Layout by Raion

czwartek, 7 stycznia 2016

Hanc personam induisti, agenda est

Lucien Foix
21 lat, praca w stadninie

Trzeci syn trzeciej córki trzeciego syna. Ot, magiczna rotacja trójek. Dla Luciena to przekleństwo, a nie cudowny czar. Jego rodzice poznali się lata temu, kiedy ojciec, młody i zamożny spadkobierca przedsiębiorstwa inwestycyjnego, zdecydował się uciec od szumu miasta i założyć dom na uboczu. Firmę prowadził na odległość, w biurze pojawiał się z konieczności. Poznał młodą Aimée i zakochał się bez pamięci. Chociaż często opuszczał ją ze względu na palące interesy, zawsze wracał do ich cichego ustronia. Kobieta urodziła mu trzech synów. Najstarszy wyjechał na studia medyczne. Średni zdecydował się przejąć interes ojca i rozszerzyć go o sektor deweloperski. Najmłodszy zaś został w miasteczku.

Aimée zginęła w pożarze samochodu, kiedy Lucien miał dwanaście lat. Śmierć matki, z którą był bardzo zżyty, przeżył jako osobistą tragedię i nigdy nie pogodził się z jej odejściem. Szczególnie, że zaledwie trzy lata wcześniej zrozumiał, dlaczego zawsze był inny, dlaczego mama traktowała go inaczej niż starszych braci. Nie była to kwestia wieku. W wieku dziewięciu lat Lucien zaczął dostrzegać linie życia osób, które spotykał. Matka zdradziła mu swoją tajemnicę i wytłumaczyła na tyle, na ile da się opowiedzieć dziecku o śmierci i przemijaniu. Chłopiec słuchał uważnie, ale nie rozumiał. Dopiero z upływem lat oswoił się ze swoim darem i pojął, że ignorowanie go jest najlepszym sposobem na życie.

Lucien, podobnie jak jego zmarli matka i dziadek, ma przebłyski tego, co za chwilę lub godzin kilka wydarzy się w życiu spotykanych osób. Czasem są to chwile miłe, szczęśliwe przypadki, ale znacznie częściej to wypadki, niespodziewany pech i przykre upadki. Wpojono mu, żeby nigdy nikomu nie pomagał, ponieważ tylko człowiek, którego wizja dotyczy, może zmienić swoją przyszłość, a sam Lucien może jedynie przyspieszyć bieg zdarzeń. Jako dziecko zupełnie tego  nie rozumiał. Nie mógł pojąć, dlaczego ma nie ostrzegać kolegów przed złamaniami i stłuczeniami. Później jednak odkrył, jak dziwny wydaje się innym z tymi swoimi sprawdzającymi się przepowiedniami. Wtedy zamilkł. Niestety zdążył stracić najbliższych przyjaciół. 

Od lat Lucien nie zdradza swoich wizji nikomu. Nie opowiada o nich ani ojcu, ani braciom. Unika ludzi, gdyż nigdy nie wie, kiedy ujrzy czyjąś śmierć. Po skończeniu szkoły średniej, został w miasteczku, chociaż bardzo chciałby wyjechać. Obawia się jednak, że jego psychika załamałaby się, gdy przebywał wśród wiecznego gwaru studenckiego lub pracował w wielkiej korporacji. Dlatego zatrudnił się w podmiejskiej stadninie. Sprząta, pomaga przy lekcjach, niekiedy sam ujeżdża konie. Nic wielkiego. Nie jest utalentowanym jeźdźcem, ale robi to, co lubi - przebywa ze zwierzętami, które nie myślą o przyszłości. 

Wiele czyta. Często odwiedza antykwariat, bibliotekę i księgarnię. W ciszy swojego poddasza pisze opowiadanka i eseje. Do szuflady. Nigdy nie odważyłby się na wysłanie tego gdziekolwiek - literat z niego żaden. Pisze z potrzeby duszy i dla duszy. 

Lucien jest uprzejmy, przyjazny i pomocny, ale uchodzi za dziwaka strojącego od ludzi. Często wygląda na nieszczęśliwego, a prawdziwy spokój znajduje jedynie wśród zwierząt i ksiąg.

( Cześć wszystkim! Zapraszam do Luciena! 
Twarz: Sascha Wolf)

154 komentarze:

  1. [czesc ;) witamy drugiego ladne pana - jest taki ladniutki, ze az chce sie go sciskac i tulic do utraty tchu ;) moge przytulic?]

    Marion

    OdpowiedzUsuń
  2. [i nie tylko? ;> coz to moze polubia sie i zostana dobrymi znajomymi ze swoimi sekrecikami? ;)
    Lucienku moj kochany ;*] M.

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Witam serdecznie :> Łacina <3, proszę mi wybaczyć, ale to moja słabość. Jaki fajny on jest, coś czuję, że nawet Bastion by go polubił :p. To co kombinujemy z wątkiem? :D]

    Isis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Ja łacinę od pięciu lat i mam tak cudownego wykładowcę od tego przedmiotu na studiach, że pokochałam i chcę potem filologię klasyczną jeszcze robić xd.
      Isis starała się tak mocno nie używać swoich mocy, że zamiast je rozwijać, to się z nimi trochę zacofana. I głównie słyszy takie przelotne ludzkie myśli, więc wizji by nie widziała, ale możemy zrobić, że miałaby problem ogólnie z odczytaniem jego myśli i to by ją zaintrygowało, bo np. chciałaby mu dobrą książkę doradzić, a tu nici z tego. :p]

      Isis

      Usuń
    2. [ Też trzy lata w liceum, teraz mam dwuletni kurs na archeologii antycznej i orientalnej (a co mi tam zaszpanuje nazwą kierunku xd) :>. Zacząć mogę, tylko mi powiedz jaka długość mniej więcej? :>]

      Isis

      Usuń
  4. [ Ja się witam i życzę udanej zabawy oraz - co najważniejsze - zapraszam do siebie. Chyba mogliby się dogadać, tylko co z tym fantem dalej począć... Kombinujemy powiązanie czy raczej pierwsze spotkanie? ]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  5. [no baaa.... kochajmy sie jak dwa anio.. golabki xD
    ojeju... tak biedne, ze go utule - doslownie - zatem miejsce mamy zaczniesz? ;> ]

    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Tak myślałam, no to może Olivia odwiedzi stajnie? Tylko żeby nie było nudno możemy zrobić tak - blondyneczka będzie się śpieszyła ( uznajmy, że znowu ucieka ), w pobliżu nie będzie żadnego pojazdu, samochód znowu wysiadł, więc cóż poradzić? Trzeba ukraść konika... ]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  7. [nie tak nagle ;p
    dobse poczekam ;]

    M.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Niestety albo stety, nie umie. Zaczęcie jakieś jest, z czasem się rozkręcę, bo teraz coś nie wyszło. ]

    Przeszłość nie była chwilą, do której wracała często, a w dodatku z chęcią. Wolała brnąć do przodu i widzieć tylko to co może się wydarzyć, a nie roztrząsać coś co już było i na co w dodatku nie miała jakiegokolwiek wpływu, jednakże musiała przyznać, że zdarzały się momenty słabości. Te w których uciekała myślami daleko, w chwile swojego dosyć dziwnego dzieciństwa. Nie było przepełnione miłością, dlatego też dostrzegała nawet najmniejszy przejaw uczuć ze strony rodziców. Oczywiście teraz była na samym szczycie ich listy pod tytułem „Do zlikwidowania” i wiedziała, że są jej największym zagrożeniem, a zagrożenia najzwyczajniej w świecie się likwiduje, lecz doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż nie potrafiłaby ich zabić. Nie była taka….
    Wiodła spokojne życie, co każdego dnia zadziwiało ją coraz bardziej. Co prawda Saint Frais było zapomnianym miasteczkiem, ale rodzice mieli przecież naprawdę dużo czasu na jej odnalezienie, a biorąc pod uwagę ich upór i zaangażowanie powinni byli odszukać ją już lata temu. Nie narzekała, wręcz przeciwnie, bardzo się takim obrotem spraw radowała, jednakże ta kwestia wydawała się z lekka podejrzana. Miała wątpliwości i nigdy nie traciła czujności, więc nie można się dziwić, że piątkowego popołudnia szybko zorientowała się, że ktoś za nią idzie. Taki przypadek zdarzył się pierwszy raz i z początku kompletnie nie wiedziała co zrobić. Nie mogła zaatakować i nawet tego nie chciała, więc zrobiła to co umiała najlepiej – zaczęła uciekać.
    Wsiadła do samochodu i pomknęła przed siebie z jak największą prędkością. W ciągu tych sześciu lat zdąży całkiem dobrze poznać miasteczko, toteż miała nadzieję, że jakoś zgubi nieznanego osobnika. Niestety los nie był na tyle łaskawy i niedaleko stadniny usłyszała dziwne szmery wydawane przez silnik. Nieraz już je słyszała. Auto nie było nowiutkie i dosyć często miało swoje małe załamania, jednak przeklinała los za idealnie wybrany moment. Bez pojazdu nie miała szans na przeżycie, a nie miała też ochoty dać się złapać, więc musiała poczynić bardziej radykalne kroki. Nigdy nie brała lekcji, a tym bardziej jeździła na koniu, ale tym razem nie miała innego wyjścia. Podbiegła do niskiego płotka i odetchnęła z ulgą widząc brązową klacz. Trochę magii i płot znikł, zaś ona czym prędzej wsiadła na swojego jedynego wybawce. Życie jednak wciąż płatało figle, a koń zaczął kręcić się na boki i wierzgać nią na prawo i lewo. Wreszcie jednak pomknął do przodu, lecz nie w kierunku, w którym chciała Olivia. Była przerażona, ale na szczęście nigdzie już nie dostrzegała nieznanego mężczyzny, choć co z tego skoro za chwilę miała zginąć i to w dodatku na koniu, którego sama ukradła…

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Było aż tak źle? ]

    Saint Frais było monotonne. Rzadko kiedy zdarzały się jakieś imprezy, festiwale czy też większe wydarzenia społeczne. Zazwyczaj nowy dzień nie różnił się zbytnio od poprzedniego, no chyba, że brało się pod uwagę pijanych klientów baru, którzy przychodzi z nowymi i coraz bardziej oderwanymi od ziemi historiami lub wdawali się w jakieś idiotyczne i bezsensowne burdy. Przyjechała tu w wieku osiemnastu lat i można by myśleć, że taki spokój doskwierałby młodej i pełnej życia dziewczynie, ale wtedy akurat właśnie o tym marzyła najbardziej, więc w pewnym sensie było to spełnieniem jej marzeń. Oczywiście musiała przyznać, że był okres, w którym bezpieczeństwo dało się w kość, przeklinała rodziców za zagrożenie, które jej stwarzali, a miasto za to, że nie miało nic więcej do zaoferowania. Na szczęście z czasem zrozumiała swój błąd i zaczęła ponownie cieszyć się z tego co los miał jej do zaoferowania.
    Wstając rano nie poczuła niczego niezwykłego. Nic nie zapowiadało niebezpiecznego dnia, ani tym bardziej grożącej jej śmierci, ale może tak właśnie zawsze było? Koniec miał być nagły i niespodziewany… Nie chciała w to wierzyć, nie zamierzała jeszcze umierać. Nie po to tyle uciekała, by teraz dać się zabić przez jakieś pędzące stworzenie. Szybko odepchnęła szare myśli i ponownie skupiła się na obecnej chwili.
    Jej blond kosmyki rozwiewał zimny wiatr, który przy okazji smagał jej jasną skórę niczym skórzany bicz. Brała szybkie wdechy, próbując z całych sił trzymać się konia, a przy okazji starając się jakoś go spowolnić. Zaczęła nawet w głowie szukać odpowiedniego zaklęcia, ale te które zaczęły przychodzić jej na myśl mogłyby stanowić zagrożenie dla konia, a za nic nie chciała go skrzywdzić. To nie była jego wina. Po prostu się przestraszył, bo któż zareagowałby inaczej, gdyby próbowano go skraść? Koniec końców jednak wyszło, iż to raczej klacz ukradła ją, a nie odwrotnie. Słysząc czyiś głos w jednej chwili odetchnęła z ulgą, a za moment ponownie się spięła. Mogła zostać uratowana, ale przy okazji nakryta na kradzieży. Najwyraźniej nie miało się obejść bez kary…
    – Powiedz to jej, bo ja nie mam nic do gadania! – odkrzyknęła, a zwierzę jak na zawołanie szybciej pognało przed siebie. Zgodnie z prawami fizyki jej ciało również wyskoczyło do przodu, ale jakimś cudem udało jej się utrzymać na grzbiecie.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejny dzien pracy mijal okraszony nuda. Zwazywszy na to, ze nic sie nie dzialo poszla na zaplecze, by w koncu zabrac sie za uporzadkowanie i posegregowanie katalogow, zostawiajac bibiloteke kolezance.
    Przy okazji miala swiety spokoj i cisze. Nie zeby w bibliotece panowal halas, ale czula nadchodzaca migrene, co wprowadzalo ja w nie najlepszy nastroj. Dlatego szczerze sie ucieszyła, gdy mogla zniknac z sali i sie zaszyc z tym dziwnym pudlem jakim byl laptop. ktorego nie ogarniala tak do konca nawet jesli wiedziała do czego on sluzy. Nie mniej probowala caly czas nadgonic zaleglosci w nowinkach technicznych, ale wrocmy do pracy. Gdy w koncu uruchomila pudlo i weszla w program podsuwajac do siebie plik kartek i zaczela wklepywac dane. Tak ja to pochlonelo, ze nie zwrocila uwagi na uplyw czasu, az kolezanka wpadla by jej powiedziec, ze konczy juz zmiane.
    - w porzadlu, zatem widzimy sie jutro - odpowiedziała wstajac od stolu cala zesztywniala. Chwile trwalo nim czlonki sie rozluznily, zahibernowala kompa i poszla za nia do glownej sali, by odrobic kilka godzin, które wisiala, czyli do konca zamkniecia bibiloteki dzis zostala a ze w bibilotece bylo juz malo czytelnikow zaczela robic obchod i poukladac ksiazki na miejsce. Po któryms razie gdy wracala od regalow, uslyszala taki dzwiek jakby pieklo mialo sie zaraz otworzyc.
    - co jest... - warknela podirytowana halasem i poszla to sprawdzic, jednak dlugo nie musiala szukac.
    Biedne ksiazki.... - No ladnie. - powiedziała tylko tyle - pojde zamknac biblioteke, bo cos czuje, ze zostane tu dluuuzej.... - westchnela troche zla zaistniala sytuacja. Cofnela sie jednoczesnie zgarniajac kilkoro czytelnikow do wyjscia zaciekawionych zdazeniem i grzecznie i stanowczo wyprosila. Z ulga zamykala za nimi drzwi na klucz po czym wrocila do balaganu i sprawcy zdazenia.

    Marion

    OdpowiedzUsuń
  11. [Proszę nie bić, jak będzie bardzo źle :/. Mogłam się rozpisać, czasami mi się zdarza.]

    Jeszcze zanim wyszła do pracy pochyliła się, żeby pogłaskać swojego futrzanego przyjaciela za uchem, zamiast zamruczeć Bastion pacnął ją w twarz. Zazwyczaj wyrażał tak swoje niezadowolenie z jej wyglądu. Westchnęła ciężko i zrezygnowała z pożegnania się ze zwierzakiem. Raźnym krokiem przeszła odległość dzielącą jej kawalerkę od Biblioteki, w której pracowała. Wszystko, żeby unikać dłuższego kontaktu z innych pieszymi. Myśli typu „Czy wyłączyłam na pewno żelazko?” albo „Jaka jestem zmęczona.”, „Nienawidzę mojego szefa!”, były całkiem miłe, ale wiele osób lubiło w czasie drogi rozmyślać o swoich problemach czy naprawdę poważnych sprawach, czuła wtedy jakby wkraczała w rozmachem w ich prywatność, a poza tym sprawiało, że czuła się głupio.
    Jak zwykle, gdy dotarła pod Bibliotekę przeszukiwała przez pięć minut torebkę, bo klucze miały tendencje do zabawy w berka z jej dłonią po jej dnie. Lubiła jednak to, wchodzić jako pierwsza, zaczynać dzień od przewietrzenia i odsłonięcia zasłon, a tego dnia pogoda była naprawdę urzekająca. Szybko ogarnęła swoje biurko i tak już posprzątane poprzedniego dnia, rozejrzała się wokoło, żadnych notek od jej współpracowniczki, uśmiechnęła się do siebie. Rzadko bywała sama na posterunku, i nawet jeśli były wtedy dużo pracy, to lubiła te dni. Popchnęła biodrem wózek, na którym były książki zwrócone, ale jeszcze nie odstawione na półki. Właśnie wchodziła między jedne z nich, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi do środka, cofnęła się pośpiesznie, żeby zobaczyć kto to. Co prawda Biblioteka oficjalnie otwarta była od późniejszej godziny, ale mógł zobaczyć ją otwierającą i wpaść. Postanowiła go nie wyganiać, ponieważ był to młody chłopak, co ją niezmiernie cieszyło, bo ostatnimi czasy naczytała się sporo artykułów o tym, jak wśród młodzieży i młodych dorosłych zanika sztuka czytania. Jak zawsze użyła w niewielkim stopniu swoich umiejętności, żeby spróbować dowiedzieć się czego szuka i ewentualnie mu coś doradzić z jej ukochanej fantastyki. Napotkała jednak problem, nie mogła odczytać nawet pojedynczej myśli, tak jakby w ogóle nie wyczuwała jego umysłu. Jeszcze nigdy jej nie miało coś takiego miejsca, zmarszczyła brwi, ale musiała wypełnić swoje obowiązki. Jednak problem ten zaintrygował ją i cały czas powracał, przez cały jego pobyt w bibliotece, próbowała go „odczytać”, ale musiała obejść się ze smakiem.
    - W czym mogę panu pomóc? – zapytała się z uśmiechem – Co prawda oficjalnie jesteśmy jeszcze zamknięci, ale jest taki piękny dzień, że chyba zrobię wyjątek i nie poproszę pana o przyjście później.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Dobra, to postaram się pisać krócej. ]

    Olivia czasami zastanawiała się nad głębszą przyszłością. Nad założeniem rodziny, ale przede wszystkim nad jakimiś studiami. Praca barmanki nie była zła, ale nie była również szczytem marzeń. Często rozmyślała nad tym jaki kierunek mogłaby wybrać, jednakże koniec końców dochodziła do wniosku, że to nie mogłoby wyjść. Musiałaby wyjechać do większego miasta, podawać swoje dane, non stop przebywać z ludźmi… To stanowiło zbyt wielkie ryzyko, toteż niechętnie z tego zrezygnowała. Wiedziała, że takie życie kiedyś da się jej w kość, ale cóż mogła z tym zrobić? Prawdopodobnie nigdy nie będzie idealnie, nie będzie mogła robić wszystkiego na co najdzie jej ochota, ale z drugiej strony, gdyby nie uciekła, dalej żyłaby z rodzicami, którzy używaliby jej jako przechowywacza magii, robili testy, które mogłyby powiększyć jej moc… A tak przynajmniej mogła wieść życie z dnia na dzień, upodabniając się do zwykłych ludzi.
    Obecność chłopaka trochę ją uspokoiła, najwyraźniej znał się na koniach i w przeciwieństwie do niej wiedział co zrobić. Skupiła się na jego słowach i próbowała je wykonać, ale najzwyczajniej w świecie jej ciało przestało słuchać umysłu. Nienawidziła rozkazów, ale w tym momencie to akurat było nieważne. Wiedziała, że musi się uspokoić, ale wcale nie było to takie łatwe. Wzięła kolejny głębszy oddech i kiwnęła głową na znak, że rozumie.
    Jej serce waliło jak oszalałe i w końcu przypomniała sobie pewną scenę z młodości. Gdy w domu panowały jakieś kłótnie, głównie wtedy gdy ona miała wszystkiego dość i wybuchała, a ojciec nie zamierzał tego tolerować i również wybuchał. Wtedy matka szeptała pod nosem ciche zaklęcie i wszyscy w pobliżu jako tako się uspokajali. Chwilę zajęło jej przypomnienie sobie jak ono brzmiało, ale w końcu przymknęła oczy i zaczęła coś cicho szeptać pod nosem. Uchyliła powieki i wszystko od razu wydawało się łatwiejsze. Usiadła w siodle najmocniej jak mogła, wyprostowała plecy, a na końcu ściągnęła wodzę.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Jeśli nie chcesz, to nie musisz tyle pisać. Dla mnie to nie problem. ]

    Nie wiedziała czy kiedykolwiek założy rodzinę. Miała już dwadzieścia cztery lata i rozglądając się po miasteczku zauważyła, iż wiele kobiet w jej wieku jest już po ślubie. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nawet nie miała pewności czy umiałaby się z kimś związać, nie mówiąc już o posiadaniu dzieci. Sama nie miała dobrego wzorca rodzicielskiego, toteż co mogłaby zaoferować takiej małej i niewinnej istotce? Poza tym sam fakt związania się był czymś niepojętym. W związku nie powinno być sekretów, musiałaby wyłożyć wszystko na stół, a co najważniejsze – zaufać. Nie miała w tym temacie zbyt wiele do powiedzenia, ponieważ nigdy nie zawiązała poważnej relacji. Jako nastolatka była odizolowana od świata i przebywała głównie z rodzicami, później uciekła z domu i nie mogła nikomu zaufać, a w dodatku nie miała czasu na wypuszczanie korzeni. Następnie pojawiła się w Saint Frais i można by powiedzieć, iż wtedy mogła zacząć coś próbować, ponieważ nareszcie jej życie przybrało wolniejszy bieg, jednakże do tej pory nie spotkała się z tym wyjątkowym uczuciem, o którym napisano już miliony jak i nie miliardy książek.
    Nie znała chłopaka i wiedziała, że źle postąpiła używając przy nim magii, ale na gdybanie było już za późno. Podjęła decyzję i musiała z nią żyć. Poza tym nie zareagował jakoś tragicznie i prawdopodobnie nic nie zauważył. Przecież mało kto w tych czasach wierzy w istnieje czarownic, więc z pewnością nie wziąłby takiej możliwości pod uwagę. Teraz liczyło się tylko to, że koń się uspokoił i jakieś większe zagrożenie minęło. Zrobiła wszystko o co prosił chłopak, a następnie lekko nachyliła się do klaczy, która jak się okazało nosiła uroczę imię Ariel. Delikatnie przesunęła dłonią po szyi zwierzęcia i uśmiechnęła się do siebie.
    – Przepraszam maleńka. – szepnęła cichutko i ponownie się wyprostowała. Słysząc pytanie chłopaka mimowolnie przygryzła dolną wargę. Może i przeżyła, ale nie chciała kończyć dnia na policji. Musiała coś zrobić, ale nic rozsądnego nie przychodziło jej do głowy. Rozejrzała się dookoła szukając jakiegokolwiek sposobu ucieczki. Mogłaby zeskoczyć z konia i uciec, ale to nie było wyjście idealne, były dwie opcje – wszystko poszłoby świetnie albo spadając zwichnęłaby kostkę, a koń ponownie by gdzieś pobiegł.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  14. [Cześć :) Masz może jakiś pomysł na wątek? Mi przychodzi do głowy coś z koniami... Może Lily pomagałaby mu czasem, kiedy coś było nie tak z koniami, skoro umie rozmawiać ze zwierzętami? Nie wiem, może masz coś lepszego? :)]

    Lily Moss

    OdpowiedzUsuń
  15. - coz. - zaczela zmeczona - moze zacznijmy od formalnosci. Masz jakies ksiazki do oddania? - zapytała automatycznie zajmujac sie mnie skomplikowanymi zajeciami by nie myslec o tym wszystkim - jesli tak to chodz za mna - poprosila kierujac ich do lady, gdzie miala karty. Gdy z tym sie uporała przysiadła i dumala nie zwracajac uwagi na chlopaka do czasu az on sam uznal, ze trzeba sie "przypomniec".
    - oh przepraszam. Zamyslilam sie. A to tam... Nie trzeba, w sumie i tak mialam przetrzec polki. - spojrzala na niego krótko - jedno dobrego wyniklo z drugiego, ale na przyszlosc raczylabym uwazac. Biblioteka jest zadko zaopatrywana w nowsze wydania. - oznajmila beznamietnie - pewnie masz sporo zajec prawda? Szkoda cie jeszcze tutaj zatrzymywac nawet jesli zrobil sie przy tym balagan. Chodz, wypuszcze cie z budynku.
    Wstala zgarniajac klucze z szufladki.
    - nie obraz sie, ale lepiej jak sama to poskladam. Niektore z nich nie mialy numeracji...

    M.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dziękuję bardzo! Karta bardzo fajna, a i Pan baaaardzo przystojny. W razie jakiejś chęci na wątek - będę zachwycona. :)) ]

    Sebastian

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Oj, w takim razie mam nadzieję, że te dłuższe odpisy Cię nie zniechęcają. ]

    Olivia przez pewien okres swojego życia nienawidziła faktu, że jest czarownicą ani ogólnie tego, że istnieje ten drugi nadnaturalny świat. Żałowała, że nie jest zwykłym człowiekiem, który nawet nie domyśla się, że magia istnieje naprawdę, a po świecie chodzą również czarownice, wilkołaki czy nawet wampiry. Pragnęła zwykłych rodziców, którzy obdarzyliby miłością ją, a nie jej ponadprzeciętną moc. Po ucieczce jednak zrozumiała, że bez małej pomocy z pewnością by sobie nie poradziła. Była nieletnia i praktycznie nie znała świata, a w dodatku była ścigana przez matkę i ojca. Nieraz zdarzały się sytuacje, z których nie wyszłaby cało, gdyby nie mała pomoc różnorodnych zaklęć. Po przyjeździe do Saint Frais trochę zwolniła z magią, ponieważ nie była jej już aż tak potrzebne. Nie chwaliła się nią też na prawo i lewo oraz wolała nie zwracać uwagi na rzeczy, których zwykli ludzie nie dostrzegali. Tak, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż nie jest tutaj jedyną niezwykłą istotą, ale wolała się w te sprawy zbytnio nie mieszać. Zwykłe ludzkie życie po prostu jej pasowało.
    Zagryzła zęby słysząc jego odpowiedź. Nie chciała być traktowana jak przestraszony ptaszek. Zawsze była twarda i radziła sobie w każdej sytuacji sama, dlatego też nie była przyzwyczajona do faktu, iż ktoś traktuje ją z czymś w rodzaju troski. Była taką typową Zosią Samosią, ale musiała przyznać, że po chwili zrobiło jej się trochę miło, lecz z pewnością nigdy nie powiedziałaby tego głośno. Już zamierzała mu odpowiedzieć, ale odwracając się w jego stronę ujrzała całkiem dziwną scenkę. Zmarszczyła brwi nie wiedząc jak zareagować.
    – Wszystko w porządku? – zapytała przyglądając mu się nieufnie. Już zamierzała zeskoczyć z konia, ale chłopak jak na znak otworzył oczy i wyglądało na to, że nic mu się nie stało, co wydawało się bardziej dziwne, ale właściwie… Ona była czarownicą, cóż mogło ją jeszcze zaskoczyć?
    – Nie. Powinniśmy już wracać, zanim ktoś coś zauważy. Tylko… mógłbyś jej to powiedzieć? – zapytała lekko kiwając głową w stronkę Arielki.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  18. (Tak, wcześniej miał młodsze ciało. Specjalnie zostawiłam w karcie sporo luk, żeby potem uzupełnić je notkami fabularnymi, w których będę go stopniowo przed Wami odkrywać. ;) Ślicznie dziękuję za powitanie i przepraszam, że z panią mi jednak nie wyszło.)

    Thomas R. Moore

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Skądże! Wątek bardzo mi się podoba. ]

    Praktycznie nie znała chłopaka, ale musiała przyznać, że trochę ją zaintrygował. Wydawał się miły i koniec końców nie zamierzał zgłosić tego wszystkiego na policję, ale z drugiej strony to wydawało się z lekka podejrzane. Olivia była naprawdę nieufna i często jej podejrzenia były irracjonalne, ale po dzisiejszej akcji była pewna, że jej i tak już wzmożona czujność, powiększy się jeszcze bardziej. Nie była głupia i od razu zauważyła, iż nie chciał wracać do stadniny. Może chciał wyprowadzić ją w las, gdzie ktoś już czekał na blondwłosą czarownicę podaną praktycznie na tacy? Patrząc na to z innej strony, przecież mógłby ją już dawno schwytać… Miała mętlik w głowie, ale coś w jej wnętrzu mówiło, że przy nim nic złego jej się nie stanie. Nie wiedziała czy może posłuchać tego cichego szeptu, ale czy miała obecnie jakieś wyjście? Auto wciąż stało na drodze, niezdolne do dalszej podróży, facet, który ją śledził mógł dotrzeć do stadniny… Jej myśli dosłownie szalały i żadne rozwiązanie nie wydawało się w stu procentach bezpieczne.
    – Randa w ciemno. – prychnęła cicho pod nosem i wywróciła oczami. Mimo wszystko zamierzała skorzystać z zaproszenia. To wiązała się ze sporym ryzykiem, ale drugą opcją był powrót do stadniny, a to również nie było idealne. Przymknęła oczy i wzięła głębszy oddech. Skoro wdrapała się na konia, z pewnością da radę z niego zejść. Powoli przerzuciła prawą nogę na lewą stronę i w duchu krzyknęła z radości, gdy Ariel nawet nie zareagowała.
    – Dobra teraz już z górki. – nie wiedziała po co to mówi. Chyba próbowała dodać otuchy samej sobie, co musiało wyglądać niesamowicie idiotycznie. Zamknęła oczy i powoli zsunęła się na ziemię. Czując coś twardego pod stopami uchyliła jedną powiekę i wypuściła powietrze widząc, że stoi cała i zdrowa na ziemi. Otrzepała spodnie i spojrzała w kierunku chłopaka.
    – Prowadź. – nie chciała aby ponownie potraktował ją jak kogoś przerażonego i potrzebującego pocieszenia. Była twarda i tak miało pozostać.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  20. [Okej,fajny pomysł :) Kto zaczyna?]

    Lily Moss

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaśmiała się słysząc jego słowa. Nie zgryźliwie, ale szczerze ją rozśmieszyły.
    - Z tego co się orientuje, to rzeczywiście jest rano – powiedziała z uśmiechem na ustach.
    Intrygował ją ten młody człowiek, który mógł być niewiele młodszy od niej. Na ogół jej niezwykłe umiejętności przygnębiały ją, ale jego nie mogła przejrzeć i to doprowadzało ją do, może jeszcze nie do szału, ale czuła się podenerwowana. Postanowiła zatrzymać go na dłużej w bibliotece i dowiedzieć się jak najwięcej. Musiała go zatrzymać.
    - Niech pan zostanie, zrobimy mały wyjątek. Może to ja powinnam wywiesić zamknąć drzwi do środka czy coś, ale nie sądziłam, że zjawi się tu jakiś ranny ptaszek – zaprosiła go gestem do środka – Nie uciekną, ale po co kazać czekać im dłużej.
    Jedną ręką skierowała wózek z powrotem między półki z automatu idąc już do tych, na których były dzieła z fantastyką. Nie mogła wprost zapytać „Ej, czemu nie słyszę twoich myśli?”, bo uznałby ją za wariatkę, zamiast tego uśmiechnęła się i zaczęła po drodze odkładać książki z wózka.
    - To czego pan poszukuje? – zapytała – Coś z klasyki? A może najnowsze dzieła? Jaki gatunek może przede wszystkim? – zaczęła zasypywać go masą pytań – Kogo już pan czytał? Literatura dla ambitnych, czy może coś dla odprężenia? Coś krajowego, przyznam, że to nie jest moja specjalność, bo mieszkam we Francji od niedawna, albo może mogę polecić coś z literatury zagranicznej?
    Spojrzała na swojego pierwszego klienta tego dnia i stwierdziła, że przesadziła. Miał trochę nietęgą minę. Zazwyczaj nie musiała o to pytać, wyczytywała wszystko z myśli, a nagle nic. W czasie rozmowy próbowała wychwycić choć najmniejsza myśl, myślątko jakiekolwiek. Coraz bardziej ją to intrygowało.
    - Przepraszam, za to naskoczenie – zwiesiła na chwilę głowę – Zazwyczaj mi się to nie zdarza, a może pan sam chciałby coś dla siebie znaleźć, a ja tu się narzucam – nawet jeśli by stwierdził, że nie koniecznie zamierza skorzystać z jej pomocy, postanowiła nie spuszczać go z oka.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  22. [Miło znowu na Ciebie wpaść :D Może niedługo znowu uda mi się z Marią wrócić na Amsterdam xd Dzięki za powitanie! :*]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  23. - a od kiedy jestesmy przez ty? - burknela.
    Trzeba przyznać, ze jest uparty. Westchnela w duchu.
    - Poradzilabym sobie, ale skoro sie upierasz.... - musiala poiczyc do dziesieciu by czegos nie dodac. - no dobra. Skoro postanowiles tutaj koczowac i nie dac sie wyprosić, to najpierw przysun sobie jakis wolny stol i tam je kladz w kupki. Tylko uwazaj na pogiete strony. Na wszelki wypadek skoluje nam zelazko i pergamin. Zaraz do ciebie dolacze - dodała idac kawalek wraz z nim aby przystanac przy kontakcie i wygasić swiatło na przodzie lokalu przy oknach a nastepnie udala sie ponownie do sluzbowki, gdzie szukanie tego zelastwa troche jej zajelo uwagi nim wrocila do Luciena.

    Marion

    OdpowiedzUsuń
  24. [Wątek zarówno jak i powiązanie brzmią dobrze, jednak chyba zdecyduję się na powiązanie, ale jak to ja, zawsze jest problem z pomysłem xd]

    Vic

    OdpowiedzUsuń
  25. [wyszlam na ta zla xD biedny Lucienek ;* i tak go ukocham ^^]

    - jak tam idzie?? - zapytała sie, gdy przyszła w innych ciuchach niz byla, przebierajac sie ze stroju bibliotekarki w bardziej wygodny stroj (top na ramiaczkach i jeansy). Publicznie tak sie nie pokazywała, gdy stale nosila dlugie rekawy, by zakryć blizny obojetnie czy to bylo lato czy zima, przy czym w lecie było najgorzej, bo kazdy rzucał jej zdziwione spojrzenia. Starala sie unikac takich sytuacji, by nie bylo widac starych, rozleglych i niezbyt milych dla oka blizn, dlatego wolała sie troche spocic. Bylo mniej pytan. Dopiero gdy byla sama we wlasnym towarzystwie pozwalala sobie na wyluzowanie. Dlatego teraz sie troszke zapomniala, gdy wrocila do glownej sali.
    - skoro troche tu posiedzimy. Moze cos do picia? Mam wode, kawe, herbate, czekolade...

    M.

    OdpowiedzUsuń
  26. [Podoba mi się pomysł, nawet zacznę, jeśli nie masz nic przeciwko ;3 Btw mogli się poznać jakiś czas temu, gdy Vic był zmuszony wyjść za dnia z domu po coś tam i wpadł na Luciena i tak jakoś mogli się zaprzyjaźnić czy coś ;3]


    Victor od zawsze preferował samotność. Nie lubił być otoczony wianuszkiem ludzi, uważał ich za kłamliwe godne pogardy istoty, które tylko czekają aż podwinie ci się noga, by okraść i dobić. Nie jest również zbyt rodzinny, ale jeżeli byłaby taka potrzeba byłby gotów bronić swoich bliskich i stać po ich stronie. Vic bywa ciężki do rozszyfrowania, miewa swoje humorki i zwyczaje. Nauczył się żyć na własną rękę i nie ufać nikomu. Zazwyczaj nikomu nie pomaga, a jeśli już to nigdy bezinteresownie.
    Le Burn dzisiejszej nocy był niezwykle naburmuszony. Ciągle zastanawiał się, gdzie popełnił błąd w swoim nowym zaklęciu, które miało ochronić teren wokół jego mieszkania przed nieproszonymi gośćmi. Westchnął ciężko spoglądając na swoje odbicie w lustrze stojąc przed nim w białym ręczniku owiniętym wokół bioder. Skrzywił się widząc opatrunek na swoim łuku brwiowym. Tylko jeden szew, a i tak rana krwawiła jakby było ich co najmniej osiem. Victor przysiągł sobie, że będzie próbował dalej, że w końcu mu się uda, amatorzy potrafią to zaklęcia, jednak czar chłopaka nie był tym zwykłym zaklęciem, Victor zawsze podnosił poziom swoich zaklęć, nie lubił banałów, zawsze utrudniał sobie życie, przez co zdobywał cenne doświadczenie w nauce magii.

    [Pisze z tele ;c]

    OdpowiedzUsuń
  27. - alez skad. Troche sie tu posiedzi - spojrzala na niego w zamysleniu i milczeniu sie przygladala jak sam sie przyglada. Stracila umiejetnosc krycia blizn i innych mniej czy bardziej przydatnych rzeczy. Teraz bylo "widac" prawie wszystkie walki. Ah co to bylo za zycie... - slodzisz? - odezwala sie w koncu z roztargnienia wracajac do rzeczywistosci.
    - dobra to po raz kolejny znikam. - usmiechnela sie pod nosem kladac zelazko na stole po czym odeszla po raz drugi by nastawic czajnik. By nie kusić, nalozyla na siebie troche porozciagany sweter. Wrocila do czajnika, gdy tylko zaczal gwizdac i zalala herbatr i zaniosla kubki na stol.
    - no niezle ci idzie. Jestes pewien, ze chcesz tutaj zostac? Napewno rodzice sie o cb martwia.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  28. - yhhh siedemnascie, osiemnscie to chyba masz?? - zafrasowala sie wlasna glupota. Wg niej to wszyscy sa dziecmi. W przenosci.
    Teraz to ona sie troche zmieszała.
    - oh wybacz jesli cie urazilam...- pokrecila glowa - dobra, odpocznij chwile a ja zajme sie polkami i je przelece na mokro - i tak tez zrobila a potem przysiadla naprzeciwko niego i zaczela sortowac ksiazki. Gdy zrobila jakas kupke przenosila je na regal.
    Szlo jej to mozolnie, bo znowu zaczely ja bolec stawy i miesnie i po któryms razie musiala na chwile przystanac i sie oprzec o regal.

    OdpowiedzUsuń
  29. Olivia nie miała jakiegoś większego problemu z poznawaniem nowych ludzi. Była osobą pewną siebie, a przy okazji towarzyską, jednak na nieszczęście była też nieufna i ta właśnie cecha utrudniała zacieśnianie wielu znajomości. Chłopak może i wydawał się na pierwszy rzut oka miły i niegroźny, ale to nie znaczyło, że mogła mu zaufać. Życie pokazywało na wielu przypadkach, że lubi płatać figle. Niektóre kwiaty wydawały się piękne, ale jedno ich ukłucie mogło doprowadzić do strasznych rzeczy. Morze było czyste i przejrzyste, ale tylko ono wiedziało ilu ludzi pochłonęło. W tym przypadku nasuwało jej się tylko jedno stwierdzenie – nie oceniaj książki po okładce.
    Spojrzała na jego uśmiechniętą twarz i zmarszczyła brwi. Nie rozumiała dlaczego tak ucieszył go fakt, że się zgodził. Doskonale zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak stuprocentowa paranoiczka, ale to było po prostu silniejsze od niej. Nie można było się dziwić, że nie chciała ginąć. Nie była samobójcą, a życie ceniła nade wszystko. Wiele musiała przejść by dojść do punktu, w którym znajdowała się obecnie i nie zamierzała tak łatwo z tego zrezygnować.
    – Tak jest dyrygencie. – mruknęła ponownie wywracając oczami. Była z natury buntownikiem, nienawidziła rozkazów i jak widać, nie zamierzała tego ukrywać, nawet jeśli ktoś próbował jej pomóc. Zazwyczaj chciała wszystkiego nauczyć się sama, ale musiała przyznać, iż teraz nie miała zbyt wielkiego pola do popisu. Jej wiedza o koniach była drastycznie mała.
    Gdy chłopak do niej podszedł, by przygotować się Arielką uważnie zbadała profil jego rys. Wcześniej mu się nie przyglądała, ale teraz dłużej się w niego wpatrując, pierwsza myśl jaka jej się nasunęła mówiła, że miał książęce rysy twarzy i to nawet by się zgadzało. Dzisiaj zachował się jak rycerz na swoim pięknym rumaku.
    – Miło mi. – odpowiedziała i nie czekając na towarzysza, ruszyła przed siebie stosując się do jego wskazówek. Zauważyła, że Lucien praktycznie cały czas się uśmiechał, a ona nie obdarzyła go nawet jakimś wygięciem warg. Z pewnością musiała wyjść na wielkiego ponuraka…

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  30. - co ty masz z tymi rozkazami? - zapytała silac sie na usmiech - nic mi nie jest. Czasem tak mam. To u mnie normalne. - probowała go uspoic. - Naprawde. no ale masz racje chwila przerwy sie przyda i pewnie mi herbata wystygla, ale to nic. - wyprostowała sie starajac sie nie okazywac, ze nawet mowienie jest dla niej wyzwaniem.
    Dała sie jednak podprowadzić przytrzymujac kurczowo jego ramienia, przez cala droge az w koncu usiadła zostawiajac na podlodze krwawe krople, gdy koszulka i sweter przesiakly ciecza. Eh.. rany na plecach pewnie sie znowu otworzyły. Masz ci los.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  31. - autorytet - powtorzyła za nim - taaa. Tylko niby w czym? Ze tu pracuje? To niczego nie dowodzi. - zauwazyła dalej udajac, ze nic sie nie dzieje.
    Oparła sie wygodniej o oparcie ignorujac mlaszczay odglos przylepiajacego sie swetra do ciala i siegnela po kubek.
    - nie - odparła ostrzej niz zamierzała - nie wiesz o co chodzi, wiec moze skonczmy juz ten temat i balagan przy okazji. Niewiele juz zostalo do zrobienia a juz jest pozno. Wolalabym juz byc w domu i ogladajac jakis nudny serial.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Jesli strace to co? Umre? - uniosla brew - to sie i tak stanie predzej czy pozniej - powiedziała to obojetnie. Od chwili przybycia wiedziała o uplywie czasu jaki jej zostal. Jesli by wrocila do domu.... jesli...
    Przymknela zmeczone oczy.
    Brakowalo jej domu czasem tak bardzo, ze w samotnosci wyla wtulona w poduszke z rozpaczy.
    - to na nic sie zda - odpowiedziała w koncu - zreszta watpie by bylby to widok, który bys chcial ogladac i zapamietac. Nie potrzebnie sie martwisz.

    OdpowiedzUsuń
  33. Wiedziała, że chłopak jej nie polubi, ale w tej akurat chwili nie potrafiła się tym zbytnio przejmować. Nawet nie wiedziała co o nim myśleć, więc tym trudniej było jej się przed nim otworzyć. Jego zamiary względem niej wciąż pozostawały nieznane, a ona nie umiała przewidzieć czy chłopak ma dobre intencje czy wręcz przeciwnie. Stanowił wielką niewiadomą, a każde spojrzenie w jego stronę powodowało coraz więcej pytań, na które nie znała odpowiedzi. Toteż nie można jej winić za mało kulturalne zachowanie i nieużywanie podstawowych zasad dobrego wychowania.
    Na moment pozwoliła odpłynąć myślą w daleką zagadkową drodze, całkowicie odrywając się od rzeczywistości. Dopiero pytanie Luciena zmusiło ją do powrotu z mentalnych wakacji. Były zdecydowanie zbyt krótkie, ale na powrót było już za późno. Poza tym nie mogła tak bezceremonialnie go ignorować. Czuła się jak zadufana w sobie panienka, która ma dziwny kaprys i nie ma ochoty na zawieranie nowych znajomości. Z pewnością tak to właśnie wyglądało.
    – Olivia. – odpowiedziała i posłała mu niepewny uśmiech. Wydawał się naprawdę miły, przez co nieprzyjemne ukłucie ponownie dało o sobie znać. Fatalnie się zachowywała i zdawała sobie z tego sprawę. Przygryzła dolną wargę w zadumie, gdy nagle usłyszała jakiś szelest dobiegający z oddali. Od razu podskoczyła i automatycznie przysunęła się bliżej do chłopaka. Po chwili zdała sobie sprawę, że było to zapewne jakieś leśne zwierzątko i bezradnie pokręciła głową wracając na swoją stronę.
    – Przepraszam, zazwyczaj nie zachowuję się tak… paradoksalnie. – stwierdziła powoli uspokajając swoje galopujące serce.

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  34. - i po co tyle zlosci?! - odpowiedziala spokojniej usmiechajac sie krzywo przy tym.
    Doprawdy...
    Pokrecila lekko glowa zdegustowana nie zauwazajac jak blisko byl przy niej. I co? Miala sie przed nim obnazac?! Coz dawniej to ja nawet rajcowalo, ale teraz nie mogac zastosowac typowych anielskich sztuczek, bylo widac wszystko. Kazda rane i naciecie. Blizny stare i nowe a najgorsze byly te, gdzie dawniej miescily sie jej wspaniale, masywne, snieznobiale skrzydła. Jej duma. Zniszczona w drobny mak. Wiele wysilku jej zajela nauka chodzenia bez nich.
    - sumienie powinni miec ci których znam. Jednak, gdy ambicja przechodzi na pierwszy plan... - przerwała ksztuszac sie herbata, która odlozyla chybotliwie drazacymi rekoma.
    Oddychala trudniej.
    - bedziesz musial pomoc mi zdjac... ubranie. - dodala slabo.

    OdpowiedzUsuń
  35. Troche narzekała, to prawda. Jednak sami byscie narzekali, gdy materiał praktycznie wlepil sie w rane, robiac za druga skore. Zacisnela zeby, przy zdejmowaniu a praktycznie zdzieraniu materialu od ciala powodujac ponowne otwarcie i nowy wyciek krwi z ran. Ciemnej krwi z zakrzepami pomieszanej z jasna, swiezsza.
    Prawie, ze nie slyszala jego slow, acz wiedziala ze cos mowil. Bol przenikał cale cialo a przy kazdym ruchu nasilal sie. Musiala sie zmusic, by ruszyc rece do ruchu, aby sie uniesc, by mial dostep do ciala. Zgiete ramiona polozyla na blacie stolu przed siebie i tam na nich polozyla glowe.
    - nie... - odparła cichym slabnacym glosem. Po szybkim zebraniu powietrza do ust mogla sie tylko domyslic, jaki to koszmarny widok. Jednak zostal i robil dalej, chociaz inni pewnie by uciekli tak po prostu. W koncu nikt normalny nie ma dziur takiej wielkosci na barkach. Zacisnela oczy by lzy jej nie uciekly z nich.
    - nie zebym nie ostrzegala - powiedziała w koncu, po fakcie. - uparles sie jednak. - westchnela z glowa nadal oparta o stol.

    OdpowiedzUsuń
  36. - niestety, zdazylam to zauwazyc - powiedziała tylko - w tamtej szafie sa ciemne worki. Jakbys mogl je zebrac... - dodała probujac delikatnie rozruszac palce u rak a potem reszte ciala acz nie obylo sie bez przeklenstw bardzo kwiecistych, których normalnie nikt by nie uslyszal wlacznie z nia sama.
    - ale to nie jest daleko. Dobrze, ze ten wczesniejszy balagan jest juz ogarniety. Inaczej siedzialabym chyba do rana - rozkrecala sie dalej, by rozproszyc cisze panujac tutaj. Przygladala sie jak sprzata nowo powstaly chlew z zaciety wyrazem twarzy cicho kalkulujac podczas, gdy ona tylko siedziala i wodzila wzrokiem zastanawiajac sie nad glowna kwestia: co mowic?!
    Szczerze nie ufala mu, by opowiadac historie zycia.
    - mam tu dodatkowy dres - powiedziała cicho - tylko musze po niego isc.

    OdpowiedzUsuń
  37. - w mojej szafce, ehh - mruknela zmuszajac reke do siegniecia do tylnej kieszeni spodni, gdzie kilka godzin wczesniej glupio wlozyla do spodni z mysla, ze uda jej sie zamknac bibliotek zaraz po ostatnim czytelniku - tu masz klucz. Nr. 4 to ja - wyjasnila kladac klucz na blat stolu i przesuwajac go - wyjmij z torby paczke owinieta w szara folie.
    - mnie tego nie mow - zachichotala pod nosem. - zaden lekarz ani szpital mi nie pomoga. Tego nie naprawi sie zwyklymi szwami, ale dzieki ogolne za pomysl. Nie mniej nie mam ochoty robic za krolika doswiadczalnego. O dresik... - dodała widzac go w jego rekach, ale zanim sie ubrala wziela paczke. Rozwinela ja i ich ocza ukazal sie zestaw pierwszej pomocy. Tyle, ze calkiem inny i rozny od ludzkiego. Były tam igly z mocnego nierdzewnego stopu metalu nie wymagajacy czyszczenia, strzykawki, kilka fiolek szczypce iii i pare innych drobiazgow znanych tylko jej.
    - Lucienie, bede cie musiala poprosic o zdjecie tych bandazy. Potem ci powiem co jeszcze trzeba. - powiedziala nie odwracajac sie do niego. Wyjela igle, ktora umiescila w strzykawce. Wyjela fiolke z polyskliwa ciecz, by wypelnic strzykawke. Przy okazji stwierdzila, ze jej sie konczy po czym podala jemu.
    - musisz ja wstrzyknac w rane po obu stronach barkow, tylko nie strac tego plynu. Jest cenny. A tu masz masc.. - dodala okrogle male pudeleczko. - I... zadnych pytan. Moze kiedys...

    OdpowiedzUsuń
  38. Ah ci ludzie...
    Zawsze to samo. Na jego przykladzie mocna wysnuc wiele teorii, wlacznie z ta o zaprzeczaniu, gdy instynkt samozachowawczy sie wlaczal, przez co mozna bylo zauwazyc rzeczywiste zachowania. Odwrotne do checi.
    - a czy ja wygladam na taka? Jestem smiertelnie powazna, moj drogi - zerknela na niego - gdybym mogla sama bym to zrobila, jednak nie mam jak. - zauwazyla uszczypliwie. Jakos amo to jej wychodzilo.
    No ale pewnie sama miala by taka mine, jakby to zobaczyla po raz pierwszy i byla na jego miejscu, jednak sam tego chcial.
    Westchnela. Potem podziekowala, gdy bylo juz po ale chyba nie uslyszal juz tego, gdy zrobil szybka strzalke w strone lazienki.
    Skorzystala z okazji by sie ubrac, czujac sie znacznie lepiej, gdy masc zaczela dzialac. Zalowala, ze na krótko. Posprzatala ze stolu nadal czujac oslabienie, ale bylo juz lepiej, dwa razy sprawdzajac czy aby nic nie przegapila i schowala swoja aparature. Potem zajrzala do kuchni by zaparzyc jemu ziolka na rostroj zoladka i czekala az wrocil.
    - wypij. Pomoze i na nerwy i na mdlosci.

    OdpowiedzUsuń
  39. - spokojna glowa. Zwykle, normalne i gorzkie. Wy takie pijacie nie? - uniosla brew w zadumie. Teraz to on byl w tej gorszej sytuacji.
    - wierz mi. Bywalo gorzej a to przy tym pikus - zdobyla sie na usmiech. - nie mam czasu na odpoczynek. Jest jeszcze tyle do zrobienia zanim... - urwala, bo nie chciala konczyc tego co miala na koncu jezyka. - I jak ? Lepiej ci juz? Widze, ze dostales troche kolorow. Coz... chyba lepiej bedzie juz isc do domu. Po drodze sie wezmie ten nieszczesny worek. Przykre, zes musial to ogladac, ale jak sam wspomniales, uparciuch z ciebie. - westchnela wstajac z krzesla.

    OdpowiedzUsuń
  40. [ i jak go tu nie kochac xD]

    - kazdy tak mowi. - zachichotala - jednak predzej czy pozniej choroba dopada. No ale tak to juz jest na tym swiecie.
    Ruszyła sie z miejsca ignorujac zesztywnienie miesni. Zaczela zbierac naczynia w jedno. Trzeba bylo uprzatnac przed rana zmiana. Na cale szczescie miala zmiene na popoludnie. Wyspi sie w koncu. Ziewnela.
    - oj Lucien. - pogrozila palcem - a ty masz czesty nawyk pomagania calkiem obcym osoba? - zapytała pytaniem gdy szla po tace i wrocila z nia do stolu, by polozyc na niej naczynia. - Mowilam, zadnych pytan... - dodala nie patrzac na niego - czesciej niz myslisz - dopowiedziała zajeta sprawdzaniem czy nie zostaly jakies slady nim sie wziela za tacke, by ja odniesc do kuchni i wlozyc do zmywarki, z ktora sie nie oswoila. Nadal mieszaly jej sie przyciski i teraz nad nimi dumala.

    OdpowiedzUsuń
  41. [Przede wszystkim jego skazą jest oddanie Bogu, chociażby miał zmieść z powierzchni ziemi całe miasta. Oraz to, że nie umie wtopić się w tłum i oszukiwać. Jest zbyt dobry dla tego świata :)]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  42. [oto pytanie xD]

    - oh. Dzieki. Pewnie bym tak stala przy tej maszynce jeszcze z godzine nim bym ja wlaczyla - usmiechnela sie zaklopotana.
    - yhmmm - mruknela tylko probujac za nim nadazyc, bo tak zakreconej odpowiedzi w zyciu nie slyszala - cofnij i wroc. Moge tak jakos prosciej? - zapytala ze smiechem - albo lepiej nie tlumacz bo chyba nie zrozumiem przekazu.
    Zostawila zmywarke w spokoju. Sama sie wylaczy i zgasila swiatla. Po raz kolejny otaksowala pomieszczenie i zadowolona, ze efektow wypadku nocy nie ma siegnela po klucze i ruszyła wraz zz nim do wyjscia - Masz juz wszystko? - zapytała wkladajac klucze do zamku z wewnatrz, przekrecajac je by mogli wyjsc aby je wlozyc po drugiej stronie by zamknac przybytek.

    OdpowiedzUsuń
  43. - to dobrze. Mam juz, i ty pewnie tez, po dziurki w nosie tego dnia i nocy.
    Zajela sie zamkiem i wbila raz jeszcze kod, po czym wlozyla klucze do otwartej torebki i ja zamknela.
    Siegnela po nieszczesny worek. Poszla z nim do smietnika i wepchnela tak gleboko jak sie dalo do srodka.
    - pozna to juz pora. Za pare godzin nowy dzien. - powiedziała podchodzac do samochodu z drugiej strony.

    [ciekawosc to pierwszy stopien do piekla slonce - dop w dopisku w komie u Garbysi.^^]

    OdpowiedzUsuń
  44. [taaa ;) hmm moze dajmy im pare dni i nie wiem, beda sie mijac na ulicy? Albo w parku albo w pubie, w nocnym?]

    Usiadła wskazujac adres i pojechali. Czasem rozmawiajac ogolnikowo ze soba po drodze, ale bardziej kazdy bladzil myslami gdzie indziej.
    - dzieki za podwozke Lucienie - powiedziała, gdy przystaneli na miejscu i wysiadala z samochodu. Wepchnela glowe przez uchylone okno i usmiechnela sie do niego.
    - dzieki za pomoc. Do zobaczenia. - wyprostowała sie, pomachala zanim ruszyl i wolnym krokiem i ponura mina odeszla wejscia do bloku.

    OdpowiedzUsuń
  45. Victor miał dziś kiepski humor oraz słabo się czuł, potrzebował odpoczynku jednak siedział nad księgami przeglądając nowe zaklęcia oraz starając się ich nauczyć, gdy ktoś zapukał do drzwi. Kogo go do licha tutaj niesie? Zwłaszcza bez zapowiedzi. Westchnął ciężko, po czym leniwie wstał z dywanu i poszedł otworzyć. Nie spodziewał się widzieć Luciena.
    - Istnieje coś takiego jak telefon – wymamrotał na powitanie Le Burn nawet nie ukrywając, że nie jest zadowolony z jego nagłej, kompletnie niezapowiedzianej wizyty. Wywrócił oczami, po czym zrobił mu miejsce w drzwiach, które ostatecznie za nim zamknął. No jak już przylazł to niech wejdzie, nie będzie stał na tym zimnie.
    Vic usiadł na fotelu świdrując swojego gościa uważnym spojrzeniem. – Po co przyszedłeś? Bo jak sądzę od tak cię tutaj nie przywiało – uniósł brew ku górze w wyczekującym odpowiedzi geście. Nalał sobie oraz jemu whiskey, a do tego dorzucił kilka kostek lodu.
    - Więc? – ponaglił.

    OdpowiedzUsuń
  46. Upił kilka sporych łyków whiskey, po czym odłożył szklaneczkę ze stolika i wstał z fotela, a następnie podniósł Luciena z podłogi. Objął go mocno i zdecydowanie, gdyż ten naprawdę wyglądał źle. Zaprowadził go do swojej sypialni, gdzie położył na łóżku. Ściskając nadal jego dłoń dzielił ból jaki odczuwał razem z nim, dzięki czemu Lucien nie męczył się aż tak bardzo. W końcu Vic przyłożył dłonie do jego skroni, uśpił go, a następnie sprawił, że jego sny były wolne, wesołe, wręcz odprężające co pozwoli mu na zregenerowanie sił, a następnie okrył go kocem.
    Udał się do kuchni, gdzie w dość szybkim czasie udało się mu zrobić wywar, który zagłuszy wizje oraz inne męczące rzeczy, które nawiedzały jego kumpla. Jak na razie tylko tylu mógł zrobić. Zaniósł mu średniej wielkości buteleczkę do sypialni i postawił ją na nocnym stoliczku stojącym obok łózka.

    OdpowiedzUsuń
  47. Przyłożył mu rękę do czoła i cicho westchnął. Chłopak był nawet lekko rozpalony. Mimo to, że Victor jest złośliwy i chamski to osoby, którym zaufał, co jest już samym cudem, bardzo się martwi.
    - Tak to dla ciebie, ale teraz śpij, matołku - wydukał poprawiając koc, którym Lucien był okryty. Znowu go uśpił, a po paru minutach namysłu położył się obok niego. Sam był senny, więc się na coś przyda. Złapał go za rękę dzięki czemu przez sen nadal będzie mógł łagodzić jego ból, by ten mógł w pełnym spokoju porządnie się wyspać.

    OdpowiedzUsuń
  48. Victor był świadomy tego, że łączą się z Lucien'em, niektórego jego wspomnienia, myśli, mogą w jakimś tam stopniu pokazać się w jego snach, ale nie obawiał się tego, gdyż to wszystko ten po prostu zapominał zaraz po przebudzeniu się.
    Le Burn obudził się zaraz po chłopaku. Od razu przeszedł do pozycji siedzącej pomagając zrobić mu to samo, podał mu butelkę z wywarem.
    - Pij, to wzmocni tak jakby twoją barierę umysłową, co pozwoli ci znacznie lepiej kontrolować nawiedzające cię wizje - wyjaśnił podtrzymując go ramieniem, gdyż mimo spokojnego snu Lucien i tak wyglądał bardzo słabo.

    OdpowiedzUsuń
  49. Położył go ostrożnie na poduszkach nadal mocno trzymając za rękę, po czym poprawił koc, którym chłopak był okryty. - Musisz odpoczywać teraz, co najmniej do wieczora, więc nie ruszaj mi się z łóżka - wydukał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Puścił powoli jego dłoń. - Wywar zatrzymał ból na jakąś godzinę, spokojnie tego jestem pewien, potem ból wróci, ale będzie łagodniał z minuty na minute aż do momentu kiedy będziesz mógł go kontrolować, po tym wypijesz znowu kilka łyków z tej oto magicznej buteleczki - rzucił, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Zjesz coś? Idę odgrzać zapiekankę z serem i kurczakiem. Skusisz się? W zasadzie to powinieneś coś zjeść.

    OdpowiedzUsuń
  50. Trącił go ostrzegawczo w ramię i zaśmiał się cicho, po czym przeczesał palcami swoje kosmyki włosów.- Wiele spraw się komplikuje, ale daje radę, zaklęcia są naprawdę trudne, jednak jakoś tam sie staram je poukładać i tak dalej - odparł wzruszając przy tym lekko ramionami, po czym poszedł do kuchni skąd wrócił po jakiś 10 min. z gorącą zapiekaną.
    - Smacznego - rzucił podając kumplowi jego porcję, a sam zaś usiadł na fotelu na przeciwko łóżka.
    - Jak się czujesz? Lepiej?

    OdpowiedzUsuń
  51. Zaśmiał się i doniósł im herbaty, po czym znowu zajął miejsce obok chłopaka.
    - Jakoś ja się nauczyłem ogarniać swoją moc to i ty z pewnością nauczysz się kontrolować swój dar, to więcej niż pewne - odparł wzruszając lekko ramionami i upił kilka łyków herbaty. Victor był kiepskim kucharzem, ale zapiekana wyszła mu niezła. Spojrzał na zegarek, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Unikaj jak ognia braku snu, serio. Tabletki nasenne jakoś pomogą. Gdy nie dostarczysz sobie dawki snu odpowiedniej dla twojego organizmu do takich sytuacji jak ta będzie dochodziło znacznie częściej.

    OdpowiedzUsuń
  52. Wstał z łóżka i zaniósł puste naczynia do kuchnii, a gdy wrócił usiadł na fotelu stojącym obok łóżka.
    - Mam trzy dni wolnego, więc walnij w kime - odparł bawiąc się zegarkiem na swoim nadgarstku. - Skocze na moment do sklepu.
    Musiał kupić kilka drobiazgów, by uzupełnić zapasy w lodówce. Wrócił do mieszkania z dwoma siatkami rzeczy po jakiś 40 minutach. Zawsze tak było, miał kupić kilka składników, a kończyło się na kilkunastu. Rozpakował je i od razu poszedł na górę do przyjaciela.
    - I jak? - zapytał siadając na łóżku. - Boli cię czy nadal jest okej? W zasadzie to godzina prawie minęła. Jak coś to mów.

    OdpowiedzUsuń
  53. Przetarł twarz dłońmi i westchnął cicho, a następnie spojrzał na przyjaciela. Nie sądził, że sprawdzanie godziny aż tak rzuci się w oczy. Zagryzł nerwowo dolną wargę.
    - Dużo, by gadać, stary - odparł cicho i wstał z łóżka. Uchylił na moment okno, by do pokoju wpadło trochę świeżego powietrza. Zamknął je po jakiś 10 minutach. - Wypij resztę buteleczki. Zrobie ci kilka takich mniejszych. Gdy będzie cię bolało to wypijesz jedną i to załagodzi sprawę na jakiś czas. Będziesz musiał nauczyć się kontrolować swój dar, bo ja niestety mogę tylko ci pomagać tak jak teraz - rzucił.

    OdpowiedzUsuń
  54. Spojrzał na niego i skrzyżował ręce na piersi. - Dam sobie radę, zawsze daję, a przynajmniej mam taką nadzieję - odparł wymijająco. Nie chciał go martwić, a co gorsza wciągać go w to przez co ryzykował własnym życiem. Wystarczy to. że Victor ma już nóż na gardle, wpadł w kłopoty, nie raz i pewnie nie osatni, więc wolał działać w pojedynkę, tak było bezpieczniej dla obojgu. Przetarł twarz dłońmi. - Chodź do kuchni - mruknął wychodząc z sypialni. Zrobił im kawy, a następnie zabrał się za robienie naleśników ze szpinakiem i serem. Zapiekanka nie była syta, więc przyda im się coś więcej do jedzenia, a naleśniki tak samo jak zapienka wychodziły mu naprawdę nieźle.

    OdpowiedzUsuń
  55. Wlał ciasto na patelnie i spojrzał na kumpla. Podał mu jego kubek z kawą. - Zaliczyłem kilka panienek - odparł wzruszając przy tym ramionami. Tak to było fajne, przynajmniej dla Victora. Impreza z końcowym bonusem. Był facetem miał swoje potrzeby, więc?
    - A ty co tam robiłeś? - zapytał przewracając naleśnika na patelni. - Jesteś troche bledszy niż wcześniej. Bardziej cię boli? - uniósł jedną brew ku górze wyczekując odpowiedzi. Nie chciał przyznać się przed samym sobą, ale się martwił.

    OdpowiedzUsuń
  56. Parsknął śmiechem słysząc o mało mądrej kobiecie. - Ludzie to są jednak idiotyczni - rzucił rozbawiony, po czym zabrał się za mycie ubrudzonych naczyń.
    - Jesteś pewien, że to tylko światło? - zapytał aby się upewnić i wytarł mokre dłonie w ścierkę, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Skończył naleśniki i podał kumplowi jego talerz. - Smacznego - rzucił siadając przy stole. Victor znów zerknął na zegarek i wrócił do jedzenia. Zaczęło mu lekko wirować w głowie, to pewnie przez jego magię, która czasem dawała o sobie w nieprzyjemny sposób znać.

    OdpowiedzUsuń
  57. Wziął puste talerze i odłożył je do zlewu.
    - Rodzeństwo znowu depcze mi po piętach - odparł cicho i oparł się o zimny zlew, gdy zakręciło mu się w głowie. Tak działo się, gdy jego brat próbował wkraść się do umysłu Victora, który zabezpieczył swoje myśli, jednak wiązały się z tym małe aktualnie widoczne konsekwencję, jednak wolał je mieć niż być zabitym przez rodzeństwo, które było zaślepione posiadaniem mocy najstarszego brata. Wziął kilka głębokich wdechów. Przestało mu się to podobać, to ciągłe cholerne ukrywanie się, powoli brakowało mu sił. Zacisnął mocniej dłoń na zlewie czując jak kolana powoli się pod nim uginają.

    OdpowiedzUsuń
  58. [Jak się odmienia jego imię :o, bo ja nie wiem i miałam z tym problem. Po grece wszystko jest podejrzane w odmianie :/]

    Zdziwiła się, gdy ten poszedł za nią i o dziwo słucham jej wodospadu pytań. Myślała, że kiedy ta skupiona była na wypowiadaniu kolejnych słów, on pójdzie znaleźć to co chciał i tyle.
    - Przepraszam Lucienie – uśmiechnęła się do niego i podała mu rękę, skądś je kojarzyła – Takie przyzwyczajenie zawodowe. Isis, miło mi.
    Generalnie unikała bliższych kontaktów z ludźmi, ale czasami fizyczny kontakt wzmacniał jej umiejętności. Miała więc nadzieję, że odczyta z niego cokolwiek, gdy ujął jej rękę, przy przedstawianiu się. Wściekła się, bo to też nic nie dało. Nie chodziło o to, że koniecznie chciała poznać jego myśli, bardziej w przypadku Luciena, bardzo intrygującego chłopaka, poszła o urażoną dumę. Isis nie była dumna, ale przyzwyczajona do tego, że mogła każdego odczytać, a tu nagle spotyka jakiegoś zagubionego, zaspanego chłopaka, którego umysł jest otoczony dla niej jakby barierą.
    - Pracoholik, w tak młodym wieku? – zaśmiała się – Chociaż w sumie jak mogę mieć ten sam problem, w końcu jestem tu od rana, godzinę przed otwarciem biblioteki. Coś lekkiego, mówisz?
    Zastanowiła się przez chwilę i ruszyła do półki z literaturą amerykańską i poszukała litery C. Wyciągnęła na chybił trafił książkę jednego autora i podała chłopakowi.
    - Proszę, pan Cussler, dla odprężenia i lekki jak znalazł.
    Spojrzała na zegarek i zamyśliła się, miała sporo czasu zanim otworzy bibliotekę, a wieczne uciekanie przed ludźmi już ją męczyło i zaczynała tęsknić za towarzystwem. Przypomniała sobie skąd znała imię chłopaka, widziała jego dosyć obszerną kartę, pamiętała je, bo jej się spodobało.
    - Lucien, często musisz tutaj bywać prawda? Skoro biblioteka jest jeszcze oficjalnie zamknięta, to może poczęstuję czymś ciepłym do picia? Kawy, herbaty? – zapytała z uprzejmym uśmiechem.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  59. - Staram się.
    Victor oparł głowę na jego ramieniu biorąc głębokie wdechy. Czuł jak staje się coraz bardziej rozpalony, ciemniało mu przed oczami. Walczył z tym, szeptał krótkie formułki pod nosem, ale miał wrażenie, że im bardziej w to brnie tym bardziej staje się słaby. Zamknął swój umysł na tyle szczelnie, że nawet doświadczony mag nie będzie mógł się do niego wkraść.
    Le Burn był zmęczony, a gorączka się utrzymywała. Nie miał nawet siły siedzieć na krześle przez co musiał trzymać się swojego kumpla, by nie spaść. Nawet nie wiedział kiedy ogarnęła go głęboka ciemność.

    OdpowiedzUsuń
  60. Victor w końcu obudził się gwałtownie przechodząc do pozycji siedzącej. Oddychał szybko był wyraźnie zdezorientowany. Po paru minutach dotarło do niego to co się dzieje. Jęknął cicho, miał wrażenie, że zaraz rozsadzi mu głowę. Mimowolnie opadł na tors przyjaciela.
    - On jest coraz silniejszy, a ja stoję w miejscu, chyba już osiągnąłem najwyższy level w rozszerzaniu swojej magii, albo robię coś źle - wymamrotał przymykając powieki. Nawet nie przeszkadzało mu to, że opiera się na torsie Luciena. Był tak slaby, że nawet bliskość przyjaciela była dla niego w jakimś stopniu otuchą. - Na długo odleciałem? - zapytał przymykając powieki. Czuł, że wszystko wróciło do normy, ale był pozbawiony energii. - Musimy oboje się gdzieś przenieść. Tak, oboje. Widział cię, gdy byłeś w mojej głowie, wie, że mi pomagasz, zrobi ci krzywdę. Twojego mieszkania nie zna. Założę na nie kilka czarów i przez jakiś miesiąc będziemy bezpieczni - wydukał chcąc wstać i pójść do łazienki pod prysznic. - Pomóż mi...

    OdpowiedzUsuń
  61. Wziął długi, zimny prysznic, który od razu postawił go na nogi. W pełny odświeżony, w czystych ubraniach i bieliźnie wrócił do przyjaciela. Również napił się wody i zamyślił na moment.
    - Zamieszkasz u mnie. Co ty na to? Nie wie gdzie jesteśmy i się nie dowie, ale może robić to co przed chwilą robił i zrobi to samo pewnie z tobą dlatego też zostań u mnie póki się to nie wyciszy - wydukał, gdy dostał olśnienia. Pobiegł do swojej sypialni. Skąd wrócił po jakiś 20 minutach. Zawiesił na szyi Luciena wisiorek należący do ojca czarownika. - To cię przed nim uchroni. Za cholerę nie wejdzie do twojego umysłu. Nie zdejmuj tego. Wiesz...magia jest popieprzona. Mogę kogoś uleczyć, mogę go ochronić, a samemu sobie nijak mogę pomóc. Choć u mnie jest trochę bardziej skomplikowane. Bo ja i moje rodzeństwo jesteśmy z jednej krwi. Nasze umysły są dla siebie otwarte i nie możemy ich w pełni przed sobą zamknąć.

    OdpowiedzUsuń
  62. [Jakbym kiedyś źle odmieniła, to zaraz poprawiać :>]

    - Bardzo wiele – zgodziła się z nim i z uśmiechem wpisała kolejną wypożyczoną kartę na jego konto – Żaden problem. I tak de facto jeszcze pracy nie zaczęłam, a to że znajduje się w miejscu pracy, to już zupełna inna sprawa.
    Poszła na zaplecze i wstawiła wodę w czajniku elektrycznym. Oparła ręce o stoli, ręce jej się trzęsły., nie wiedziała co zrobić, przecież jak do tego podejść. Straciła jedyną przewagę nad nim, jaką miała. Nie wiedziała kim on jest, czego się spodziewać, czy ma dobre czy złe intencje. Wiedziała, że jej dar nie może być jedynym przejawem nienormalności tego świata. Spotykała wiele różnych istot, ale umysł każdej z nich w większym lub mniejszym stopniu mogła odczytać. Niemożliwość zrobienia tego samego z tym należącym do Luciena, już czyniło go poważnym kandydatem do zaliczenie go również do tego świata. Sama należała do niego w małym stopniu, małym ale jednak. Zazwyczaj było z tego powodu więcej powodów do zmartwień niż radości, ale ostatecznie dochodziła do wniosku, że to jej się podoba. Odgłos wyłączającego się czajnika wyrwał ją z transu, zalała herbatę, położyła na tacce cukier, łyżeczki i ruszyła z powrotem do gościa biblioteki. Postawiła wszystko na biurku i zasiadła po jego drugiej stronie, żeby móc go obserwować.
    - To gdzie pracujesz, że musisz być takim skowronkiem? – zapytała, myśląc o tym, do jakiej rasy go tu przypasować, lub jakie umiejętności mógłby posiadać. Teraz gdy mu się przyjrzała, stwierdziła, że wygląda strasznie niewinnie, aż za niewinnie.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  63. [Gdyby Lucien potrzebował kogoś, z kim mógłby szczerze porozmawiać lub przeczytać jakąś książkę trudno dostępną w Saint-Frais, to zapraszamy do nas z otwartymi ramionami.]

    Bjørn

    OdpowiedzUsuń
  64. Victor pokręcił przecząco głową zupełnie się z nim nie zgadzając.
    - To nie chodzi o twoje myśli tylko o twoją ogólną ochronę. Widział cię, może zrobić z tobą wszystko, z łatwością cię znajdzie i zrobi ci krzywdę tylko po to, by się na mnie zemścić, by mnie wkurzyć. Musisz nosić ten naszyjnik, bez niego to więcej niż pewne, że cię dopadnie – wydukał Victor i nerwowo przeczesał palcami swoje kosmyki włosów. Wziął głęboki wdech. – Nie znasz go, nie wiesz jak bardzo może być okrutny, jest gorszy niż ja – dodał i usiadł przy stole główkując w jaki sposób mógłby się jeszcze pozbyć zaistniałego problemu. – Bądź ostrożny – poprosił Le Burn przerywając narastającą ciszę. Nie daruje sobie tego jeśli jemu się coś stanie i to z jego winy…

    OdpowiedzUsuń
  65. - Stajnia? – zdziwiła się, w życiu by się tego nie domyśliła – Nie wiedziałam, że taka nawet tu jest, ale tak to jest jak się mieszka tylko pół roku, cały tydzień w pracy a weekendy najczęściej na uczelni - westchnęła – Ale nie ryzykowałabym wizyty tam, nie wiem jak zareagował na zapach innych zwierząt mój kot, który ledwo toleruje mnie jako swoją właścicielkę.
    Zauważyła, że spostrzegł jak mu się przygląda. Nie mogła jednak się powstrzymać, przed próbami przebicia jego umysłowej bariery, każda kolejna porażka skłaniała ją do tego, żeby spróbować jeszcze raz. Ocknęła się, słysząc jego słowa i ton głosu. Zrozumiała nagle, że robi źle, po prostu źle, chłopak nic nie jej nie zrobił, nie sprawiał zagrożenia, zatem czemu tak bardzo chciała poznać jego myśli. Przestraszyła się samej siebie i zadrżała, wcześniej taka nie była.
    - Ja… przepraszam – powiedziała ze autentycznym smutkiem w głosie – Jest mi strasznie głupio, myślałam, że wyjazd do Francji mi pomoże, a jest wprost przeciwnie – miała wrażenie, jakby coraz częściej kontrolę przejmowała jej gorsza połowa, której do tej pory nie znała – Wierzysz z rzeczy paranormalne? – zapytała z uśmiechem, zmieniając temat. Bała się, że za chwilę powie o wiele za dużo.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  66. [To się wyda w wątkach :D Ale ogólnie chodzi o to, że ona jest normalnym człowiekiem, a ojciec dziecka... nie do końca. Ona wolałaby, żeby dziecko było ludzkie. I tak dalej. :) W razie jakbyś miała ochotę na wątek, zapraszam :)]

    Livie Laroue

    OdpowiedzUsuń
  67. Victor pokręcił głową i cicho westchnął. - Lucien po prostu na siebie uważaj, dobrze? - wydukał wręcz błagalnym tonem głosu i cicho westchnął. - Naprawdę o dużo cię nie proszę. Nie zdejmuj go, mówię poważnie - dodał siadając przy stole. Przetarł twarz dłońmi, a po chwili zabrał się za robienie eliksiru dla przyjaciela. Nie zajęło mu to dużo czasu. Spakował siedem fiolek w woreczek i podał pakunek Lucienowi. - Jakby coś to jesteśmy w stałym kontakcie.

    OdpowiedzUsuń
  68. [ Nic się nie stało ^^
    Mogą mieszkać w sąsiedztwie przez co Foix może być kilka razy świadkiem jej innego zachowania no bo czasem jej się zdarza robić dziwne rzeczy bardziej kocie niż ludzkie ;) ]

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  69. [Proponuję, by brat Victora mocno wykończył Luciena przez co Victor znowu będzie się musiał nim zajmować :D Albo coś w ten deseń xd]

    Victor pokiwał głową i zdecydowanie uścisnął jego dłoń.
    - Będę dzwonił - obiecał z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym schował ręce do kieszeni. Ah tak, Luci miał rację, powinien odpocząć, więc to też z pewnością mógł mu obiecać. - Jak skończą ci się fiolki, daj mi znać i przynieś je do mnie to zrobię ci nowe i tak, tak odpocznę, tego też możesz być pewien - dodał, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  70. Adam powoli tracił cierpliwość. Czy Lucien miał go aż za takiego idiotę. Wziął głęboki wdech i zacisnął dłonie w pięści, a następnie przywalił chłopakowi w twarz. - Masz mnie za idiotę? Na razie to było ostrzeżenie! - warknął podchodząc do niego. Złapał go za koszulkę i niezbyt delikatnie podniósł go do góry. - Gadaj do cholery gdzie jest Victor nim naprawdę się zdenerwuję - wysyczał i rzucił go na ziemię. Jeszcze trochę cierpliwości mu zostało, więc na obecną chwilę nie będzie sobie plamił rąk krwią. Po kolejnych kilkunastu minutach był już okropnie wytrącony z równowagi, ale chłopak zrobił na nim niemałe wrażenie. Być tak upartym, no no. Adam wyszeptał jakieś zaklęcie przymykając powieki starając się wtargnąć do umysłu Luciego nie szczędząc mu przy tym innych krzywdzących go zaklęć.

    OdpowiedzUsuń
  71. Adam nie szczędził nawet na moment chłopakowi magicznych tortur tylko po to, by wyciągnąć z niego informacje jednak ten twardo się trzymał. Dopiero, gdy zaczął ranić Lucienia i zobaczył jego krew dotarło do niego, że ten nic mu nie powie...jak na razie. Uklęknął przy nim, a palce zacisnął na jego szyi. - Popełniasz ogromny błąd, cwaniaczku.... - po tych słowach nagle Adam odleciał kilka metrów od Luciena. Victorowi zachciało się za dnia chodzić po mieście za zakupami i akurat w porę trafił na ten niemiły incydent. Nastąpiła ostra wymiana zaklęć ze strony braci, jednak w końcu Victorowi udało się osłabić przeciwnika kosztem samego siebie.
    - Luci! - krzyknął i dopadł do niego, gdy na jakiś czas uporał się z bratem. Ujął jego twarz w swoje dłonie. - Lucien - wyszeptał wyraźnie przestraszony. - Trzymaj się stary.
    Zabrał go do siebie, gdzie od razu zaczął się nim zajmować. Chłopak wyglądał naprawdę źle...
    - Błagam cię, wytrzymaj. Nie możesz mnie zostawić. Nie ty - jęknął, gdy założył mu ostatni opatrunek, bał się, że jego przyjaciel nie wytrzyma do rana. Przetarł jego twarz zwilżoną ściereczką i złapał go za dłoń. Tak cholernie się czuł źle z tym, że z jego winy on tak bardzo cierpi.

    OdpowiedzUsuń
  72. Victor pobiegł do kuchni go wodę, a następnie wsparł przyjaciela na swoim torsie i pomógł mu się napić. Poił go regularnie, by ten się nie odwodnił. Siedział przy nim cały czas trzymając go za rękę. Przysiągł sobie, że dopadnie brata i zrobi z nim to samo co on z jego przyjacielem nawet gorzej. Odgarnął chłopakowi kosmyki włosów z czoła i poprawił koc, którym ten był okryty. W końcu Victor, gdy sam odzyskał siły zajął się niektórymi ranami Luciena, zdołał je uleczyć, ale i tak to było zbyt mało, by chłopak mógł poczuć się lepiej.
    - Lucien? - wydukał cicho Victor i dotknął jego policzka. - Stary, jak się czujesz?

    OdpowiedzUsuń
  73. Victor westchnął ciężko i oparł czoło o czubek głowy przyjaciela cholernie się o niego martwiąc, nie było teraxn żartów, sprawa była poważna. Za Sebastiana i Luciena był gotów poświęcić wszystko. W zasadzie to mógł się domyślić, że Luci będzie coś wiedział na temat jego drugiej połówki. Położył go ostrożnie na poduszkach i ponownie okrył kocem. Nie puszczał jego dłoni zabierając przy tym ból jaki ten czuł.
    - Nie wiem czy dobrze robie będąc z Sebastianem, czuje się jak egoista bo w zasadzie nim jestem. Chce mieć go przy sobie, a dobrze wiem, że narażam tym jego życie - westchnął i sam położył się obok przyjaciela. - Spróbuj zasnąć, Luci, sen ci dobrze zrobi. Nie mów już nic, musisz teraz dużo odpoczywać.

    OdpowiedzUsuń
  74. Przysunął się do niego, a czoło oparł o jego ramię nadal trzymając go za rękę jakby bał się, że chłopak zaraz zniknie. Przymknął powieki i wziął kilka głębokich wdechów.
    - Sebastian jest uroczy i taki wstydliwy, a gdy się rumieni robi się taki słodki i wygląda jak dziecko - mruknął, a na twarzy Victora pojawił się lekki uśmiech. Nie wiedział dlaczego tak papla. Może dlatego, że przywiązał się do Luciena i jakoś nie boi się pokazywać przed nim tego jaki naprawdę jest. - Prześpij się, Luci...

    OdpowiedzUsuń
  75. Pokiwał głową i wziął głęboki wdech, po czym uśpił przyjaciela. Posiedział jeszcze przy nim, a następnie poszedł pod prysznic i zabrał się za robienie czegoś do jedzenia. Zrobił zapiekankę z pieczarkami i szynką. Nie był wybitnym kucharzem, ale jeszcze nikt na jego dania nie marudził, a Lucien powinien coś zjeść zwłaszcza teraz, gdy potrzebował energii.
    Gdy skończył poszedł do przyjaciela sprawdzić jak ten się ma. Poprawił koc, którym ten był okryty. Usiadł obok niego i zabrał się za czytanie swojej ulubionej książki. Złapał Luciena za rękę, gdy czar zaczął się kończyć.

    OdpowiedzUsuń
  76. Odłożył książkę i spojrzał na przyjaciela. Uśmiechnął się lekko. - Jak się czujesz? - zapytał poprawiając mu poduszkę, a następnie przyniósł mu kawałek zapiekanki. Pomógł mu ostrożnie przejść do pozycji siedzącej. - Zjedz, powinieneś coś zjeść, by nabrać sił, potem weźmiesz kąpiel, to też ci dobrze zrobi - wydukał i odgarnął mu z twarzy kosmyki włosów.
    Zostawił go na moment upewniając się, że ten jest dobrze wsparty na poduszkach. Zrobił sobie oraz jemu herbatę. Czuł, że Adam sobie z nim pogrywa, wiedział, że Vic jest słaby i z tego skorzystał, ale Victor nie dawał się. Wrócił do Luciena z dwoma kubkami w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  77. Le Burn przewrócił oczami mając ochotę palnąć go w łeb za to co wygaduje. Miał szczęście, że jest chory inaczej już dawno, by zarobił. Wziął od niego talerz widząc, że ten nie chce jeść, więc zmuszać go nie będzie, jedzenie na siłę nie jest zdrowie. Podał mu za to kubek z przestygniętą już herbatą, a sam odniósł talerze do kuchni; sam zjadł bo był cholernie głodny, a zapiekanka wyszła całkiem niezła.
    Usiadł na łóżku obok przyjaciela i oparł się wygodnie o poduszki krzywiąc się przy tym lekko. Bolał go prawy bok, który porządnie sobie ubił podczas walki z bratem, ale jakoś nie miał czasu, by zobaczyć jak to wygląda i raczej jeszcze nie miał. Nic poważnego, za kilka dni przejdzie, teraz zdecydowanie bardziej był ważniejszy Luci.

    OdpowiedzUsuń
  78. - Nic mi nie będzie, prześpię się trochę i będzie okej - odpowiedział odkładając swój kubek z herbatą na stolik, a następnie okrył siebie drugim kocem z zamiarem drzemki.
    - Gdyby coś to mnie obudź, poważnie - rzucił nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu. Zamknął oczy, nie musiał długo czekać na to aż zaśnie, potrzebował teraz odpoczynku.

    OdpowiedzUsuń
  79. Miała być drzemka, a wyszło porządne spanie trwające aż do późnych godzin nocnych. Victor, gdy się obudził i lekko się przeciągnął dotarło do niego to jak bardzo jest obolały. Po cichu wstał z łózka i poszedł do łazienki, gdzie wziął długi odprężający prysznic, a następnie rozsiadł się wygodnie na środku salonu z czterema zapalonymi świecami przed sobą. Pogrążył się w medytacji. Szeptał słowa w nieznanym nikomu języku, a płomienie zapalonych świec co jakiś czas gasły i same się zapalały.

    OdpowiedzUsuń
  80. [Hah, zabawnie to nie wiem czy ma, ale z pewnościąttrochę "przerażona" jest swoimi zdolnościami nad którymi nie panuje. :p
    Co do wątki myślałam nad tym, że mogłaby wraz z Lucasem przyjść do stadniny, między nimi są tylko dwa lata różnicy, więc mogliby się kojarzyć z przeszłośc, a wwracając do tej stadniny - Aurora mogłaby chcieć znaleźć jakieś zajęcie dla małego, a jazda na koniu wydawałaby się jej być całkiem dobrym zajęciem. Co myślisz?:) ]

    OdpowiedzUsuń
  81. [ No i właśnie konkretnego pomysłu na wątek nie mam :( Może tobie coś do głowy przychodzi? :) I przepraszam za tak późną odp... ]

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  82. [O tak, właśnie o kucyki mi chodziło xD Nie znam się na tym wszystkim, a ostatni raz na koniu jeździłam mając osiem lat, jak nie mniej. Trochę czasu zleciało. To w takim razie może przyjść, żeby się mały na kucyku przejechał, a potem lub przed zwierzaki pooglądał ;) ]

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  83. Victor był w jakimś transie, świece krążyły wokół niego, a on z kimś rozmawiał, wyglądało to jakby gadał sam ze sobą, można było nawet się z tego pośmiać, wyglądał komicznie. Niektóre meble lekko drżały. W końcu Vic powoli otworzył oczy i spojrzał na Luciena, a świece zgasły. Wstał powoli z ziemi, po czym zapalił światło, a następnie przeczesał palcami swoje kosmyki włosów. Luci powinien spać, lepiej, by nie widział tego co się będzie potem działo.
    - Skusisz się? - zapytał podchodząc do barku z dużą kolekcją różnych trunków.

    OdpowiedzUsuń
  84. [ Oo jak najbardziej mi taki pomysł odpowiada. Nora na pewno nie odmówi mu pomocy :)
    Kto zaczyna? ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  85. Nalał mu whiskey i dorzucił kilka kostek lodu, po czym podał mu szklaneczkę. Westchnął cicho i przysiadł na kanapie, sam również nalał sobie alkoholu, w którym uraczył z zadowoleniem swoje wargi.
    - Czaruje sobie - odpowiedział wzruszając przy tym ramionami, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Jak się czujesz? - zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  86. [Jak mnie natchnie to we wszystkich zmieniam :D]

    - Musze rosnąć stale w siłę, więc ćwiczę - odparł z uśmiechem, a następnie upił kolejny łyk whiskey, gdy nagle zerwał się z kanapy, a w mieszkaniu zapanowała ciemność. - Niemożliwe - wydukał i bez słowa pociągnął przyjaciela za sobą. Gdy znaleźli w kuchni, Victor odsunął jedną z szafek, a ich oczom ukazała się klapa w podłodze. Otworzył ją i spojrzał na Luciena. - Adam tu jest - wyjaśnił. - Właź!
    Le Burn był zaraz za nim. Zamknął klapę, a za pomocą magii odstawił szafkę na miejsce.
    - Lucien, Lucien - wydukał Vic, gdy biegli przez tunel. - Masz uciekać ile sił w nogach i nie odwracać się! - nakazał patrząc na niego lekko zamglonym wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  87. [Coś mi dziś chyba nie wyszło. Mam nadzieję, że jest dobrze^^]

    Chciała odnowić stare kontakty, ale właściwie wszystkie znajomości, które kiedykolwiek zawarła w Saint – Frais zostały brutalnie zerwane przez rodziców. Nie była zaskoczona tym, że nawet idąc ulicą, kiedy mijała starych znajomych ze szkoły nikt się przywitał, nie zaczepił. Może faktycznie było też w tym trochę jej winy, sama z siebie bała się tak po prostu rozpocząć rozmowę po kilku długich latach przerwy. Cóż jej rodzice starannie się postarali o to, aby nikt nie wiedział, gdzie dziewczyna wyjeżdża. Zniknęła tak po prostu jednego dnia, bez żadnego słowa wyjaśnienia. Sama na ich miejscu też nie chciałaby odnawiać kontaktu z taką osobą.
    Blondynka kucnęła przed chłopcem poprawiając mu czapkę oraz szalik. Posłała małemu delikatny uśmiech i pocałowała w czoło. Na dworze wciąż nie było zbyt ciepło, ale to wcale nie zniechęciło jej, ani małego do wyjścia z domu. Wyprostowała się w końcu, a Lucasa złapała za rękę.
    - Mamo, patrz! - zawołał drugą rączką wskazując na konia, który wyraźnie zainteresowany podniósł łeb, aby spojrzeć na chłopca. Lucas uśmiechnął się szeroko, zmuszając Aurorę do tego, aby się zatrzymała i razem z nim przyglądała się zwierzęciu.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  88. Niemal cały dzień spędziła w kwiaciarni. Tego dnia nie przewinęło się przez nią zbyt wiele osób, ale zawsze było coś do zrobienia nawet jeśli nie pracowała sama. Jak zawsze w tym miejscu czuła się najlepiej. Była odcięta od ludzi i mogła skupić się całą sobą na oślinach co na prawdę pozwalało zapomnieć o wielu rzeczach.
    Była w Saint Frais już jakiś czas, ale jak zawsze nie znalazła sobie przyjaciół. Tak na prawdę rozmawiała jedynie z koleżanką z pracy. Zbyt dużo już ją spotkało by z łatwością mogła zaufać innym. Poza tym nie wiedziała jak długo tu zostanie. Chciała wreszcie gdzieś osiąść na stałe, wieść normalne i spokojne życie, ale nie raz przekonała się, że w jej wypadku to nie jest możliwe.
    Wróciła do domu po pracy i po drodze robiąc drobne zakupy. Zrobiła sobie szybki obiad i w spokoju go jadła, gdy coś musiało jej przerwać. Usłyszała coś niepokojącego, a kątem oka dostrzegła jak młody chłopak upada. Od razu podniosła się z miejsca i wybiegła przed dom. Podbiegła do chłopaka rozpoznając go choć nie znała go i nawet nie wiedziała jak się nazywa. Kojarzyła tylko nazwisko.
    -Co się dzieje?- Spytała kucając obok niego. Rozejrzała się wokół.- Pomogę ci.- Stwierdziła biorąc go pod ramię i pomagając mu się podnieść z ziemi. Nie wiedziała gdzie mogłaby go odprowadził, ale wyglądał słabo, więc postanowiła go zabrać do siebie. Czuła na sobie niemal cały ciężar chłopaka i widziała, że się słania na nogach. Miała nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało. Nie widziała jednak żadnych zewnętrznych urazów, czy otarć i nie czuła krwi.

    Nora

    OdpowiedzUsuń
  89. Victor wiedział, że popełnia błąd, ale nie mieli innego wyjścia. Wziął głęboki wdech, po czym objął zdecydowanie Lucasa w pasie. - Trzymaj się mnie mocno, bo może się nie udać - polecił poważnym tonem głosu. Wymówił krótką formułkę, a po chwili ogarnęła ich głęboka ciemność. Obudzili się w starej chatce na granicy Francji. Victor został w pozycji leżącej z powodu cholernych zawrotów głowy. Teleportacja była zaklęciem, które wysysało dosłownie całą energię z osoby magicznej, która owego czaru użył, ale mimo wszystko Le Burn był z siebie dumny - udało mi się, trafili tutaj w jednym kawałku. Zapalił świece stojące na komodzie.
    - Mamy spokój na jakiś czas - wyszeptał spod przymkniętych powiek. Otarł wierzchem dłoni cieknącą krew z nosa, po czym pognał do łazienki, gdzie zwymiotował. Czuł, że jeszcze przez długi czas odczuje konsekwencję tego czaru.

    OdpowiedzUsuń
  90. Był wdzięczny Lucienowi za pomoc, a szklanka z wodą była jak wybawienie. Wypił ją do końca, a następnie zdołał się dźwignąć o własnych siłach na nogi, po czym złapał się ramienia przyjaciela.
    Gdy znaleźli się w salonie Victor opadł na kanapę, a chwilę później jego głowa wylądowała na ramieniu Luciego.
    - Teleportowałem nas, tutaj na 100% Adam nas nie znajdzie, a przynajmniej mam taką nadzieję, pobędziemy tutaj z jakieś dwa tygodnie, zapasy są w komórce pod schodami także z głodu nie umrzemy, a ja za ten czas na spokojnie zastanowię się jak rozprawić się z bratem. Teraz na niewiele się zdam - wydukał zsuwając się na niego. - Nie ruszaj się, nie ma poduszki, a mnie wyjątkowo cholernie boli głowa - poprosił. - I jest zimno - dodał okrywając siebie oraz jego kocem. - Dzięki Luci, za wszystko i przepraszam wiesz za co.

    OdpowiedzUsuń
  91. Widziała i wręcz czuła, że jest z nim źle. Chwilę przyglądała się chłopakowi po czym pokiwała głową i poszła po tabletkę. Wróciła po chwili z lekiem i szklanką wody. Usiadła obok niego i podała mu je po kolei.
    -Nie musisz dziękować.- To było oczywiste, że mu pomogła. Nie mogłaby siedzieć spokojnie zostawiając go na środku ulicy.
    -Co się tam stało?- Spytała przyglądając mu się uważnie. Czuła jednak, że nie chodzi o zwykłe zasłabnięcie i zawroty głowy. Była w wielu miejscach i widziała wiele dziwnych rzeczy. Może i była nieco przewrażliwiona, ale potrafiła zobaczyć coś nienaturalnego i odróżnić to od zwykłych rzeczy. W końcu sama była wybrykiem natury. Westchnęła cicho.
    -Nora.- Przedstawiła się krótko. W końcu wypadało poznać chociaż swoje imiona zwłaszcza, że go kojarzyła. Poza tym musiała w końcu przestać być takim odludkiem i zawrzeć jakiekolwiek znajomości poza koleżanką z pracy. Nie było jej łatwo przełamać się, ale to była okazja by spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  92. Victor bez zbędnych ceregieli objął przyjaciela ramionami układając się tak jak jest mu wygodnie, po czym zamknął oczy z zamiarem zaśnięcia. - Też się prześpij - wymamrotał robiąc mu miejsce na kanapie, jednak nadal robił sobie z niego poduszkę. Opornie mu szło zaśnięcie z powodu cholernego bólu głowy, co było widać, ale w końcu mu się udało. To ty jesteś moim bratem Lucien, a nie żaden pieprzony Adam - pomyślał nim zasnął. Nie powiedziałby mu tego prosto w oczy bo brzmiało to żałośnie zdecydowanie zbyt żałośnie jak na Victora Le Burna.

    OdpowiedzUsuń
  93. Le Burn, gdy się obudził czuł się flak i tak też wyglądał. Wstał powoli z kanapy starając się nie zabić o własne nogi. Gdy dotarł do kuchni oparł się o szafkę, a dłońmi przetarł zmęczoną twarz.
    - Co tam pichcisz? - zapytał, a następnie podszedł do szafki stojącej przy oknie, z której wygrzebał pod dłuższym czasie butelkę ze swoim ulubionym piwem, drugą wyciągnął dla Luciena.
    - Mógłbyś? - zapytał, nawet nie miał siły ich otworzyć. - Domek należał do moich dziadków - wydukał rozglądając się po kuchni. - Jest w bardzo dobrym stanie, tylko kuchnia została do wyremontowania.

    OdpowiedzUsuń
  94. Nora odwróciła od niego wzrok. W sumie nie chciała wyjść na wścibską. Mimo wszystko widziała, że Lucien nie chciał udzielić jej szczerej odpowiedzi. Nie miała zamiaru drążyć bo sama doskonale wiedziała jak to jest.
    -Wiem.- Przyznała.- Kojarzę cię.- Wyjaśniła. Usłyszała ciche drapanie w okno. Podniosła wzrok w stronę okna i zobaczyła szarego kota ocierającego się o okno. Nie był jej, ale nie raz pozwalała schronić się w swoich progach przybłędom, które przychodziły i znikały.
    -Zostań tu póki nie poczujesz się lepiej.- Zaproponowała. Wolała by jej pomoc nie poszła na marne i by jednak nie skończył pod czyimiś kołami samochodu. Podniosła się z kanapy i podeszła do okna po czym wpuściła kotkę do środka. Skrzyżowała z nią spojrzenie po czym otrzymała ciche miauknięcie. Uśmiechnęła się lekko. Zwierzę rozejrzało się po czym zeskoczyło z parapetu i pobiegło w głąb domu.

    OdpowiedzUsuń
  95. Odłożył butelki i spróbował sosu. - Coś z niczego, niezłe - wydukał odkładając łyżkę. - Idę pod prysznic, sporo moich ubrań jest w komodzie koło kanapy w salonie, więc gdybyś chciał to z pewnością dla siebie coś znajdziesz, a pieniądze na jedzenie czy coś są schowane w tapicerce kanapy po lewej w czarnym woreczku - dodał nim wyszedł z kuchni.
    Po wyjściu z łazienki mimo złego stanu zdrowia ogarnął troche salon oraz reszte domu, by pozbyć się pająków oraz reszty brudu, a to wszystko dzięki jednemu zaklęciu. Vic miał to do siebie, że z chęcią wysługiwał się magią nawet gdy czuł się jak flak. Wrócił do Luciena.
    - Lucien? Mógłbym cię o coś prosić? Otóż mam syna Lucasa, niedawno przyjechał do miasta. Będziesz miał oko na niego gdyby no wiesz...gdyby mi się coś stało. Wiem, że to dla ciebie duże zaskoczenie i wybacz, że rzucam to tak nagle - pokazał mu zdjęcie syna w telefonie, a następnie podał adres jego zamieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  96. Wiedziała, że coś jest z nim nie tak, ale skoro nie chciał o tym mówić miała zamiar to uszanować. Odprowadziła kotkę spojrzeniem po czym przeniosła wzrok na Luciena. Męczył się to było pewne, a ona nie lubiła bezradności, gdy nie mogła komuś pomóc, a jakoś nie wierzyła by zwykłe tabletki przeciwbólowe mogły pomóc na tak silne dolegliwości, które zwaliły młodego człowieka z nóg.
    -To nie jest mój kot.- Przyznała.- Jest niczyja, błąka się po mieście, a do mnie przyszła chyba drugi bądź trzeci raz. Mój dom jest dla nich otwarty.- Przyjmowała każdego kota i każdemu pomagała jeśli tego wymagała sytuacja.- I tu nie chodzi o oswojenie, czy tresurę. To kwestia zrozumienia i szacunku.- Dodała choć może i powinna się ugryźć w język, bo czasem, całkiem przypadkowo mówiła coś czego nie powinna, coś co mogło rodzić pytania, bo w końcu kto rozumie koty i wręcz się z nimi dogaduje jak ze starymi znajomymi? Nikt normalny.
    -A gdzie pracujesz?- Spytała schodząc chyba na neutralny grunt choć nigdy nic nie wiadomo.

    OdpowiedzUsuń
  97. Usiadł przy stole i upił łyk herbaty. - Lucas ma cztery latka, a jego matka jest jeszcze dość młoda i wolałbym, by ktoś w razie czego miał na nią oko - odpowiedział, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Mało zjadł bardziej bawił się jedzeniem, ale naprawdę starał się coś w siebie wcisnąć, w końcu Luci postał przy tym troche. - Przepraszam, nie mam apetytu - westchnął choć udało mu się coś tam zjeść.
    Powoli poszedł do salonu i położył się przed telewizorem, który o dziwo działał, akurat leciała jakaś komediag

    OdpowiedzUsuń
  98. Wziął głęboki wdech i spojrzał na przyjaciela. - Kochałem ją, nawet się jej oświadczyłem, ale potem były ogromne problemy w postaci jej rodziców, rozeszliśmy się, a uczucie zgasło przynajmniej u mnie bo z tego co wiem to ona nadal mnie kocha, ale ja jej nie mogę dać tego samego - odparł poprawiając sobie koc, którym był okryty. W mieszkaniu było przyjemnie ciepło dzięki piecowi w kuchni dlatego też, gdy Victor w pełni poczuł to ciepło od razu zasnął, jednak obudził się po jakiejś godzinie dość gwałtownie nie mogąc zaczerpnąć tchu.

    OdpowiedzUsuń
  99. Maluch, ani na moment nie spuszczał wzroku z konia. Gdyby Aurora wiedziała wcześniej o tym, że Lucas może być nimi, aż tak zainteresowany już dawno zabrałaby chłopca do stadniny, żeby mógł się oswoić ze zwierzętami. Blondynka uśmiechnęła się do niego.
    - Aurora, a ten mały szkrab to Lucas - odpowiedziała.
    - Dzień dobry. - przywitał się chłopiec i uśmiechnął wesoło do chłopaka.
    - Cudowne są. A zwłaszcza ten, którego prowadziłeś. - dodała. Nie znała się szczególnie na koniach, tak naprawdę nie wiedziała o nich niczego, ale nie dało się ukryć tego, że były pięknymi i niezwykle inteligentnymi stworzeniami.
    Blondynka przyglądała się Lucienowi przez jakiś czas, miała wrażenie, że się skądś znają, chociaż w tym momencie nie potrafiła sobie przypomnieć skąd może go kojarzyć.
    - Mamo, ja bym chciał już iść - powiedział chłopiec pociągając ją za rękę. Spojrzał po chwili na chłopaka. - Chce się przejechać na koniu, mama mi obiecała. Możesz nam pomóc? - spytał. W końcu jeżeli ona się nie zapyta to on będzie musiał to zrobić, a nie chciał wrócić do domu, jeszcze nie teraz. - I jeszcze...
    - I wszystko na spokojnie. - przerwała mu Aurora ze śmiechem. - Mogę liczyć na twoją pomoc przy spełnieniu tego małego marzenia? Czy zwracamy się do złej osoby...

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  100. [Przepraszam, że tak późno i tak krótko :<]

    - Zależy, w niektóre rzeczy jestem w stanie uwierzyć, w niektóre absolutnie nie, jak na przykład istnienie obcych – uśmiechnęła się do niego.
    Zmiana tematu, ciekawe zagranie, pomyślała, a więc coś było na rzeczy. Tylko co, nadal to ją męczyło.
    - Historię sztuki – odpowiedziała, starając się ze wszystkich sił powstrzymywać się złamywaniem barier jego umysłu – Nic ciekawego, ani ambitnego. W sumie sam widzisz, wylądowałam ostatecznie w bibliotece i raczej marne szanse, że znajdę potem pracę w zawodzie – zaśmiała się i upiła łyk herbaty.
    Zastanowiła się przez chwilę, jak pociągnąć dalej rozmowę, żeby mimo wszystko skierować tory, na te niecodzienne tematy, o których rozmowa może mogłaby ją naprowadzić. Dać jakąkolwiek podpowiedź. Kim jest, jakie ma zdolności, albo czym w ogóle jest.
    - Dlaczego stajnia? – zapytała – Zawsze podziwiałam ludzi, którzy pracują z większą ilością zwierząt, ja nie mogę zapanować i porozumieć się z moim kotem – przyjrzała mu się uważnie – Potrafisz rozmawiać z końmi czy coś w ten deseń? – zażartowała czekając na jego reakcję.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  101. Victor opadł na kanapę zaklinając na wszystko Adama, który próbował wszelakimi sposobami uprzykrzyć życie Le Burna.
    Vic wstał powoli z kanapy i wyszedł na zewnątrz, by zapalić. O tak tego było mu trzeba, wrócił do domku dopiero po trzech fajkach. Dawno nie palił, zapomniał jak bardzo jest to uspokajające.
    Wrócił na kanapę, gdzie zakopał się pod przyjemnie ciepłym kocem, włączył ponownie telewizor.

    OdpowiedzUsuń
  102. Aurora zarówno jak i Lucas przyglądała się z zainteresowaniem temu co robił chłopak. Nie spodziewała się, że przyjście tutaj będzie takim dobrym pomysłem, a przy okazji i chłopiec się nie będzie nudził w domu. Doskonale wiedziała, że gdyby go tu nie przyprowadziła długo jęczałby jej nad uchem, aż w końcu by się zgodziła i spełniła małą zachciankę synka.
    - Mogę? Mogę mamo nakarmić konika? - zapytał wyraźnie podekscytowany taką opcją. Blondynka uśmiechnęła się do niego szeroko.
    - Jasne, że tak – odparła puszczając jego rękę. Chłopiec podszedł do Luciena i wyciągnął rękę do niego, aby podał mu marchewkę. Przecież będzie mógł ją nieść, prawda? Aurora schowała ręce do kieszeni płaszcza, nie odrywając wzroku od małego. - Jak będzie zaczynać przeszkadzać to powiedz. - wtrąciła. Chłopiec był raczej grzeczny, ale jak to dziecko czasami mogło przesadzić i zacząć przeszkadzać.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  103. - Konie złośliwe? – zdziwiła się – Rozumiem koty, one wprost z tego słyną.
    Musiałam jednak przyznać mu rację, co do kilku rzeczy. Rzeczywiście zwierzęta raczej niczego nie komplikują, nie to co ludzie i w dodatku nienormalni ludzie. Widziała po jego minie, że woli omijać te tematy szerokim łukiem. Zastanowiła się wpatrując w filiżankę, jeżeli będzie naciskać, to weźmie ją za wariatkę.
    - Cieszę się, że mogę tworzyć. To jest dla mnie najważniejsze. W historii sztuki odnajduje bardziej zamiłowanie do historii, którą kochałam w szkole średniej. I wolałam to niż jakiś typowy artystyczny kierunek, bo ucząc się malować głównie samemu, mam wrażenie, że mam większą wolność w tworzeniu – mówiła zamyślona i zaśmiała się na uwagę odnośnie kota – Bastion tęskni? Kocham go, ale ulubionym zajęciem tego kota jest krytykowanie mnie na każdym kroku.
    Polubiła tego chłopaka, był miły i uprzejmy. Intrygujący z tą swoją barierą umysłową, ale musiała pogodzić się z przegraną. Po prostu zaakceptować to, że nie zajrzy w jego umysł. Zasmuciła się przez chwilę.
    - Przepraszam, że tak się rzucam na te dziwne tematy – uśmiechnęła się do niego – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Zazwyczaj nie zamęczam tym nowo poznanych osób, po prostu tak mnie naszło, może czytam za dużo fantastyki – powiedziała zamyślona.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  104. Victor wstał z z kanapy, gdy ogarnęło go przerażenie pomieszane z szokiem. Czuł Adama. Jakim cudem ten psychopata ich znalazł? Przecież mieszkanie było tak dobrze chronione...Zerwał się z kanapy mało nie zabijając się o swoje nogi.
    - Lucien! - złapał go za ręce. - Chodź, szybko - pociągnął go za sobą i wepchał do komórki pod schodami, sam również do niej wszedł. Było w niej cholernie ciasno. - Adam tu jest - chwilę później było słychać dźwięk tłuczonego szkła.
    - Wiem, że tu jesteś, Victor! Znajdę cię, a potem będę patrzył jak umierasz! - krzyknął młodszy Le Burn chodząc po mieszkaniu. Vic kazał być Lucienowi cicho. Vic nie sądził, że Adam przez tyle lat aż tak bardzo wzmocnił swoje siły.

    OdpowiedzUsuń
  105. - Karmię go na czas, jeszcze wybrzydza, ja ci mówię ten kot to diabeł wcielony w słodko wyglądające czarne futerko. Zresztą sam się przekonasz – uśmiechnęła się – Tylko uprzedzam, nie próbuj go dotknąć, o ile on sam wyraźnie nie będzie sobie tego życzył.
    Dolała mu jeszcze herbaty i uśmiechnęła się, naprawdę nie miała zamiaru z żaden sposób naskakiwać tak na jego umysł. Nic jej ostatecznie nie zrobił. Porażka boli, niezależnie od tego w jakiej dziedzinie i jak mała by on nie był.
    - Wiesz, że moja przygoda ze sztuką rozpoczęła się od tego, że chciałam ilustrować książki z tego gatunku – zaśmiała się – Zachwycałam się ilustracjami innych i chciałam przedstawiać swoją własną wizję miejsc, bohaterów i scen. Jeżeli chcesz zobaczyć moje prace to musiałbyś przyjść do mojego mieszkania – powiedziała uprzejmie – Lubię je pokazywać – wzięła małą karteczkę i zapisała adres – Wpadaj kiedy chcesz, tylko jakąś godzinę po zamknięciu biblioteki zawsze – położyła karteczkę obok jego szklanki, jeżeli nie będzie chciał to nie weźmie, pytanie, czy go za bardzo nie przestraszyła swoim dziwnym zachowaniem.

    Isis

    OdpowiedzUsuń
  106. Victor spojrzał na Luciena i ujął jego twarz w swoje dłonie.
    - Nic nam nie będzie, spokojnie - wyszeptał opanowanym tonem głosu, po czym chwycił go za rękę. Był tego pewien. Nie da skrzywdzić siebie, a tym bardziej Luciena. Nigdy. Słyszał jak Adam się zbliża. W komórce robiło się coraz bardziej gorąco, a półki nieprzyjemnie wżynały się w plecy, ale musieli wytrzymać. Vic zaczął szeptać coś pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  107. Przestał wymawiać zaklęcie, gdy wyczuł, że ono na nic się nie zda. Oparł głowę na ramieniu kumpla nawet na moment nie puszczając jego dłoni. Adam był tuż przed drzwiczkami. Victora coraz bardziej bolała głowa. Energia brata działa mu na nerwy, cholernie go drażniła. Głowa Le Burna zsunęła się nie pierś Luciena, gdy zaczął szeptać ponownie zaklęcie. Drzwiczki lekko drgnęły, Adam zaczął je szarpać, ale nie mógł ich otworzyć dzięki zaklęciu Le Burna. W końcu przestał szarpać drzwi sądząc, że są po porostu zamknięte, a jego kroki były skierowane ku górze. Victor wziął głęboki wdech i przestał szeptać. W mieszkaniu zrobiło się bardzo cicho.
    - Chodź - szepnął Vic. Nadal trzymając Luciena za rękę skierował się w stronę drzwi, gdy nagle przed nimi stanął Adam.
    - To sprawa między nami, jego zostaw w spokoju inaczej nigdy nie oddam ci tego czego chcesz, zabijając mnie nie zyskasz mojej magii - wydukał groźnie Victor. - Zrobisz mu jakąkolwiek krzywdę nie dostaniesz niczego! Rozumiesz?!

    OdpowiedzUsuń
  108. Victor wziął głęboki wdech, a następnie przyciągnął do siebie Luciena. Spojrzał na niego wzrokiem mówiącym, by ten nic nie robił, nawet, by nie próbował bo nie skończy się to dobrze.
    - Weź sobie to co chcesz - wydukał Le Burn podchodząc do brata. Nie miał zamiaru ryzykować życiem Luciena. Położył jego dłoń w miejscu gdzie było serce, a drugie na swojej skroni. - Weź to sobie - warknął. Adam nadal był głupcem ponieważ przystąpił do wspólnego wymawiania zaklęcia razem z Victorem nie będąc świadomym, że popełnia błąd. Victor nagle poraził go prądem przez co Adam osunął się na ziemię, Vic również się zachwiał, ale złapał w końcu równowagę.
    - Uciekamy! - złapał przyjaciela za rękę i wyciągnął go z mieszkania. Mieli szansę na ucieczkę, Victor miał nadzieję, że im się uda. Nieprzyjemne, mroźne powietrze nieprzyjemnie drażniło skórę, a śnieg utrudniał bieg.

    OdpowiedzUsuń
  109. Chłopiec słuchał uważnie tego co mężczyzna miał mu do powiedzenia. Posłusznie wyciągnął wyprostowaną dłoń przed siebie, a kiedy koń zabrał marchewkę pisnął wesoło i od razu zabrał rączkę chowając ją za plecy, jakby miał ją zaraz stracić. Aurora zaśmiała się na ten widok.
    - Nie musisz się bać. Nie ugryzie cię – powiedziała mu. Chłopiec pokiwał głową na jej słowa. Co prawda nic mu się nie stało, ale wcześniej nie miał do czynienia z takimi zwierzętami, więc nic dziwnego, że trochę się przestraszył. - Zobacz czeka na następną.
    Lucas wyciągnął po chwili rączkę do góry an której leżała marchewka i czekał, aż klacz ją zabierze. Zaśmiał się głośno, kiedy to zrobiła.
    - To łaskocze! - zawołał tym razem zabierając wolniej rączkę.
    - Ale nic ci nie zrobiła, widzisz? Po prostu chciała zjeść marchewkę. - rzuciła blondynka kucając obok niego. Podniosła po chwili głowę i spojrzała na Luciena. Cieszyła się, że akurat na niego trafili. Nie kazdy byłby zadowolony z faktu, że musi się zająć dzieciakiem, który wszystkiego jest ciekawy chciałby wszystko zobaczyć i dotknąć.
    - A są tu inne zwierzątka niż konie? - zapytał chłopiec po chwili.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  110. -Jeździectwo to piękny sport.- Stwierdziła siadając w fotelu. Konie to piękne stworzenia.- Jakby ktoś potrzebował to każdego i wszystko u siebie przenocuje.- Przyznała zerkając na chłopaka. Wolała by nagle jej nie zemdlał.- Po prostu wiem jak to jest się włóczyć i nie mieć swojego własnego kąta.- Dodała odwracając wzrok. Nie powinna o tym wspominać. Westchnęła cicho. Tak na prawdę do tej pory jej rekordem mieszkania gdzieś na dłużej były trzy miesiące. Tu miała zamiar zostać na dłużej jeśli nie na stałe. Jednak nie robiła sobie nadziei na to. Zbyt wiele razy okazało się, że lepiej będzie jak ruszy dalej. Ale chyba jak każdy miała ochotę zaczerpnąć trochę normalnego życia.

    OdpowiedzUsuń
  111. -Niedaleko jest szosa, a pięć kilometrów dalej małe miasteczko - wysapał powoli tracąc siły, jednak nie poddawał się. Starał się dorównywać biegu Lucienowi, ale płuca już tak cholernie go paliły. Victor miał dobrą kondycję, ale śnieg, zimno i wcześniejsze zmęczenie dało się we znaki. Gdy dotarli na pobocze sosy Vic opadł na kolana zachłannie nabierając powietrza do płuc, a rękoma opierał się o zamarzniętą pokrytą śniegiem ziemię. Musiał odpocząć, po prostu musiał.

    OdpowiedzUsuń
  112. Victor wstał po niecałych 10 minutach. Nie mogli tracić czasu, musieli iść dalej. - Chodźmy dalej - wydukał i rozejrzał się dookoła. Nie widział nigdzie Adama, ani go nie czuł. Może jeszcze się nie ocknął? Oby tak było.
    Szli przed siebie w równym tempie. Vic czuł się lepiej, odpoczął może nie tyle na ile potrzebował, ale było lepiej. Płuca nadal go paliły, jednak nie tak jak wcześniej.
    Objął się ramionami z powodu chłodku jaki panował. Spodnie dresowe, adidasy, cienki podkoszulek oraz rozsuwana bluza nie pomagały w utrzymaniu ciepłoty ciała.

    OdpowiedzUsuń
  113. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  114. Wyraźnie odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się w ciepłym wnętrzu samochodu. Oparł się o przyjaciela z zamkniętymi oczami pozwalając sobie na odpoczynek. W końcu zmarszczył czoło i spojrzał na kobietę za kółkiem. - Od kiedy jesteś wampirem? - zapytał nagle. Kobieta wyglądała na zszokowaną. - Spoko ja jestem niczym Harry Potter tylko współczesna wersja, nie mam różdżki i nie walnął mnie opel w czoło, a ten to mój skrzat domowy niczym Zgredek.
    - Od 250 lat - odpowiedziała.
    - Ah tak, mogłem wiek zgadnąć po zmarszczkach - Victorowi zawsze dopisywał humor, gdy był na skraju wyczerpania. Brunetka zaśmiała się, a po jakieś 20 minutach wjechali do miasteczka.

    OdpowiedzUsuń
  115. -To żaden kłopot.- Stwierdziła wzruszając ramionami. Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa.- Mam nadzieję, że uda mi się zostać tu już na stałe, ale to już kolejna próba z rzędu, więc obaczymy jak będzie.- Przyznała. Łatwo jej się z nim rozmawiało, a i potrzebowała w końcu porozmawiać z kimś kto nie jest kotem choć nie miała zamiaru narzekać na towarzystwo zwierząt.- Dwa tygodnie.- Odpowiedziała. To było krótko, ale czasem wynosiła się z miasta znacznie szybciej.- Lepiej się czujesz?- Spytała znów mu się przyglądając.- Słuchaj, wiem jak wyglądają mdłości i zawroty głowy i nie sądzę by właśnie to ci się przydarzyło.- Stwierdziła.- Ale doskonale rozumiem, że możesz nie chcieć o tym mówić jednak jeśli by cię naszła na to ochota to możesz mi powiedzieć. Nawet jeśli to coś dziwnego.- Dodała i uśmiechnęła się ciepło po czym podniosła się z miejsca i poszła do kuchni zrobić sobie herbaty.

    OdpowiedzUsuń
  116. - Sporo tego jest, serio. Wiedźmy, jasnowidze, wilkołaki, wampiry, duchy, anioły, demony, kotołaki, lilipuci, strzygi, elfy, nimfy. Stary, można by wymieniać godzinami. Mówiłem ci, że widzę duchy i mogę z nimi rozmawiać, a nawet je przywoływać? Wyczuję każdą radę, spokojnie jak coś to będę cię informował na temat każdego kto stanie nam na drodze - uniósł jedną brew ku górze. Nie było to łatwe zadanie, ale Vic lubił wyzwania oraz testowanie swoich możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  117. - Mam kartę kredytową i coś oprócz tego w portfelu się znajdzie, także damy radę. Proponuję najpierw wypocząć w motelu potem przetransportuję nas do mnie i nie chce słyszeć słowa nie bo i tak to zrobię choćbym miał zdechnąć - odpowiedział, a następnie ruszył w stronę sporego budynku, który wyglądał nieźle jak na tak małe i dość skromne miasteczko. Z pewnością wystarczy im i na jedzenie i na wynajem pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  118. Sama nie wiedziała czego oczekuje naciskając na niego by uzyskać odpowiedź. Nie wiedziała co chce usłyszeć, może coś niezwykłego co pozwoli jej podzielić się własnym sekretem. Czasem męczyło ją, że jest z tym całkiem sama, a ci którzy wiedzieli widzieli w niej wynaturzenie, które nie powinno istnieć.
    Przechylił głowę na bok słuchając jego wyjaśnień. Westchnęła cicho. Usłyszała jak jego serce zabiło nierówno. Nie mówił całej prawdy, ale w ogóle ją zmyślił.
    -Przepraszam, że pytam. Po prostu...- Zawahała się. Czuła, że mogłaby mu powiedzieć, ale najzwyczajniej w świecie obawiała się własnego sekretu. Pokręciła głową.- Nie ważne.- Stwierdziła i lekko się uśmiechnęła.- Słyszałam różne historie o tym mieście, ludzie z różnymi nadnaturalnymi umiejętnościami i tym podobne. To musi przyciągać turystów.- Chciała wybadać teren, a on był idealną do tego okazją. Poza tym może dowie się czegoś ciekawego, może się przełamie i przyzna do tego co ukrywa.

    OdpowiedzUsuń
  119. Spojrzał na niego, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Porażenie prądem osłabiło jego fizyczną oraz magiczną stronę. Przez co najmniej dwa dni nie będzie mógł ruszyć nawet łyżeczki, ponieważ to nie był prąd jak z przewodu, ciężko to zrozumiale wytłumaczyć. Moja magia i jego magia spotkały się razem, moja magia wywołała spięcie i doszło do zwarcia dzięki czemu ucierpiał Adam. Zadbałem o bardzo dobre napięcie - odpowiedział, po czym pociągnął go w stronę motelu, gdzie wynajął dwuosobowy pokój.

    OdpowiedzUsuń
  120. Utkwiła w nim spojrzenie i przez chwilę po prostu mu się przyglądała zastanawiając nad tym co zrobić. Westchnęła cicho i odwróciła wzrok, a gdy znów na niego spojrzała jej źrenice były pionowe, jak u kota.
    -To tylko część, ale nie chcę robić przedstawienia.- Mruknęła, a jej oczy znów wyglądały normalnie.- Jestem czymś więcej... Jestem kotołakiem przez co mam kilka dodatkowych umiejętności, ale mam nadzieję, że to zostanie między nami.- Wyjaśniła spuszczając wzrok na swoje dłonie. Miała nadzieję, że nikomu tego nie powie.- Dlatego doskonale rozumiem, że ty możesz nie chcieć mówić o wszystkim.- Dodała i nieznacznie się uśmiechnęła.- Rozumiem też, ze może to być szok.- Stwierdziła. W końcu jej właśni rodzice nie chcieli mieć z nią nic wspólnego, a powinni ją akceptować bez względu na wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  121. Victor również padł na łóżko, po czym spojrzał na przyjaciela. - Weź cokolwiek. Mamy to w cenie pokoju, więc bierz co chcesz, nie mam życzeń byleby się najeść. Poproś w recepcji też o coś przeciwbólowego, dzięki z góry - odpowiedział wstając z łóżka. Poszedł pod prysznic, a wszystkie ubrania za ten czas odświeżył w pralce, po czym po jakiś 25 ubrany w bokserki i szlafrok wsunął się pod kołdrę. Miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa. Masował skronie z grymasem bólu na twarzy, stracił nawet ostrość widzenia. - Luci?

    OdpowiedzUsuń
  122. Te dwie tabletki były jak zbawienie, dosłownie. - Dzięki - szepnął okrywając się pościelą, by nie zmarznąć. - Nie moge, nie kiedy ten psychopata może zrobić ci krzywdę - dodał przymykając przy tym powieki, a gdy ból osłabł na tyle, by dać Victorowi zjeść czarownik od razu zabrał się za jedzenie, które nie było źle, nawet smaczne, ale on robił lepsze, zdecydowanie. Odłożył talerz na tacę, teraz został mu tylko sen. Chciał pogadać Lucienem, ale jakoś tak szybko go zmogło.

    OdpowiedzUsuń
  123. Oboje potrzebowali tego odpoczynku, by zregenerować siły. Victor spał do późnego popołudnia, a gdy się obudził przeciągnął się lekko. Pobolewała nadal go głowa, ale przynajmniej było lepiej niż wcześniej, zdecydowanie lepiej. Włączył po cichu telewizor, by nie obudzić kupmla, niech sobie spokojnie śpi, a w międzyczasie Vic załatwił nowe jedzenie. Lucien z pewnością będzie głodny, gdy się obudzi, a tosty z bekonem i serem były dość apetyczne.
    [Branoc :*]

    OdpowiedzUsuń
  124. Victor uniósł wzrok i spojrzał na przyjaciela. - Jest okej - odparł dojadając swojego tosta, po czym sam wstał z łóżka. - Nie śpię już jakąś godzinę.
    Przeciągnął się i wyjrzał za okno, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył czoło, czuł, że coś jest nie tak, nie był to Adam, ale i tak mu coś nie grało. Podszedł do drzwi. Czuł aurę kobiecego demona. Wolał nie otwierać, sama sobie pójdzie, a jak nie to Victor ją przepędzi. Mógł to być ktoś od Adama. Teraz nie można było nikomu ufać.
    [Znowu miałam pokuse zmiany zdj :D]

    OdpowiedzUsuń
  125. [Zakręcona to nawet mało powiedziane :D]

    Victor w końcu odszedł od drzwi, gdy kobieta sobie poszła i usiadł na łóżku, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Nie możemy ufać nikomu kto się przy nas kręci - mruknął przecierając twarz dłońmi, po czym opadł na poduszki. Musieli być teraz nadzwyczaj ostrożni, by nie kusić losu kolejnymi kłopotami, które zwłaszcza teraz nie były im potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  126. Wziął głęboki wdech i pokiwał głową po czym opadł na poduszki.
    Dziś była pełnia, więc i nocny sen Victora nie był za spokojny. Pełnia była tak samo ważna dla wilkołaków jak i dla osób magicznych. Le Burn wstał z łóżka, po czym spojrzał na jasną tarczę na niebie. Wiele wiedźm i czarowników wysługiwało się mocą drzemiącą w księżycu. Czuł, że Adam robi to samo, wyczuwał ogromne przytłaczające go uczucie. Wrócił do łóżka z zamiarem zaśniecia, co mu nawet się udało. Jednak przewracał się nerwowo z boku na bok mamrocząc coś pod nosem. Rano poszedł pod prysznic oraz śniadanie, udało mu się załatwić dla nich również jakieś kurtki na miejscowym targu.

    OdpowiedzUsuń
  127. Wszedł do pokoju i rzucił kurtki na łóżko, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. - Czas się zbierać - wydukał zaczynając ogarniać swoje łóżko. Resztą zajmą się sprzątaczki. Zasunął swoją bluzę pod samą szyję i ubrał kurtkę. Prawie wyczyścił się z kasy, ale lepiej tak niż mieliby zamarznąć do szpiku kości. Od rana czuł się tak jakoś dziwnie, nie umiał określić tego słowami. Może to sprawka Adama? Jak na razie nie zamierzał się tym przejmować. Czekała ich długa podróż.

    OdpowiedzUsuń
  128. [ Nic się nie stało :D ]

    Odetchnęła z ulgą choć wiedziała, że powinna być bardziej ostrożna z mówieniem o swoim sekrecie. Uśmiechnęła się lekko, a jej źrenice znów przybrały naturalny pionowy kształt.
    -Nie jestem niezwykła.- Zaprzeczyła, a uśmiech zszedł z jej twarzy.- To bardziej coś w rodzaju przekleństwa, o które się nie prosiłam, ale nauczyłam się z tym żyć.- Stwierdziła wzruszając ramionami.- Chcesz wiedzieć więcej?- Spytała choć wiedziała, że był zaciekawiony.- Mogę porozumiewać się z kotowatymi, zmieniać w nie, mam wyostrzone zmysły.- Przyznała.- Jesteś niezwykły... U mnie to wszystko nagle się pojawiło, gdy miałam szesnaście lat. Nie wiedziałam co się dzieje i kompletnie nad tym nie panowałam. Potrafiłam przemienić się w zwierze pod wpływem emocji i wielu innych czynników. Wszystko to kwestia praktyki.- Doskonale pamiętała dni kiedy nie miała pojęcia co dzieje się z jej ciałem i organizmem. Dopiero z czasem nauczyła się wszystkiego, a cierpliwość też się przydawała.

    OdpowiedzUsuń
  129. - Nie musisz mi oddawać pieniędzy, zwłaszcza, że wpakowałem cię w to gówno - odparł Victor, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, a następnie na Luciena. - Załatwiłem samochód, nie pytaj jak ani skąd - odparł wyciągając z kieszeni kluczyki. Wyczyścił pamięć jakiemuś wieśniakowi, więc nie będą mieli problemu z dojazdem zwłaszcza, że zadbał też o pełen bak. - Ja prowadzę potem będziemy się zmieniać.

    OdpowiedzUsuń
  130. -Dziękuję.- Odparła na jego komplement. Sama czuła się lepiej, gdy nie musiała ciągle myśleć o tym by ukryć kocie cechy u siebie.
    -Moim rodzice widzieli we mnie wynaturzenie, dzieciaki się mnie bały, bo nie zawsze umiałam tak dobrze się wtopić w tłum jak dziś.- Przyznała bawiąc się swoimi palcami.- Uciekłam z domu rok później i od tamtego czasu robiłam różne rzeczy by się utrzymać i tułałam się po świecie. Teraz wylądowałam tu z na szczęście normalną pracą.- Dodała. Ulżyło jej nieco, gdy mogła porozmawiać z kimś kto po części ją rozumiał i nie wyśmiał. I nie patrzył na nią jak na potwora. Miło było usłyszeć, że dla kogoś tak wygląda pięknie. Nigdy czegoś takiego nie słyszała.

    OdpowiedzUsuń
  131. - Chodź, chodź mamo znajdziemy tam zwierzątka! - ucieszył się chłopiec. Złapał kobietę za rękę, od razu ciągnąć ją w wyznaczonym kierunku. Nie było chyba nic dziwnego w tym, że chłopiec był tam wszystkim zainteresowany i chciał jak najszybciej się znaleźć na miejscu. Blondynka ledwie zdążyła się uśmiechnąć do Lucienia, bo Lucas od razu ją postanowił tak zabrać. Cieszyła się, że był tak wszystkim zainteresowany. Zawsze szybko tracił zainteresowanie nowymi rzeczami, a teraz widać było po nim, że nie znudzi się zbyt szybko. Wolała, kiedy miał zajęcie na dłuższy czas, bo mimo wszystko trudno było jej czasem za nim nadążyć. Weszli do budynku o którym wspomniał mężczyzna, a odnalezienie królików nie było zbyt trudne zwłaszcza dla tak dobrego detektywa jakim był Lucas.
    - Mamo zobacz! - zawołał, odrobinę zbyt głośno czym przestraszył króliki. Aurora podeszła do niego i kucnęła przy chłopcu.
    - Zobacz, przestraszyły się - rzuciła - musisz być ciszej, żeby się nie bały. - wyjaśniła na co maluch tylko przytaknął.

    OdpowiedzUsuń
  132. Pokiwał głową, po czym zaprowadził go do samochodu, który był nawet w niezłym stanie nie tylko na zewnątrz. Po przyjeździe do Saint Frais Vic pewnie go sprzeda za pokaźną sumkę, która z pewnością mu się przyda.
    Tak jak powiedział zmieniali się w drodze do miasteczka. Podróż trwała dość długo, ale przebiegła bezproblemowo, Le Burn nawet sporo pospał co pozwoliło mu się zregenerować. Zostawili auto w jego garażu. - Chodź, należy nam się szklaneczka dobrej, szkockiej whiskey - uśmiechnął się, a po wejściu do mieszkania od razu nalał im trunku.

    OdpowiedzUsuń
  133. Victor zaśmiał się i usiadł w fotelu. - Już jest zabezpieczone, nie musisz się o to martwić. Adam nie zrobi Lucasowi krzywdy, tylko, by spróbował - odparł Vic racząc się swoim trunkiem. - Jeden łyk cię nie zbawił - mruknął rzucając mu kluczyki. Sam jeździł po gorszych ilościach alkoholu. Policja w tym mieście była, ale za cholerę nic nie robiła. Le Burn uniósł jedną brew ku górze, gdy usłyszał pukanie do drzwi. - Nie może być... - wydukał zrywając się z fotela. - Wykrakałeś, Luci.
    Nie sądził widzieć pod drzwiami swojego synka! Co on robił tutaj sam? Bez matki?!
    - Lucas, skarbie - mruknął czarownik biorąc syna na ręce, który od razu się w niego wtulił. Zaniósł chłopca do salonu, który kurczowo się go trzymał. - Gdzie jest mama? Dlaczego jesteś sam? - jednak chłopiec był tak zajęty tuleniem się do ojca, że nie miał ochoty na rozmowę. Miał dopiero tak mało lat, a był już tak bystry. Vic okrył go kocem i spojrzał na Luciena. - Masz go chronić gdyby Adam pokrzyżował mi plany.

    OdpowiedzUsuń
  134. Wziął głęboki wdech, po czym przytulił mocniej do siebie synka, który zaczął zasypiać. Victor był gotów poświęcić wszystko dla syna. Kochał go nad wszystko co możliwe. Weschnął i spojrzał na Luciena. - Gdyby coś było nie tak tnd dam ci znać - mruknął, po czym położył ostrożnie Lucasa na kanapie. Zdjął mu buty oraz kurteczkę, a następnie okrył kocem. Chłopczyk spał w najlepsze. Le Burn ucałował go w czoło i odniósł rzeczy do przedpokoju, a na kolana Luciena wpakował się kocur należący do Victora.
    Vic wrócił do salonu i pogłaskał pupila za uchem. Niedługo będzie musiał im dać jeść.

    OdpowiedzUsuń
  135. Odprowadził przyjaciela do drzwi, po czym jeszcze raz mu podziękował i wrócił do Lucasa, którego matka zabrała dopiero rano następnego dnia. Vict odpoczywał na tyle ile mógł, starał się zregenerować siły, by stanąć do walki z Adamem, który zjednoczył siły z resztą rodzeństwa.
    Le Burn wiedział, że może przegrać, ale mocy nigdy im nie odda. Całymi dniami przesiadywał rozmyślając nad walką. Musiało mu się udać i już. Musiał ochronić swoich bliskich, zwłaszcza ich. Nie darowałby sobie gdyby im się coś stało.

    OdpowiedzUsuń
  136. Zauważyła jego niepewną minę, gdy dawała mu swój adres. Nie widziała w tym nic dziwnego, była w końcu dorosła. I może to było głupie z jej strony, że zapraszała de facto obcych do domu, ale zawsze mogła czytać z myśli, czy nie mają złych intencji. Zresztą nie po to miała całą szafkę przeróżnych rodzajów herbat i kaw, żeby nie częstować nimi gości. Nie po to próbowała opanowywać swojego kota i próbować go przekonać, że nie każdy kto do nich przychodzi jest zagrożeniem. Zresztą lubiła zawsze pokazywać swoje prace, nie żeby się nimi pochwalić, tylko żeby zbierać opinie. Wiedziała, że zawsze znajdzie się coś nad czym przydałoby się popracować.
    - Zapraszam – uśmiechnęła się – W domu mam o wiele więcej rodzajów herbaty.
    - Nie tylko ty – powiedziała i zamyśliła się – Już tacy jesteśmy, najpierw tworzyliśmy obrazy, dopiero potem wprowadziliśmy pismo. Czyż to więc nie dziwne, że obraz będzie oddziaływał na nas zawsze mocniej niż coś innego. Sprawa autora i artysty wydaje mi się, że zależy od wyobraźni, zawsze uważałam, że w sztuce, jakiejkolwiek by ona nie była najważniejsza są uczucia. Wyobrażasz sobie na przykład strasznie smutno i ponurą scenę śmierci, która według pisarza powinna wprost ociekać smutkiem, żałością, wywoływać płacz. Wydaje mi się, że ważne, żeby właśnie to przekazać w ilustracji, a nie drobne szczególiki. Wyobrażasz sobie, żeby na przykład ilustrator przedstawił taką sceną za pomocą na przykład dominacji różu, żółci i tak dalej – mówiła poważnym tonem – Wybacz, pewnie cię zanudzam. Nigdy nie pozwól artyście mówić o sztuce, to taka mała rada. No chyba, że chcesz go nie słuchać – mrugnęła do niego i upiła łyk herbaty.

    [Wprowadzamy jakąś akcję? :P]
    Isis

    OdpowiedzUsuń
  137. Victor przez następne kilka dni w pełni zregenerował swoje siły, a w głowie stale rozmyślił nad planem pozbycia się Adama, co było naprawdę niełatwe, jednak nie wątpił w to, że się uda, musiał mieć nadzieję, nawet jeśli miałaby go zaprowadzić do pustego zaułka świadczącego niepowodzeniu.
    Musiał za wszelką cenę chronić swoje syna, Aurorę oraz Luciena. Nie pozwoli, by nawet pojedynczy włos spadł im z głowy. Był gotów poświęcić nawet własne życie. Nie zniósłby myśli, że stała im się krzywda i to z jego powodu.
    Poświęcał też dużo czasu synowi. Dzisiejszego dnia nie było inaczej. Bawił się z Lucasem w najlepsze nadrabiając stracony czas, a gdy rozległo sie pukanie do drzwi Vic leżał na dywanie przed telewizorem, a na jego brzuchu siedział mały Lucas bawiąc się włosami ojca.
    - Otwarte! - krzyknął Le Burn zaczynając łaskotać synka.

    OdpowiedzUsuń
  138. Uśmiechnęła się do niego naprawdę zaczęła go lubić. Starała się jakoś wynagrodzić mu to, że na siłę starała się wedrzeć do jego umysłu.
    - Dziękuję – odpowiedziała i zamyśliła się – Tak wyblakła fotografia – potakiwała głową.
    Rozluźniła się, nie było żadnego zagrożenie, oparła się wygodnie o fotel i czekała na rozwój wypadków. Miała okazję, żeby po prostu z kimś porozmawiać. Przestraszyła się, gdy coś zaczęło się dziać niedobrego z jej rozmówcą. Niby znała podstawy pierwszej pomocy, ale nie miała jeszcze okazji, żeby na kimś to wykorzystać. Miała jednak nadzieję, że nie będzie musiała nigdy z tej wiedzy skorzystać. Szybko odłożyła herbatę i wstała gwałtownie, starała się nie panikować. Nie słyszała jego myśli, więc nie wiedziała co się z nim dzieje.
    - Lucien, co się dzieje? – zapytała z niepokojem – Jak mam ci pomóc?

    [Wybacz, że tak bardzo krótko. Nie miałam weny. Ja pomyślałam taki beznadziejny pomysł. Co powiesz na jakiś bandytów obcokrajowców, którzy myśleli, że napadają na bank, a nie znali francuskiego i wbili do biblioteki, takie nieogary? Tak mnie jakoś naszło :P.]
    Isis

    OdpowiedzUsuń
  139. Victor uśmiechnął się do Luciena. Sam miał do niego wpaść, by wypytać co tam u niego się działo. Victor przeszedł do pozycji siedzącej, tak że syn wylądował mu na kolanach.
    - Tato! Pójdziemy na koniki? - zapytał obejmując ojca za szyję drobnymi rączkami. Victor uniósł brew ku górze. Skąd tak nagle na widok Luciena wzięły mu się te koniki?
    Odwrócił głowę, by móc spojrzeć na przyjaciela.
    - Czy ja o czymś nie wiem?

    OdpowiedzUsuń
  140. Le Burn zaśmiał się i posłała przyjacielowi mocnego kuksańca w bok, po czym pocałował synka w czubek głowy. Lucas oparł główkę na piersi ojca, powoli usypiał wyraźnie zmęczony dzisiejszą zabawą, więc Victor zaczął delikatnie się kołysać na boki, by Lu mógł szybciej zasnąć, a gdy tak się stało ostrożnie zaniósł go do swojej sypialni, gdzie położył go na łóżku i okrył kocem i wrócił do przyjaciela. Przeciągnął się lekko, a następnie przełączył kanał z kreskówkami na najnowszy mecz piłki nożnej.
    - Wiesz co lubię - zaśmiał się widząc piwo oraz pizze. Dopiero teraz do czarownika dotarło, że nie zjadł prawie nic przez cały dzień, a jego żołądek dopomina się żarcia. Opadł na kanpę. - Siadaj, Luci - mruknął podając mu otworzoną już butelkę z piwem.

    OdpowiedzUsuń
  141. - O tak, Aurora jest dość urodziwą dziewczyną - odparł z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym upił kilka łyków piwa. - Ma się to oko - dodał wyraźnie rozbawiony i chwycił kawałek pizzy, w który wgryzł się z przyjemnością. - Kurde, stary zapomniałem już jak zajebiście smakuje pizza - mruknął z uśmiechem ścierając z kącika ust troche sosu. Spojrzał na Luciena. - Skąd znasz Aurorę? Była u ciebie w pracy? - zapytał unosząc jedną brew ku górze. Skądś ją musiał znać, a Lucas od tak z tymi konikami nie wyplalił, więc coś z pewnością jest na rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  142. - Gotowy! - odpowiedział chłopiec wyraźnie nie mogąc się doczekać tego, aż będzie mógł się przejechać. Jak tylko wpadł do sypialni Aurory nie mówił o niczym innym jak o wycieczce do stadniny i o tym co będzie tam robił, a dziewczyna była niemal pewna, że przez najbliższe kilka dni będzie mógł tylko i wyłącznie o tym, ale nie żeby jakoś specjalnie jej to przeszkadzało. Była przyzwyczajona do tego, że chłopiec żył czymś przez kilka dni, a dla niej to było niezwykłe, że mały się tak wszystkim interesował.
    - A czemu nie można? - zapytał wyraźnie zainteresowany tym co teraz powiedział. - Coś się może stać? -ciągnął dalej spoglądając na chłopaka.
    Aurora postanowiła dyskretnie się z rozmowy wycofać, sama nie miała nic do dodania, więc nie zamierzała przerywać im rozmowy. Blondynka była w tym momencie naprawdę szczęśliwa mimo, że przed nią było jeszcze sporo problemów, to w tej chwili nie potrafiła o nich myśleć. Jej rodzice, brak kontroli nad mocą... To teraz nie miało znaczenia, kiedy widziała swoje dziecko szczęśliwe, a poza tym nie potrzebowała niczego więcej.

    [I przepraszam, że tak późno:) ]
    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  143. -Domyślam się. Widzę i czuję więcej niż przeciętni ludzie.- Przytaknęła. Ludzie potrafili być okrutni mimo, iż nie mają do tego podstaw i niczego tak na prawdę nie rozumieją. Czasem zastanawiała się, czy ludzka niechęć berze się ze strachu i braku wiedzy, czy z czystej zazdrości. Wiedziała też, że mogłby znaleźć się osoby, które chciałby w okropny sposób wykorzystać odmienności innych.
    -Też mam nadzieję, że będę mogła się tutaj zatrzymać na stałe. To miasto mimo wszystko wydaje się przyjemne i dobrze się tu czuję.- Stwierdziła z lekkim uśmiechem. Mimo, iż zobaczyła wiele ciekawych miejsc to już miała dość życia na walizkach i ciągłych niekończących się przeprowadzek, niepewności i obaw. Wciąż miała ich sporo, ale czuła się tutaj coraz lepiej i bezpieczniej choć pozostawała czujna.

    OdpowiedzUsuń
  144. Pokiwał w zrozumieniu głową i uśmiechnął się lekko, po czym zerwał się z kanapy odstawiając szybko piwo, gdy usłyszał płacz syna. Wrócił z zapłakanym chłopcem do salonu, który był owinięty jego ulubionym kocykiem, a następnie usiadł obok Luciena tuląc do siebie przestraszonego chłopca, którego nawiedziły koszmary, a przynajmniej tak zdawało się Victorowi. Le Burn posłał przepraszające spojrzenie przyjacielowi kołysząc Lucasa w swoich ramionach, by ten się uspokoił, jednak wcale tak łatwo mu to nie przyszło. Chłopiec wyglądał na naprawdę przerażonego. Czarownik czuł, że Adam maczał w tym palce, co cholernie mu się nie spodobało. W końcu, gdy chłopiec zasnął po jakiś 20 minutach wtulony w ojca mężczyzna pocałował go w czubek głowy i zacisnął powieki.
    - Nawet dziecka nie oszczędzi, by mnie dorwać. Pieprzony dupek.

    OdpowiedzUsuń
  145. Chłopiec posłusznie robił wszystko co powiedział mu mężczyzna. Chciał przecież robić wszystko profesjonalnie. Aurora przez cały czas przyglądała się im z zadowoleniem. Przyjście tutaj było jednym z lepszych pomysłów na jakie w ostatnim czasie wpadł Lucas, a ona też mogła odpocząć od wszystkich problemów, które miała na głowie. Słysząc znajomy dzwonek wyciągnęła telefon z kieszeni płaszcza, ale zaraz szybko odrzuciła połączenie. Nie miała ochoty na to, aby rozmawiać z matką na temat tego dlaczego wyjechała. Teraz chciała się skupić na małym i na tym, żeby Lucas miał szansę poznać ojca.
    - Słyszysz mamo? Będę mógł kiedyś jeździć! - zawołał wyraźnie zadowolony na co blondynka uśmiechnęła się szerzej.
    - Oczywiście, że będziesz mógł. A teraz się skup, żebyś przypadkiem mi tu nie spadł – poprosiła, chociaż wiedziała, że chłopiec nie spadnie, kiedy ma przy sobie takiego opiekuna. Blondynka szła za nimi nie spuszczając wzroku z małego. Obserwowała zarówno Lucasa jak i Luciena zastanawiając się skąd mogłaby go znać. Wydawał się jej być naprawdę znajomy, chociaż w swoim dość krótkim życiu zdążyła poznać całkiem sporo ludzi to on... może faktycznie gdzieś się spotkali. - I jak ci się podoba?
    - Jest super mamo! Powinnaś spróbować – powiedział, cóż jak na razie tylko szli, ale mały i tak był podekscytowany – a mama też mogłaby spróbować? Są tu też duże koniki, zmieściłaby się na jednym. - zauważył i odwrócił głowę, aby spojrzeć na matkę.
    - Dziękuję skarbie, już teraz wiem jak według ciebie wyglądam – mruknęła przewracaąc oczami.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  146. Victor westchnął cicho i spojrzał na Luciena. - Staram się, starym ale jest ciężko - odparł, po czym po paru minutach zaniósł chłopca do swojej sypialni mając nadzieję, że nic mu już nie będzie, a gdy wrócił do salonu opadł na kanapkę i z powrotem pochwycił butelkę z piwem, której upił kilka łyków. Powoli ta cała sytuacja stawała się coraz trudniejsza, a Victor miał coraz mniej pomysłów, jednak był pewien, że uda mu się pokonać swoje rodzeństwo, nie było innej opcji. Musiał ochronić syna oraz Luciena nawet kosztem własnego życia.

    OdpowiedzUsuń
  147. Le Burn zamyślił się na moment. - Oczywiście , że tak. Wszystkie umiejętności można wyćwiczyć, trzeba tylko chcieć. Gdy ja zaczynałem nie umiałem nawet zapalić siłą woli świeczki, długo ćwicze w zasadzie to nadal się ucze, ale teraz potrafie zapalić nie tylko świece, a podpalić cały dom. Mój umysł nie różni się niczym od zwykłych śmiertelników, możesz ćwiczyć ze mną - odpowiedział chwytając kawałek pizzy, w którą wgryzł się z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  148. Victor wywrócił oczami i dojadł kawałek pizzy, po czym popił go piwem. Zamyślił się na moment obracając prawie pustą butelkę w dłoni. - Kiedy chcesz zacząć? - zapytał unosząc jedną brew ku górze. - Im szybciej tym lepiej, ja ciągle siedze w domu, więc jestem dostępny kiedy chcesz - dodał wstając z kanapy, gdy zadzwonił jego telefon. Odrzucił połączenie widząc, że to jego siostra. Pewnie znowu chciała mu nawrzucać i wygarnąć wiele rzeczy, ale Le Burna to nie interesowało, miał to głęboko gdzieś. Dla niego rodzeństwo nie istniało, byli jego wrogami, którzy chcą się go pozbyć, ale to on pozbędzie się ich, co pozwoli mu mieć święty spokój na całe życie. Odłożył telefon i wrócił na kanape do Luciena. - Przekonam Aurorę, by wyjechali poza miasto, a najlepiej poza granice Francji.

    OdpowiedzUsuń
  149. Aurora nie spodziewała się tego, że chłopiec mógłby rzucić o niej taki komentarz, ale w końcu to było tylko dziecko, które szczerze mówiąc chciało tylko, aby mama miała dobrze dopasowanego do siebie konia. Nie potrafiła się na niego gniewać, ani tym bardziej nie była zdziwiona tym, że i tymczasowy opiekun chłopca nie mógł się powstrzymać od śmiechu. To była właśnie ta jedna rzecz, która uwielbiała w chłopcu – że potrafił rozbawić wszystkich dookoła jednym zdaniem, które on uważał za zwyczajne.
    - Ja skarbie zrezygnuję. Może następnym razem jak przyjdziemy to się też przejadę – zwróciła się do małego, a była niemal pewna, że jeszcze nie raz tutaj wpadną, bo Lucas będzie ją męczyć o kolejną wizytę w stadninie.
    - Super! - zawołał zadowolony słysząc, że jeszcze tutaj przyjdą. Nie było w końcu nic lepszego niż przyjście tutaj, a skoro mały się cieszył to Aurora mogła robić wszystko, żeby go tylko zadowolić. W końcu to on był najważniejszy.

    Aurora

    OdpowiedzUsuń
  150. Jeszcze trochę i rzeczywiście wpadłaby w panikę, gdyby nie fakt, że ogarnął ją gniew, gdy Lucien ją popchnął. Nie wiedziała, co się stało i co spowodowało jego zachowanie, ale nie miał do tego prawa, jej zdaniem. Przeszło jej jednak po chwili widząc, jak ten źle wygląda, chciała mu naprawdę pomóc, ale nie wiedziała jak. Wtedy do biblioteki wpadła dwójka mężczyzn sądząc po posturze z kominiarkami na twarzach i z bronią w ręku. Isis zamarła i wpatrywała się w niespodziewanych gości. Od razu spróbowała odczytać ich myśli, ale nie mogła, bo byli obcokrajowcami i nic z nich nie rozumiała. Zapomniała, że nie powinna tego robić z dwiema osobami naraz, co skończyło się jednym z jej bólów głowy, przyszedł znienacka, krzyknęła krótko i chwyciła się za głowę. No pięknie, jest właśnie w napadanej bibliotece, ona z napadem bólu, Lucien najwyraźniej też i dwóch złoczyńców. Niczym z podrzędnego filmu sensacyjnego, który mógłby być. Mężczyźni wykorzystując ich słabość szybciej ocenili sytuację, ustalili coś między sobą i ruszyli do działania. Isis niemal ogłuszona bólem nie stawiała się im zbytnio, gdy przywiązywali ją do krzesła znalezioną w jej biurku taśmą klejącą. Miała niesamowite umiejętności, ale nie byłą z niej żadna bohaterka, przerażała ją broń, którą dzierżyli mężczyźni. Cały czas ze sobą rozmawiali w nieznanym jej języku. Ból powoli przechodził, czytanie ich myśli na nic się zdało, więc zrezygnowała z tego pomysłu. Spojrzała na Luciena, który był podobne jak ona przywiązany, a raczej przyklejony do krzesła, tylko odwrócony do niej plecami. Delikatnie dotknęła jego ręki.
    - Lucien, już lepiej? – zapytała najcichszym szeptem, mając nadzieję, że na tyle głośnym, żeby tylko on ją usłyszał – Przydałbyś się teraz w pełni przytomny. I po co ja ostatnio kupiłam taki zapas taśmy? – zapytała cicho samą siebie.

    [Wybacz, chwilowy brak weny i czasu :<]
    Isis

    OdpowiedzUsuń
  151. [hej! może tutaj też wpadniemy na jakiś watek?:D]

    Aimee

    OdpowiedzUsuń
  152. [jak najbardziej! zaproponowałabym jakiś wątek miłosny, ale Lucien jest trochę za młody dla Aimee i w sumie jak na niego patrze to bardziej odzwyają się opiekuńcze instynkty;D Widzę, że nazwałam swoją postać imieniem zmarłej matki... Aimee jako nimfa ma bardzo dobry kontakt ze światem przyrody i zwierzętami, z którymi Lucian się dobrze czuję, więc w tym kierunku też można uderzyć:D]

    Aimee

    OdpowiedzUsuń