poradzić na to, że je kochała. Idąc w stronę chłopca w pewnym momencie straciła równowagę i tyłkiem wylądowała na oblodzonym chodniku. Telefon wypadł jej z ręki, robiąc sobie przejażdżkę. Jęknęła w momencie, kiedy poczuła ból. Brawo, sieroto, warknęła na siebie w myślach.

    Sierotka

    OdpowiedzUsuń
  80. Lucas widział, że przyjaciel morduje się z jedzeniem. Potrafił zrozumieć, dlaczego Victor nie ma apetytu i na pewno nie zamierzał zmuszać go do jedzenia. Skinął tylko głową i zamyślił się. Młoda kobieta z czterolatkiem... pewnie wiele jest takich w tym mieście. A jednak Lucien miał wrażenie, że wie o kogo chodzi. A może to te cholerne linie przeznaczenia mu coś podpowiadają? Pokręcił głową.
    Zjadł i posprzątał. Miał kilka pytańn do Victora, ale uznał, że porozmawiają później. Zaczął przegrzebywać szafki, żeby sprawdzić, co jeszcze mają.
    W końcu jednak usiadł na kanapie obok kumpla.
    - Przyznam, że zaskoczyłeś mnie tą informacją o dziecku... - zaczął. - Czułeś coś do tej kobiety czy... przypadek? - zapytał. Nie chciał się wtrącać za bardzo, ale cóż.... sprawa przedstawiała się dziwnie, gdy się pamiętało, że obecnie Victor ma chłopca jako kochanka czy coś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  81. Lucien nie zamierzał przeszkadzać przyjacielowi w odpoczynku, który mu się naprawdę należał. Lepiej, żeby Victor jak najszybciej odzyskał siły.
    Foix przez jakiś czas siedział i zastanawiał się nad sytuacją byłej narzeczonej Victora. Trzeba przyznać, że szkoda kobiety, która została sama z dzieckiem. Szkoda też, że im się nie ułożyło. Oczywiście fajnie, że przyjaciel znalazł sobie kogoś, ale... trudno było nie myśleć o tym jak miłość szybko umiera.
    Wreszcie Lucas wstał i zaczął dokładniej zwiedzać chatkę, żeby zabić głupie myśli. Wreszcie znalazł jaką książkę i zatonął w lekturze. Czemu by tu nie czytać Byrona?

    OdpowiedzUsuń
  82. Lucien słyszał jak przyjaciel się kręci po chatce, ale uznał, że gdyby mężczyzna miał jakąś potrzebę lub potrzebowałby pomocy, to by zwyczajnie powiedział. Skoro jednak się nie odzywał, to widocznie nie było czym się przejmować. Foix rozumiał, że można mieć dość człowieka, który ciągle się ze wszystkim narzuca, a poza tym Lucien nie potrafił kogoś pilnować niczym niańka przez dłuższy czas. Co innego w pracy czy jakiejś konkretnej sytuacji, ale o Victora można było się martwić bezustannie i raczej w niczym by to nie pomogło.
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  83. Lucien już się nauczył, że, kiedy Victor robi przerażoną minę, nie należy pytać, a jedynie posłusznie wykonywać polecenia. Na wątpliwości i tłumaczenia zawsze znajdzie się czas później. Dlatego też dał się wepchnąć do schowka.
    Foix chwycił dłoń przyjaciela i podobnie jak poprzednio skoncentrował się, żeby ukryć przed Adamem umysł Victora. Wiedział, że w ten sposób kupi im co najwyżej kilka minut, ale wolał, żeby kumpel myślał o możliwościach walki lub ucieczki zamiast toczyć mentalną bitwę. Lucien w walce nie nadawał się do niczego. Mógł co najwyżej użyć siebie jako kruchej tarczy. A prawdę mówiąc sam był przerażony. Nie chciał więcej bólu. Tylko tkwili w tej sytuacji razem i nie było szans, że Adam rozprawi się z Victorem a o nim zwyczajnie zapomni. W takiej sytuacji Lucien nie chciał być jedynie kłodą pod nogami.
    Foix zorientował się, że w skutek skupienia i strachu zapomniał o oddychaniu. Powoli wypuścił powietrze z płuc, ale czuł, że jeśli coś się nie stanie, to i tak zwyczajnie się udusi... Jakby coś ciążyło mu w płucach i nie pozwalało nabrać powietrza.
    Próbował odsunąć od siebie te problemy i koncentrować na przyjacielu.

    OdpowiedzUsuń
  84. Nie to, żeby Lucien wątpił w siłę Victora czy jego szczerość, ale wiedział, że przyjaciel jeszcze nie doszedł do siebie po ostatnim starciu i z pewnością nie jest w stanie wygrać pojedynku z bratem. Foix nie chciał go ograniczać... Nie chciał mu też przeszkadzać. I nie wiedział, c robić. Poczucie bezsilności było tak silne, że odczuwał je niemal fizycznie. Miał jednak w tej chwili więcej kłopotów niż pewien dyskomfort. Mocno ciskał dłoń przyjaciela, gotowy nie wiadomo na co. Tak jakby miał wyskoczyć, ruszyć.... trudno stwierdzić. Szczególnie, że miejsca było na tyle mało, że nieszczególnie mógł stanąć w pozycji bojowej. Dalej koncentrował się na Victorze, ale kroki Adama niemal pobrzmiewały mu w głowie... jakby oprócz nich nie miał nic innego tam w środku... a może poniekąd tak było?

    OdpowiedzUsuń
  85. Widać było, że z Victorem jest coraz gorzej i zwyczajnie nie nadaje się do walki. A jednocześnie wystarczyło jedno spojrzenie na jego wymęczoną twarz, żeby wiedzieć, że o poddawaniu się nie ma mowy.
    Lucien czuł, że wychodzenie ze schowka nie jest najlepszym pomysłem. Bardziej zagraniem Adama, żeby wywabić ich z kryjówki. Nim jednak Foix zdążył cokolwiek zrobić, Victor już pociągnął ich ku wyjściu. Niestety za daleko nie doszli.
    Kiedy Adam przed nimi stanął, Lucien poczuł zimne dreszcze na plecach. W jednej chwili zbladł jeszcze bardziej, ale nie puścił dłoni przyjaciela - przeciwnie zacisnął mocniej palce na jego ręku i przestąpił o krok do przodu. Zauważył, że wzrok Adama przeskakuje w jednej chwili z Victora na niego. Nim jeszcze napastnik poruszył wargami, Lucien już widział jak się uśmiecha z wyższością. Ale tkwiło w tym coś jeszcze. Niemal słychać było to niewypowiedziane pytanie: To znowu ty?
    A Foix pomimo strachu stanął między czarownikami. Był to oczywiście zbędny heroizm. Jego możliwości bojowe były porównywalne do worka mięsa z rzeźni.

    OdpowiedzUsuń
  86. Lucien miał ochotę sprzeciwić się Victorowi. W końcu nie chciał, żeby przyjaciel przez wzgląd na niego popełnił jakąś głupotę. Jednak za nicnierobieniem przemawiało kilka czynników. Przede wszystkim przyjaźń wiąże się z zaufaniem, a Foix nie wahał się powierzyć siebie kumplowi. Po drugie Lucien widział, że Victor nie ma zdecydowanie określonej przyszłości - gdyby tak było pobudzony emocjonalnie Foix widziałby wyraźnie linie przeznaczenia, a nic mu się nie objawiło. Oczywiście istniała szansa, że jego moc nie zadziałała, ale lepiej było zaufać intuicji, która podpowiadała, że Victor ma jeszcze wiele możliwości przed sobą. Po trzecie zaś, Lucien się bał, ponieważ miał świadomość swojej bezradności.
    Puścił dłoń przyjaciela, kiedy ten ruszył ku Adamowi. Patrzenie na tę scenę było bolesne... mentalnie i psychicznie bolesne do tego stopnia, że widok upadającego oprawcy nie uradował Luciena. Jego umysł zrozumiał jedynie, że to ich szansa.
    Razem ruszyli biegiem. Faktycznie śnieg nie ułatwiał im ucieczki, ale Adam też musiał biec, jeśli chciał ich dogonić. Nie było sensu skracać sobie drogi przez las, gdzie ich ślady byłyby doskonale widoczne, a bieg znacznie wolniejszy.
    - Daleko do jakiejś wioski lub miasta? - wyrzucił z siebie pytanie Lucien. Ani na chwilę nie przerywał biegu, choć miał wrażenie, że to on ciągnie Victora.

    OdpowiedzUsuń
  87. Lucien miał znacznie więcej sił od Victora. Po pierwsze zdążył się już nieźle zregenerować dzięki magii przyjaciela, a po drugie pracował w końcu fizycznie, więc jego mięśnie miały się całkiem dobrze. Rozumiał jednak, że Victor po prostu już nie da rady biec dalej. Przynajmniej nie od razu.
    Kiedy się zatrzymali, Lucien rozejrzał się nerwowo. Nie mogli tak stać na środku.
    - Chodź - westchnął ciężko i przerzucił sobie przyjaciela przez ramię. Następnie poprowadził go po wydeptanym torze do ogromnego stosu bali. Widocznie drewno było przygotowane po wycince do transportu. Na szczęście robotnicy nie starali się ułożyć równego stosu i Lucien znalazł odpowiedni na wielkość człowieka załom. Usadził tam Victora.
    - Odpocznij... - westchnął i klęknął przy nim tak, żeby nie było ich widać od strony drogi, którą przybiegli. Jednocześnie widzieli jedną stronę szosy. Foix wypatrywał, czy ktoś przypadkiem nie będzie przejeżdżał.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  88. Lucien z żywą troską zerkał na przyjaciela. Nie odpoczywali za długo, ponieważ nie mogli sobie na to pozwolić. Poza tym szybko zaczęli marznąć. W chatce było ciepło... na zewnątrz już niekoniecznie. Foix rozgrzewała myśl o tym, co się wydarzyło, ale jego dłonie nabrały różowego odcieniu. Miał jednak świadomość, że z Victorem jest jeszcze gorzej.
    Nagle Lucien usłyszał warkot silnika w oddali. Przystanął i rozejrzał się. Zza zakrętu za nimi wyjechał samochód osobowy. Foix zdecydowanie wyszedł na drogę, żeby zatrzymać pojazd. Kierowca się zatrzymał. A właściwie ona - samotna kobieta. Lucien podbiegł do niej i zmyślił bajeczkę o tym, że wyszli pobiegać i się zgubili... czy mogłaby ich podwieźć. Może historia była mało wiarygodna, ale kobieta nie chciała kłócić się z mężczyznami na drodze, szczególnie, że jeden z nich nie wyglądał za dobrze. Chwilę później siedzieli na tylnym siedzeniu i jechali w stronę miasteczka.

    OdpowiedzUsuń
  89. Lucien zdziwił się, kiedy wyszło na jaw, że załatwił podwózkę u wampira. Nie zdążył się nawet przestraszyć. Za to pomyślał z goryczą, że to on tu niby jest jasnowidzem. Jednak jakby nie patrzeć Victor wygrywał doświadczeniem i widzą.
    Ostrożnie objął przyjaciela.
    - Wybacz... zwykle jest uprzejmiejszy - powiedział wampirzycy Lucien i westchnął ciężko. Wyrzuciła ich na rynku. Pożegnali się bez większych szopek. Kiedy odeszli ku dworcowi, Foix zapytał:
    - Jak dużo jest.. istoto nadnaturalnych?

    OdpowiedzUsuń
  90. Lucien westchnął ciężko. Niektóre istoty widywał w swoich wizjach. Obrazy z niektórymi były nie do zrozumienia dla Foix.
    - Chyba powinienem pożyczyć od ciebie jakieś książki, żeby się dokształcić - westchnął. - I... chyba wolę nie mieć do czynienia z duchami - wyznał. - Wystarczy, że widuję śmierć... - pokręcił głową. - Te strach przed śmiercią jest tak silny, że przywołuje wizje. Poza tym... nie ma nic pewniejszego od śmierci - Lucien mówił cicho, żeby nikt ich nie słyszał. A jednocześnie pozwolił sobie oderwać myśli od pościgu.
    - Nie wiem jak ty, ale ja kasy nie mam... jedziemy na gapę? - zaproponował Foix. Na rozpisce zobaczył, że jeden z pociągów odjeżdża za pięć minut, więc mogli spokojnie do niego wsiąść.

    OdpowiedzUsuń
  91. Tym razem Lucien zamierzał dyskutować i nie chodziło tutaj o teleportację.
    Złapał przyjaciela za ramię.
    - Vic. Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł tu zostać? Jesteśmy... za blisko. Będzie nas szukał i potrafi wyczuć twoją magię. Nie lepiej, żebyśmy w sposób pozamagiczny odjechali jak najdalej? - zapytał szczerze zmartwiony. Nie był ekspertem w tych sprawach i naprawdę rozumiał, że przyjaciel jest zmęczony lub raczej wykończony, ale Lucien chciał mieć pewność, że Victor nie będzie musiał zaraz znowu stawać do walki, bo to go w końcu zabije.

    OdpowiedzUsuń
  92. Dopiero po tym wyjaśnieniu Lucien odpuścił, a przynajmniej dał się poprowadzić do motelu. Nie był jednak przekonany do pomysłu teleportacji. Victor nie doszedł do siebie po poprzedniej... Foix zdecydował jednak, że pokłócą się o to później.
    Gdy tylko weszli do pokoju, Lucien padł na jedno z łóżek. Dopiero w cieple zrozumiał, jak bardzo jest zmęczony. Nawet perspektywa umycia się nie była kusząca... Z resztą Victorowi należało się pierwszeństwo.
    - Może pójdę po coś do jedzenia? Masz jakieś życzenia? - zapytał Foix.

    OdpowiedzUsuń
  93. Lucien zwlekł się z łóżka i zszedł na parter. Przyniósł im porcje obiadów, napoje i proszki przeciwbólowe dla Victora. Jednak zorganizowanie tego wszystkiego zajęło mu dłuższą chwilę... czekania ze znudzoną miną pryz ladzie. Ostatecznie jednak wrócił do pokoju z ogromną tacą.
    Kiedy wszedł do zajmowanego przez nich pomieszczenia, usłyszał słaby głos przyjaciela. Szybko odstawił tacę na stolik i podszedł do niego z piciem i tabletkami.
    - Jestem, jestem... nie umieraj mi tutaj - powiedział cicho i łagodnym ruchem uniósł go do pozycji siedzącej.
    - Połknij to - powiedział i włożył mu w dłoń dwie silne tabletki przeciwbólowe, po czym podał butelkę z wodą.
    - Popij.
    Kiedy Vic wykonał polecenie, Lucien ostrożnie położył go na poduszkach.
    - Musisz zacząć się oszczędzać, głupku - westchnął ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  94. - Ale stanowczo brakuje ci rozsądku - odpowiedział Lucien zgryźliwie, ale trudno było mu patrzeć, gdy przyjaciel się męczy. Był wdzięczny za troskę. Naprawdę.Jednak nie chciał stracić jedynej osoby, której oddałby życie.
    Zjadł szybciej od Victora i poszedł się umyć. Kiedy wrócił, kumpel właśnie kończył jedzenie. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zasnął. Foix tylko westchnął i poprawił na nim kołdrę. Zamknął drzwi na klucz, zasłonił okna i położył się do swojego łóżka. Nie zasnął od razu, ale gry wreszcie mu się udało, spał jak dziecko - głęboko i spokojnie.

    [dobranoc :)]

    OdpowiedzUsuń
  95. [Ah... Te twoje zdjęcia.... *.*]
    Lucien zaczął się budzić, kiedy Victor włączył telewizor. Był jednak tak nieprzytomn, że zamruczał, obrócił się na drugi bok i zasnął jeszcze na godzinę. Potem wstał i rozejrzał się po pokoju.
    - Jak się czujesz, Vic? - zapytał.
    Podniósł się z łóżka i wyciągnął. Spojrzał na jedzenie i bez wahania sięgnął po tosta. Zdążył ostygnąć, ale Lucien zupełnie się tym nie przejął.
    - Długo nie śpisz?

    OdpowiedzUsuń
  96. Blogi spokój chyba ich nie dotyczył. A przydałby się dzień czy dwa, żeby Victor zregenerował siły.
    Lucien jadł tosta, kiedy rozległo się pukanie. Spojrzał na przyjaciela. Ten podszedł do drzwi i nasłuchiwał. Foix chrupnął tostem, a potem uśmiechnął się przepraszająco. Co mógł poradzić na to, że jest głodny, a z ich szczęściem zaraz coś znowu się wydarzy, będą musieli biec i tyle z jedzenia... Po namyśle przełknął kolejny kęs i poszedł po cichu do łazienki, żeby się ubrać. W samych bokserkach uciekać nie zamierzał!
    Oczywiście miał nadzieję, że nigdzie uciekać nie będą musieli. Zbliżał się wieczór. Należała im się nos spokojnego snu i ucieczka z samego rana...
    [Jesteś zakręcona na tym punkcie :P]

    OdpowiedzUsuń
  97. [Starałam się być delikatna :P]
    - Zgadzam się - przyznał Lucien i usiadł na swoim łóżku po turecku. - Choć jeśli chodzi o zaufanie, to ogólnie nie jestem zbyt otwartym typem... z pewnych względów - wzruszył ramionami. Wolał nie myśleć o tym, co zrobiliby zwykli ludzie, gdyby się dowiedzieli, że mieszka między nimi ktoś, kto widzi ich wypadki, śmierci i nikogo przed nimi nie ostrzega. Zostałby obwiniony za bezczynność i nic by na to nie poradził, ponieważ tak naprawdę czuł wyrzuty sumienia z tego powodu, nawet jeśli wiedział, że jest zupełnie bezradny wobec rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  98. Lucien wyspał się w dzień, dlatego w nocy nie był śpiący. Dodatkowo słyszał kręcącego się po łóżku Victora, więc nawet nie potrafił wmówić w siebie spokoju. A może to skutek wydarzeń ostatnich kilku dni? Albo faktycznie pełni?
    Grunt, że zasnął dopiero nad ranem i dlatego nie słyszał, kiedy przyjaciel wyszedł z pokoju. Obudził się, gdy go już dawno nie było. Doprowadził się do porządku, zjadł śniadanie i czekał. Sądził, że kręcenie się po miasteczku nie byłoby najlepszym pomysłem, dlatego siedział na łóżku i skakał po programach. Właściwie niczego nie oglądał. Naciskał tylko przycisk "dalej".
    Marzył o tym, żeby znaleźć się we własnym domu, łóżku, w ciszy, w spokoju...

    OdpowiedzUsuń
  99. Jak na rozkaz Lucien wstał i ogarnął swoje łóżko, żeby nie wyglądało, że w motelu nocowali jacyś dzicy ludzie.
    - Dzięki - wziął dodatkową kurtkę i wciągnął ją na siebie. - Oddam ci kasę... przy najbliższej okazji - obiecał.
    Odetchnął głęboko, kiedy wyszli na zewnątrz.
    - I co dalej? - zapytał cicho. - Pociąg? - miał nadzieję, że przyjaciel potwierdzi, ale z Victorem... naprawdę trudno było walczyć z jego uporem.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  100. Aurora spodziewała się zobaczyć Victora w mieście, ale z całą pewnością nie tak szybko. Poczuła się dziwnie, kiedy ją dotknął, ale na obecny moment postanowiła to zignorować. W końcu nie wróciła do tego miejsca po swoją zachciankę tylko dla Lucasa, żeby mógł poznać ojca, a Victor syna. Oboje na to zasłużyli bez względu na to co myśleli jej rodzice.
    - Em, nie nic mi nie jest. Stłukłam tylko tyłek - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła. Podeszła, aby podnieść telefon i nieco się skrzywiła widząc na nim niechcianą rysę. Schowała komórkę do kieszeni, a widząc przytulonego do Victora Lucasa uśmiechnęła się delikatnie. - Miałam do ciebie zadzwonić, ale dopiero się ogarnęłam z mieszkaniem, a chciałam, żebyście się spotkali na spokojnie bez żadnego zamieszania. - dodała podchodząc do nich.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  101. Nawet gdyby chciała nie potrafiłaby mu odmówić. Od czasu jej wyjazdu nie widzieli się ani razu, jedynie czasami krótko porozmawiali, ale to nie było to samo co rozmowa twarzą w twarz.
    - Mogę się zgodzić. - mruknęła w końcu i uśmiechnęła się lekko. Schyliła się tylko, aby wziąć szczeniaka na ręce, który powoli zaczynał się trząść z zimna. - Nie będzie ci przeszkadzał, prawda? - rzuciła. Zawsze mogli przejść się do mieszkania i go zostawić, ale Aurora chyba wolała wziąć go na wszelki wypadek ze sobą, aby w samotności nie zrobił żadnych głupstw.
    - Zostaniemy już tutaj z tatą? - zapytał nagle chłopiec mocniej obejmując ojca za szyję. - Nie chcę wracać do babci i dziadka. - dodał ciszej.
    - Zostaniemy. - odpowiedziała mu szybko. Nie miała najmniejszego zamiaru tam wracać. Zniszczyli jej życie, Victorowi i również ich dziecku, które już od samego początku powinno mieć przy sobie ojca. - Idziemy?

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  102. - Sam się wpakowałem - wzruszył ramionami. - Nikt nie kazał mi się z tobą przyjaźnić - dodał i uśmiechnął się zaczepnie. - Chyba, że o czymś mi nie mówisz - zakończył żartobliwie. W końcu, skąd Lucien miał wiedzieć, czy istnieją jakieś czary, które mogą wpływać na stosunek do ludzi?
    - Zmiany to dobry pomysł - przyznał. Stanowczo zadawać pytań nie będzie. Ważne, żeby wyjechali z tego miasteczka. Foix nie mógł pozbyć się wrażenia, że nie powinno ich tutaj być.

    OdpowiedzUsuń
  103. Droga była długa, ale raczej nudna niż męcząca. Mimo to, Lucien odetchnął z ulgą, kiedy dojechali do domu Victora. Foix planował od razu uciec do siebie, ale przyjaciel mu skutecznie w tym przeszkodził. Chciał czy nie chciał, Lucien powlókł się za nim na górę.
    Upił łyk trunku i skrzywił się nieco. Jakoś nigdy nie mógł przyzwyczaić się do tego napitku. Nie to, że mu nie smakowało - po prostu pierwszy łyk zawsze go wykrzywiał.
    - Muszę zmyć się jakoś do domu. Sprawdzić czy tam wszystko jest w porządku - powiedział. Nie sądził, żeby Adam dotarł do niego do domu -bo i po co? Ale Lucien chyba zwyczajnie stęsknił się za własnym łóżkiem.
    - A ty... zabezpiecz lepiej mieszkanie. Skoro twój syn jest w mieście, to lepiej, żeby mu nic nie groziło - dodał poważnie.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  104. Z jakiegoś dziwnego powodu Lucien nie wierzył w to victorowskie "nie musisz się o to martwić". Nie to, żeby nie ufał przyjacielowi, ale wiedział, że jest on zmęczony, a to może wpływać na jego koncentrację, powodować pewne niedopatrzenia...
    Pukanie do drzwi u nich obu wywołało zdziwienie, choć u Foix również lekkie nerwowe drgnięcie. Kiedy jednak zobaczył chłopca, uśmiechnął się i usiadł w fotelu. Dopiero po chwili załapał, że już to dziecko widział. W stajni z mamą oglądali koniki.
    Lucien myślał o dzieciaku i jego matce, kiedy nagle Victor się do niego zwrócił. Foix skinął w odpowiedzi głową.
    - Oczywiście. Ale nie daj się wykończyć, bo dzieciak potrzebuje ojca - powiedział poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  105. Lucien przyglądał się przyjacielowi z synkiem i miał ochotę się roześmiać. Jesli jeszcze kiedyś usłyszy, jak Victor spróbuje komuś wmawiać, że jest bez serca, to mu przygrzmoci w ten pusty łeb.
    Poza tym Foix ucieszył sie, że Lucas go nie poznał. Lucien wolał pozostać incognito wobec jego matki jeszcze przez jakiś czas. Siedział sobie spokojnie w fotelu z kotem na kolanach.
    Swoja drogą, odkąd spotkał pewną niezwykłą kobietę, koty zaczęły się do niego bardziej łasić. CHyba w pewnym stopniu przestały uważać go za zagrożenie. Podrapał kocurka za uchem, a potem westchnął cicho i wypił zawartość szklaneczki.
    - Przejdę się - powiedział cicho, żeby nie obudzić dziecka. Ostrożnie przełożył zwierzaka na swoje miejsce, a sam pozbierał swojej rzeczy, które zostawił tutaj ostatnio i ruszył do wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  106. [Powrót w wielkim stylu! ;*]

    Sebastian odsunął się lekko od Victora, nadal wspierając się rękoma o jego ramiona i przez chwilę podziwiał różowy ślad na szyi Vica, który zostawiły jego usta. Uśmiechnął się lekko, ale zaraz potem jęknął gdy mężczyzną otarł się biodrami o jego biodra. Podniecenie w jego ciele wciąż rosło, a on czuł się jak w niebie, mając przy sobie Victora. Klatka piersiowa przy klatce, biodra przy biodrach, usta przy ustach. Cały czas wściekły rumieniec nie znikał z jego twarzy, a po kolejnych słowach czarownika tylko się pogłębił. Chyba nigdy nie przyzwyczai się to tego, że ktoś tak do niego mówi. A już szczególnie Victor. Mężczyzna ponownie go pocałował, na co Sebastian entuzjastycznie odpowiedział, wysuwając język w jego usta. Zadrżał, czując na swoich nagich plecach jego dłonie, a następnie na swojej pobudzonej męskości. Jęknął prosto w jego usta. Oblała go fala gorąca i przyjemności. Po kilku chwilach, wypełnionych mokrymi pocałunkami, jękami i sapnięciami, Victor delikatnie zsunął go z siebie i mocno się do niego przytulił, oddychając w jego szyję i owiewając ją swoim gorącym oddechem. Sebastian, kompletnie otumaniony i obezwładniony przez wszechogarniające gorąco, i podniecenie, zamrugał gwałtownie, patrząc na Victora ze zdziwieniem. Mężczyzna oddychał, spazmatycznie wciągając powietrze i mocno zaciskając dłoń na biodrze Sebastiana, jakby szukając oparcia. Na pewno żebra znowu dawały mu się w znaki. Chłopak dźwignął się na łokciach; podniecenie opuszczało go powoli, zastąpione niepokojem o Victora i chęcią ulżenia mu w bólu. Sebastian spiął się na słowa ukochanego i usiadł - poczucie winy ponownie zaczęło go palić w środku, niczym rozpalony do czerwoności żelazny pręt. Gdy Victor usiadł, Bash przysunął się do niego, delikatnie głaszcząc jego plecy. Miał zmartwioną minę. Bardzo chciał jakoś odjąć Victorowi ból, nie chciał aby mężczyzna ponownie cierpiał. Już i tak mnóstwo się nacierpiał, a wszystko to przez głupotę Sebastiana. Czasami miał ochotę przekląć się za to, jakim niesamowitym kretynem bywał. Tymczasem, za jego wprost popisowy festiwal kompletnego kretynizmu płacił ktoś dla niego bardzo ważny. Nie chciał i nie zamierzał ukrywać tego, że Victor jest dla niego bardzo ważną osobą w życiu. Gdy fala bólu najwyraźniej minęła, czarownik ponownie mocno do niego przylgnął, całując go powoli, po czym coraz namiętniej; wsuwając mu język w usta i przygryzając dolną wargę. Sebastian nie był pewien, czy to taki dobry pomysł, gdy żebra mężczyzny wciąż go bolały, ale gdy język Vicotra wyczyniał takie cuda z jego językiem, to kim on był żeby to przerywać? Całowali sie jeszcze długo, muskając nawzajem swoje usta i badając ciała, przesuwając po nich chętnymi dłońmi. Bash mógł spędzić całą wieczność całując Victora i czując pod palcami jego rozgrzaną skórę. Odsunął się od niego lekko, uśmiechnął się, wciąż przesuwając palcami po jego umięśnionym brzuchu.

    - Może się prześpimy, co? - powiedział, po czym zarumienił się ogniście, zdając sobie sprawę jak to zabrzmiało - T-to znaczy... - próbował się nieskładnie tłumaczyć, unikając wzroku drugiego mężczyzny - C-chodzi mi o sen, no wiesz, chodźmy spać - mruknął, odsuwając się na koniec łóżka i odwracając do niego plecami. Palący wstyd i upokorzenie przewijało się przez całe jego ciało ogromną falą, a jego policzki paliły żywym ogniem. Idiota! Po prostu kompletny kretyn! Czy on zawsze musi robić z siebie głupca, szczególnie przed Victorem? Chyba nie będzie mu teraz w stanie spojrzeć w oczy.



    Jedyny I Najwspanialszy <3

    OdpowiedzUsuń
  107. Chłopak poczuł lekki pocałunek prosto w łopatkę, a zaraz potem usłyszał słowa Victora, które, na litość boską, poskutkowały jeszcze większymi rumieńcami, ale i lekkim uśmiechem na jego twarzy. Czarownik pogłaskał go po policzku, a następnie pocałował. Sebastian całkowicie zatracił się w tym pocałunku, w jego namiętności, smaku ust Victora i jego języku przy swoim. Te pocałunki nigdy mu się nie znudzą. Miał wrażenie, że za każdym razem były coraz lepsze. Nawet nie zauważył kiedy Victor wyciągnął go z łóżka, rozebrał i wpakował pod prysznic, gdzie ponownie zaczął go całować. Sebastian musiał przyznać, że było to mistrzowskie zagranie, ponieważ pod falą kolejnych doznań, Bash nie miał czasu aby się zawstydzić. Pocałunek był namiętny, gwałtowny, pełen uczucia, aż po chwili Victor obrócił go przodem do ściany. Woda lała się strumieniem przyjemnie działając na ich rozplone ciała. Sebastian oparł się dłońmi o kafelki, drżąc, bynajmniej nie od zimnej wody, która tak przyjemnie chodziła jego skórę, tylko od delikatnych pocałunków, które Victor składał na jego karku, ramionach, łopatkach i plecach. To było takie cudowne uczucie, to jak traktował go Vic. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie był taki wobec nie go. Jego całe ciało drżało z nadmiaru pieszczot, ale nie przerwałby tego nigdy w życiu. Tak bardzo pragnął i potrzebował jego dotyku... Gdy mężczyzna wyciągnął do spod prysznica i owinął ręcznikiem, Sebastiana ogarnęło błogie szczęście i taki niesamowicie wyjątkowy stan. Nic nie mogło teraz zachwiać tego szczęścia. Le Burn przytulił się do niego, obejmując go od tyłu ramionami i całując w to wrażliwe miejsce pod uchem. Przez jego ciało przeszły przyjemne dreszcze. Sebastian uśmiechnął się na jego pytanie.

    - Bardzo dobrzd, chociaż to chyba ja powinienem cię o to spytać - mruknął cicho, obracając się i przesuwając opuszkami po jego żebrach - nadal Cię bolą, co? - ostrożnie przytulił się do mężczyzny, obejmując ramionami jego kark i chowając twarz w zagłębieniu jego szyii. Przymknął oczy; było mu tak dobrze. Pocałował go krótko i uśmiechnął się.

    - Chodź, położymy się, co? Trochę zmęczony jestem. - dodał, całując go w policzek. Poszli do ich sypialni (było czymś niezmiernie cudownym tak nazywać ten pokój; ich sypialnia), gdzie Bash wciągnął na siebie jakąś za dużą na niego niebieską koszulkę Victora, bokserki i zapakował się do łóżka. Naprawdę był nieco zmęczony; ten tydzień szkoły dal mu mocno w kość, a poza snem, leżenie w łóżku z Victorem było najlepszym lekarstwem na wszystko. Mocno wtulił się w mężczyznę, obejmując go i układjąc głowę na jego piersi. Chciał zasnąć, ale zamiast snu przychodziły mu do głowy rożne myśli o jego przyszłości. Jeszcze nie tak dawno marzył o wyrwaniu się z tej przeklętej dziury, o życiu w wielkim mieście, o zasmakowaniu prawdziwego życia. A teraz? Jego życie bardzo się zmieniło i to na lepsze. Miał  c h ł o p a k a, jeśli mógł tak nazwać Victora, w końcu miał kogoś, kto naprawdę się o niego troszczy, komu na nim zależy. I o kogo on sam może dbać. Wyjazd z Saint-Frais nie jawił mu się jako coś cudownego, majaczącego na jego drodze; coś, co zmieniłoby jego życie. Nie chciał zostawiać Victora, ale równocześnie chciał jakoś się rozwijać, iść na studia. Lada moment będzie miał egzaminy końcoworoczne, a jego profesor sztuki namawiał go, aby złożył papiery do paryskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ale, gdyby hipotetycznie się tam dostał, musiałby wyjechać i zamieszkać w Paryżu. A to już kompletnie go przerażało. No i co on miał zrobić? Kretynie, zganił się  Sebastian w myślach, jest dopiero luty na miłość boską! Do czerwca jest jeszcze mnóstwo czasu, pięćdziesiąt razy zdążysz się rozmyślić co do tego, co będziedz robił po szkole. Ale on już taki był; martwił się na zapas. W razie czego, nie musi już tych wszystkich decyzji podejmować sam. Ma Victora, a on jest przecież straszy, bardziej rozgarnięty i na pewno mu we wszystkim pomoże czy doradzi. Nie jest już sam; czasem wciąż o tym zapominał. Uspokojony, mocno wtulił się w Victora i objął go w pasie, próbując zasnąć.


    <3333

    OdpowiedzUsuń
  108. Gdy Sebastian się obudził, zegar w telefonie wskazywał godzinę dwadzieścia po siódmej. To oznaczało, że ma tylko czterdzieści minut na dostanie się do szkoły. Jak oparzony zerwał się z łóżka, zgarnął jakieś czyste ubrania i popędził do łazienki. Wziął szybki prysznic, spakował potrzebne książki do tej pory rozłożone po całym mieszkaniu i wypił kawę, aby chociaż trochę się rozbudzić. Drugi kubek z napojem zostawił dla Vica, który nadal smacznie spał. Zanim wyszedł, Senstian poszedł do sypialni i pocałował mężczyznę w policzek, uśmiechając się pod nosem. Do szkoły dotarł trochę spóźniony, przez co dostał ochrzan od nauczycielki, ale nie zmieniało to jego cudownego nastroju, gdy zorientował, że koszulka którą założył należy do Victora.
    Lekcje minęły dość szybko i spokojnie. Na zajęciach z malarstwa wreszcie skończył swój pejzaż i wyszedł z zajęć uszczęśliwiony tym faktem, chociaż nieco upaćkany farbą, szczególnie na dłoniach. Humor jeszcze bardziej mu się poprawił, gdy dostał sms-a od Victora, w którym mężczyzna poinformował go, że wrócił już do swojego mieszkania i czeka tam na niego. Bash ucieszył sie; mieszkanie Dianne było miłe i przytulne, ale to należące do Victora miało swoisty klimat, który sprawiał, że chłopak czuł się tam jak w domu. Gdy tylko upragniona piętnasta wybiła, jak na skrzydłach wyleciał ze szkoły. Strasznie tęsknił za Victorem i okropnie mu się bez niego nudziło.
    W doskonałym nastroju ruszył w kierunku domu dziecka. Wpadł tam tylko na chwilę, aby zabrać potrzebne mu na jutro do szkoły rzeczy i coś do przebrania oraz zamienić kółka słów z opiekunami, między innymi o tym, że nie będzie tu nocował. Nie sądził, że wróci tu na noc, tylko zostanie u Victora. Kobiety były trochę podejrzliwe, ale w końcu dały na wygraną, a Sebastian żwawym krokiem ruszył do mieszkania Victora. Kiedy dotarł na miejsce, pchnął drzwi. Uśmiechnął się, widząc znajome wnętrze. Zdjął buty i kurtkę, po czym nie zdążył nawet się odezwać, gdy Victor wpadł na niego, od razu go całując. To chyba oznaczało, że nie tylko Sebastian tęsknił. Oddał pocałunek z prawdziwą przyjemnością, wdychając niesamowity zapach Victora i mocno się do niego przytulając. Pokiwał głową na jego pytanie.
    - No, i to jak. Umieram z głodu - splatając swoje palce z tymi Victora dał się zaciągnąć do kuchni. Jego uśmiech bardziej się poszerzył; zapiekanka brzmiała i pachniała cudownie.
    - Dzięki - mruknął, przyjmując kubek i od razu upijając łyk. Do czasu aż Victor nie wspomniał o jedzeniu, Sebastian nie zdawał sobie sprawy jak bardzo był głodny. Mężczyzna położył dwa talerze na stoliku i usiadł na przeciwko niego. Zaczęli jeść i przez te kilka minut panowała przyjemna cisza, przerywana tylko odgłosami jedzenia. Kiedy skończyli, Sebastian uśmiechnął się do Victora.
    - Naprawdę smaczne jedzenie. Mówił Ci ktoś, że świetnie gotujesz? Czy może nie gotowałeś, tylko to wyczarowałeś? - spytał przekornie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpatrywał się w Victora, marszcząc brwi i nic nie rozumiejąc. Nagle zamarł i wytrzeszczył oczy. Zaraz, co? Ale jak to? Że niby Victor, jego Victor... był ojcem? Co? Najpierw myślał, że to jakiś żart, ale jedno spojrzenie na poważną minę Vica, wystarczyło. Straszna prawda uderzyła w niego z ogromną mocą. Victor miał syna. Syna. On miał syna i na dodatek matka tego dziecka wróciła razem z nim do Saint-Frais i to na stałe, a on chciał utrzymać z nim kontakt, wychowywać go. Właśnie te ostanie słowa kryły się pod "dziecko potrzebuje ojca". Sebastian nic nie mówił, przetrawiając słowa Victora. Całego jego dobre samopoczucie, które mu dziś towarzyszyło, uleciało z niego, jak z balona ze spuszczonym powietrzem. Nie sądził, że coś takiego może mu się w życiu przytrafić. Czuł się dziwnie, jakby nierealnie. Rozżalenie i złość przetaczały się przez jego ciało falami, a krew coraz szybciej buzowała mu w żyłach.
      Gdy początkowy szok wywołany słowami mężczyzny minął, zastąpiła go wściekłosć.
      - To miłe, że w ogóle mi o tym powiedziałeś - warknął, wyrywając dłonie z jego uścisku i zakładając ramiona na piersi - serio, wspaniłomyślny gest.
      Nie dał czasu Victorowi na odpowiedź, tylko wstał z krzesła i patrząc mu zimno w oczy, powiedział:
      - Jestem ciekaw, jak ty to sobie wyobrażasz? Będziesz z nimi mieszkał? A może to oni się tu wprowadzą, co? Naprawdę, cudowna perspektywa! Świetna, całkowicie normalna rodzina z Was będzie - zadrwił - była narzeczona, dziecko i facet, w związku z innym facetem, po prostu modelowy przykład rodziny. - zamilkł, wpatrując się w podłogę, po czym dodał trochę ciszej - Posłuchaj, chciałbym żebyśmy postawili sprawę jasno, dobrze? Nie mam prawa i nie będę ci niczego zabraniał, choć nie ukrywam, że czarno to wszystko widzę. I dziwnie się z tym czuję. Chcesz wychowywać to dziecko, to proszę bardzo, nie wiem tylko co ja mam do tego? Muszę tylko wiedzieć, co zmieni to, że będziesz miał z nimi kontakt, że swoją byłą? Chcę po prostu widzieć, na czym teraz stoimy.



      <333

      Usuń
  109. Sebastian stał z rękoma założonymi na piersi słuchając Victora. Jego oburzenie wydało mu się teraz nieco dziecinne i nie na miejscu, ale nie miał zamiaru niczego cofać. Powiedział to, co chciał powiedzieć, co mu leżało na sercu i kropka. Nie da się tak nad tym przejść do porządku dziennego, czy Victor tego nie rozumie? To nie jest takie proste, jak mu się wydaje. Zamrugał, słysząc o zdolnościach chłopca. Cóż, nie wyjaśniało to wszystkiego, ale nieco rozjaśniało sytuację. To w sumie logiczne, że Vic musiał by na niego patrzeć i uważać, żeby nic sobie nie zrobił. Westchnął, odwracając wzrok, żeby nie patrzeć na mężczyznę.

    W duchu musiał przyznać, że o ile dziecko nie robiło mu aż tak wielkiej różnicy, mimo wszystko to tylko dziecko, to ta cała była narzeczona Victora, ta Aurora bardzo go niepokoiła. Nie był zazdrosny, skąd (No może i był), ale jednak. . . Jakieś 'ale' się pojawiało i to wcale mu się nie podobało. Nadal nie patrzył na mężczyznę, gdy ten podszedł do niego i ujął jego twarz w swoje dłonie. Sebastian wciąż unikał jego wzroku, patrząc gdzieś indziej, ponad jego ramieniem. Złość i inne negatywne emocje nadal w nim buzowały. W jakiś sposób Victorowi udało się sprawić, że Bash spojrzał mu w oczy. Czuł nici porozumienia, jakieś iskierki przeskakujące pomiędzy nimi. Victor pochylił się i musnął swoimi ustami jego wargi. Odsunął się nieco, a chłopak nadal patrzył mu prosto w oczy, gdy czarownik cicho do niego mówił. Bash zaczerwienił się lekko, słysząc jego słowa, po czym prychnął, ale kącik jego ust podjechały nieco wyżej. Okej, Victor miał trochę racji, a jemu samemu złość nieco już przeszła, choć nie całkiem. Nadal denerwował go fakt ojcostwa Victora, ale nie tak bardzo jak wtedy, gdy nie znał żadnych argumentów starszego mężczyzny i jego wyjaśnień. Nadal nie było dobrze, ale tragedii też nie było. Le Burn przytulił go mocno do swojej piersi, a Sebastian wcisnął nos w jego szyję, tuląc się do niego. Określenie tego co ich łączy, było tym, czego tak bardzo pragnął Sebastian. Pragnął czegoś stabilnego, wyjątkowego, czegoś takie tylko między nimi. Uspokoiło go nieco to, że pojawienie się Lucasa nic pomiędzy nimi nie zmieni, chociaż jego matka to zupełnie inna sprawa. Już otwierał usta, aby to zauważyć, gdy zamarł, słysząc słowa Victora. Kompletnie go zamurowało. Stał tak, obejmując mężczyznę, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego słowa. Kocha go.

    Victor. Go. Kocha. Kocha go, właśnie przed chwilą to powiedział. Gdyby istniał raj na ziemi, to właśnie to byłby jego. Najpiękniejsze uczucie to te, które jest odwzajmnione. Mężczyzna głasķał go po karku, uśmiechając się, a Sebastian stał tak tylko, patrząc na niego z uwielbieniem wymalowanym na twarzy (był tego na sto procent pewien). Po chwili uśmiechnął się szeroko, mówiąc:

    - I jak ja mam się dalej na Ciebie wściekać po czymś takim? - mruknął, stając na palcach aby dosięgnąć ust Victora. - Ja Ciebie też kocham. Bardzo.  - mruknął mu do ucha, przygryzając lekko jego płatek, aby po chwili pocałować go prosto w usta. Na jakiś czas kłótnia odeszła, jednak z pewnością te kwestie nie raz dadzą o sobie znać w jakiś nieprzyjemny sposób. Jednak w tej chwili, Sebastian pragnął zatracić się w tych pocałunkach, które wymieniali na środku kuchni.


    <3

    OdpowiedzUsuń
  110. Lucien wrócił do domu i wreszcie odetchnął. W codzienności łatwiej było udawać, że nic się nie stało. Że wcale nie martwi się o swojego przyjaciela - o jego życie, o jego magię, o jego problemy z narzeczoną, troską o syna, o jego ukochanym. A jednocześnie Foix czuł, że życie kumpla jest do granic możliwości skomplikowane. I po raz kolejny chłopak zastanawiał się, czemu ludzie tak plączą własne linie życia, jakby los sam nie zsyłał na nich wystarczająco dużo zakrętów.
    To, że Lucien wydział już tyle możliwości, sprawiało, że jego egzystencja ograniczała się do naprawdę prostych funkcji. Dzięki temu zachowywał równowagę między wizjami a swoją psychiką. Jednocześnie wiedział, że nie ma wpływu na to, co robią inni ludzie i kiedyś mogą mu skopać jego prosty system. DO pewnego stopnia obawiał się tego ze strony Victora - przyjaciel miał skłonność do heroizmów i przesady. Nie dało mu się nigdy wytłumaczyć, że Foix nie bierze swojego życia na poważnie - chłopak po prostu uważał się za jakiś błąd w ewolucji i nic więcej. Przeminie, a skoro jest sam, nikomu tej pokręconej mutacji już nie przekaże.
    I tak życie stawało się prostsze.
    Kilka dni później Lucien poszedł odwiedzić Victora. Po drodze kupił pizzę, piwa i tak uzbrojony poszedł sprawdzić, co się dzieje z przyjacielem. Poza tym chciał mu opowiedzieć, o swoim spotkaniu z jego byłą narzeczoną.

    OdpowiedzUsuń
  111. Kiedy usłyszał, że może wejść, przemknęło mu na myśl, że to bardzo nieodpowiedzialne ze strony Victora, że zostawia drzwi otwarte. A co, gdyby zamiast przyjaciela, kochanka czy byłej, u progu stanęło jego rodzeństwo?
    Lucien zdjął buty przy wejściu i wszedł dalej.
    - Cześć – przywitał się i przystanął. – Widzę, że masz gościa – dodał i usiadł obok nich na podłodze.
    - Cześć, Lucas – dodał i uśmiechnął się do chłopca. Poznali się w stadninie, kiedy wraz z matką przyszli pooglądać koniki. Chłopiec posiedział sobie wtedy na kucyku, nakarmił konika i pobawił się z królikami. Widać było, że dziecko lubi zwierzątka.
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  112. Victor z wizytą u Luciena... to się chyba jeszcze nie zdarzyło. Właściwie ktokolwiek z wizytą u najmłodszego Foix to nie coś, co można zobaczyć. Nic więc dziwnego, że bracia wyzywali go od odludków - w końcu nigdy nie widzieli jego znajomych.
    - Jak widzisz twój syn jest w jednym kawałku i dodatkowo najwyraźniej zdrowy i szczęśliwy, więc nie zrobiłem mu żadnej krzywdy - Lucien podniósł ręce w obronnym geście.
    - Na koniki przyjdź z mamą, dobrze? - poprosił chłopca Foix, po czy dodał ciszej:
    - Jest spokojniejsza i mniej kłopotogenna od taty...

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  113. Lucien nie mógł nadziwić się temu, z jaką troskę i miłością przyjaciel zajmuje się synkiem. A może po prostu Foix nie umiał sobie wyobrazić, żeby jego własny ojciec trzymał tak któregokolwiek ze swoich synów. Odkąd chłopak pamiętał w jego życiu była mama, bo tata wiecznie pracował. Wątpił, żeby starsi synowie mieli inne doświadczenia. Tym bardziej miłość Victora do Lucasa wydawała się Foix niezwykła.
    - Wiem, wiem - uśmiechnął się lekko i usiadł. Wziął piwo do ręki, ale nawet nie miał na nie szczególnie ochoty - ot, będzie sączył je przez całą wizytę.
    - Muszę przyznać, że matka chłopca jest piękną kobietą - zagaił. Właściwie miał nadzieję wyciągnąć coś więcej o ich związku od Victora.
    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  114. Lucien pokręcił głową rozbawiony.
    - Ja tu chwalę kobietę, a ten popada w samozachwyt - westchnął ciężko i upił łyk piwa, po czym wyciągnął się.
    - Zawędrowali kiedyś w trakcie spacerku. Doszli do stadniny i mały zaczął oglądać konie. Wtedy się spotkaliśmy - wyjaśnił. - Nie rozmawialiśmy za dużo. Poza tym sam chciałeś, żebym się nimi opiekował - zauważył.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  115. Lucien spojrzał na przyjaciela i zmarszczył brwi. Widać było, że mężczyzna chciałby odgrodzić syna od wszelkiego niebezpieczeństwa, ale tak naprawdę niewiele może zrobić.
    - Pewnie mały był bezpieczny, póki trzymali się z dala od tego miasta. Teraz... już za późno - westchnął Lucien i pogłaskał Lucasa po główce. - Ale nie rób nic głupio heroicznego. On potrzebuje ojca - dodał stanowczo Foix. Mama mamą, ale bez taty było małemu wystarczająco trudno. Z resztą widać jak ważny był dla niego Victor.

    Lucien

    OdpowiedzUsuń
  116. Lucien miał wrażenie, że Victor nie rozumiał bardzo prostej kwestii - bliscy nie chcieli jego martwego ciała, ale jego całego i zdrowego. A jeśli miało to dla nich oznaczać cierpienie? Bez znaczenia. Oczywiście każdy będzie bronił Lucasa - w końcu to dziecko, ale nie oznaczało to, że zostawia Victora bez pomocy.
    Lucien napił się piwa i westchnął.
    - Tylko nie rób za cholernego bohatera - ostrzegł.
    Po chwili ciszy odezwał się znowu.
    - Powiedz, - zaczął nowy temat. - myślisz, że mam szansę zapanować nad tym cholerstwem? Ostatnio próbowałem trenować, ale... zwykle zawroty głowy mi wszystko przerywały - Foix nie musiał dodawać, że chodzi o jego wizje. W końcu zaczął się nimi na poważnie zajmować. Chciał wiedzieć, czy może jakoś pomóc przyjacielowi przy ich pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  117. Lucien spojrzał z nieco głupią miną na kumpla. Nie chodzi o to, że odpowiedź Victora była zła... po prostu nagle Foix poczuł się jak dziecko, któremu starszy brat każe się ogarnąć i wyjść z tej przeklętej piaskownicy, bo jest na nią za stary. Może coś w tym było?
    - Pewnie to niezły pomysł - przyznał. - Zawsze dobrze mieć obok siebie dobrego czarownika na wszelki wypadek - dodał nieco kąśliwie. Nie miał mu niczego za złe - po prostu humor mu nie dopisywał. A poza tym widział, że Victor i tak jest zajęty myślami o swoim synu.

    OdpowiedzUsuń
  118. Zastanowił się nad pytaniem Victora, a potem spojrzał na niego nieco zdziwiony.
    Rozumiał, dlaczego Lucas z matką powinni wyjechać. To kwestia bezpieczeństwa, a nie czyjegoś widzimisię. Niestety to nie gwarantowało, że nie będą celem ataków. Jeśli rodzeństwo Victora zorientowało się, że chłopiec i Aurora mogą posłużyć do szantażu, to oddalenie się od Victora może jedynie ułatwić im sprawę. W końcu z daleka mężczyzna nie będzie w stanie ich chronić.
    - Jak uważasz - odpowiedział Lucien i wbił spojrzenie w sufit. - Nie żebym namawiał cię do zabójstwa, ale... chyba powinieneś pomyśleć o trwałym rozwiązaniu tego problemu. Nie da się ich pozbawić magii czy coś? - zapytał Foix.

    OdpowiedzUsuń
  119. Czuła się niezręcznie, kiedy szli we trójkę do jego mieszkania. Niby to nie było nic specjalnego, ale Aurora nie widziała Victora przez naprawdę długi czas, a sytuacji wcale nie ułatwiało to co wciąż do mężczyzny czuła. Jak tylko weszli do środka zdjęła z głowy czapkę i rozczesała palcami włosy, aby nie były zbyt poczochrane.
    - Ja chcę! - zawołał chłopiec nie wypuszczając z rąk kota. Blondynka przetrzymała mocniej szczeniaka na rękach, który nie tyle nie był zły na obecność kota, a raczej zwierzakiem przestraszony. - Boi się go! - pisnął ze śmiechem.
    - A ja chyba podziękuję, nie jestem głodna. Ale nie pogardziłabym kawą – odpowiedziała. Nie miała zbytnio apetytu. Postawiła psa na podłodze, żeby swobodnie zdjąć płaszcz, ale widząc jak trzyma się blisko niej tylko się uśmiechnęła. - Chodź tu, zdejmę ci kurtkę – rzuciła do chłopca, który po chwili do niej podszedł i pozwolił się rozebrać.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń